Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Songs of Conquest - Recenzja: populacja fanów Heroesów zwiększa się

Duchowy spadkobierca hirołsów.

Eurogamer.pl - Rekomendacja odznaka

Po wielu latach posuchy, na rynek turowych strategii RPG trafia Songs of Conquest. To gra, która w świetny sposób odtwarza klimat kultowej w Polsce serii Heroes, dodając od siebie także garść nowości, które urozmaicają rozgrywkę.

Wielbiciele drugiej i trzeciej odsłony "hirołsów" nie mają lekko, gdyż od ponad dwóch dekad nie pojawiła się godna kontynuacja - kolejne części serii, choć na swój sposób nowatorskie, były po prostu, moim zdaniem, gorsze.

W Songs of Conquest już od pierwszego uruchomienia czuć ten niezwykły klimat, głównie za sprawą świetnej muzyki. W menu czeka na nas możliwość rozegrania kampanii i scenariuszy w pojedynkę, a także potyczek w trybie sieciowym. Znalazł się nawet edytor map! Uruchamiając grę „czujemy się w domu” - gra niemal krzyczy, że została stworzona z myślą o osobach, które ponad 20 lat temu dały porwać się niesamowitej magii Heroesów.

Prócz oficjalnych kampanii, twórcy umożliwili graczom tworzenie własnych przygód.

Trzon rozgrywki się nie zmienił. Rozpoczynamy z jednym zamkiem - tutaj zwanym twierdzą - i jednym powiernikiem, tutejszym bohaterem. Zbieramy surowce, rozbudowujemy miasto i rekrutujemy wojska, za pomocą których czyścimy mapę z neutralnych stworów, a potem także z innych graczy. Same walki odbywają się w systemie turowym, na statycznych planszach. Nie brakuje jednak zmian.

Na pierwszy plan wybija się armia bohatera. W większości scenariuszy rozpoczynamy z tylko trzema miejscami na jednostki. By odblokować kolejne, musimy odpowiednio rozwinąć naszego herosa, zwiększając jego parametr dowodzenia. Pojawia się tutaj dylemat - co poziom możemy bowiem wydać tylko jeden punkt, a zamiast dowodzenia zawsze dostępne są dwie potężne zdolności. Musimy więc wybierać czy chcemy mieć liczniejsze wojska czy solidne premie.

Zmiany znajdziemy także w systemie rozbudowy miasta. Przy każdym z nich znajduje się kilka pól do rozbudowy o różnych rozmiarach - małych, średnich i dużych. Na każdym z nich możemy postawić inne budynki - na dużych naturalnie najcenniejsze. By zwiększyć liczbę dostępnych slotów na rozbudowę, musimy ulepszać sam zamek.

Walki przypominają te z drugiej i trzeciej odsłony Heroesów.

By nie było jednak zbyt prosto, w każdym mieście znajdziemy więcej budynków, niż mamy dostępnych pól do rozbudowy. Trzeba więc odpowiednio planować kolejne inwestycje, by nie zablokować sobie ścieżki do cennej jednostki czy ulepszeń - i wznosić budynki na przestrzeni kilku zamków czy osad.

W grze dostępne są cztery strony konfliktu. Arleton to ludzkie królestwo, gdzie do dyspozycji mamy łuczników i rycerzy, wspomaganych przez mityczne stworzenia. Loth to nekromanckie ugrupowanie, której armie zasilają kultyści i istoty nieumarłe. Baria to frakcja skoncentrowana wokół broni palnej, a ostatnia, Rana, to gadzie plemiona, w armii których znajdują się jaszczuroludzie i smoki.

Każda z frakcji dysponuje ośmioma jednostkami, z których większość da się dodatkowo ulepszyć, zyskując inny wariant. Każde ugrupowanie posiada mocne i słabe strony - jednostki Arleonu stawiają na defensywną rozgrywkę, oddziały Barii z kolei świetnie radzą sobie z eliminacją wrogów z bezpiecznej odległości.

Zobacz na YouTube

Na uwagę w Songs of Conquest zasługuje także magia. Nie mamy tutaj klasycznych punktów many, a łącznie pięć esencji. Te generujemy w walce - trochę na wzór karcianek - i wykorzystujemy do rzucania zaklęć. Co ciekawe, nie mamy tutaj klasycznego ograniczenia do jednego zaklęcia na turę - tak długo, jak mamy esencje, możemy ciskać we wrogów kulami ognia czy przyspieszać oddziały.

Jak wspomnieliśmy, bawić można się solo, a także w trybie wieloosobowym - czy to przez Internet czy przy jednym komputerze. W trybie single do dyspozycji oddano także dwie dość rozbudowane kampanie - ich fabuła może nie porywa, ale świetnie spisują się w charakterze wprowadzenia do właściwej rozgrywki, gdyż stopniowo odblokowują kolejne mechaniki czy jednostki.

To, co przykuwa uwagę - prócz wspomnianego genialnego soundtracku - to pixelartowa oprawa graficzna. Z pewnością nie wszystkim przypadnie ona do gustu, ale widać tutaj doskonale wykonaną pracę grafików. Tereny przypominają starsze odsłony serii Heroes i są pełne detali, a jednostki, mimo wykorzystanej technologii, są świetnie animowane.

Wbudowana encyklopedia pozwala przejrzeć dostępne w grze frakcje, budynki, bohaterów i jednostki.

Żeby nie było jednak zbyt kolorowo, gra nie jest pozbawiona wad. Pierwszą jest, niestety, sama oprawa graficzna. Choć piękna, potrafi być momentami nieczytelna. Bardzo łatwo przegapić mniejszy skarb czy interaktywny obiekt - szczególnie, gdy znacząco oddali się kamerę. Plusem jest jednak fakt, że gra ma niewielkie wymagania sprzętowe i powinna bez problemu ruszyć nawet na starszym sprzęcie.

Największy problem to jednak sztuczna inteligencja, co jest niestety powszechne w tym gatunku. Wrogowie poruszają się po mapie bez ładu i składu, w walce potrafią rzucić najcenniejsze jednostki na pewną śmierć. Co ciekawe, wróg nagminnie oszukuje - posiada mnóstwo rozwiniętych bohaterów i armie, których wielkość jest niemożliwa do osiągnięcia, potrafi też przejść przez dany teren nie oczyszczając wrogów - choć to ostatnie może być po prostu błędem.

Podsumowując, Songs of Conquest możemy polecić wszystkim fanom gatunku - szczególnie tym, którzy przed laty pokochali drugą i trzecią odsłonę Heroesów. Sam zaliczam się do tego grona i po spędzeniu kilkunastu godzin z grą mój zapał nie opadł - wręcz przeciwnie, nie mogę się doczekać, by znów zanurzyć się w tym fantastycznym świecie.


Platforma: PC - Premiera: 10 maja 2022 - Wersja językowa: polska (napisy) - Rodzaj: turowa strategia - Dystrybucja: cyfrowa - Cena: od 107,99 zł - Producent: Lavapotion - Wydawca: Coffee Stain Publishing

Recenzja Songs of Conquest została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.

Read this next