Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Just Cause 3 - Recenzja

Zero kompromisów.

Rico powraca w świetnej formie, oferując to, co najlepsze w serii - i więcej. Gra na długie godziny, pełne niezapomnianej frajdy.

W Just Cause 3 Rico Rodriguez wraca do rodzinnego kraju. Republikę Medici zastaje pod krwawym panowaniem dyktatora Di Ravello i nawet przepiękne widoki nad Morzem Śródziemnym nie są w stanie wynagrodzić nieszczęść spotykających mieszkańców.

Wątek fabularny ogranicza się do współpracy z rebeliantami, którzy chcą obalić rządy tyrana. Historia nie porywa w żadnym stopniu, jest w dużej mierze sztampowa i godna kina klasy „B”.

Biorąc jednak pod uwagę, że w serii Just Cause zawsze chodziło o czystą frajdę płynącą z rozgrywki, przewidywalna fabuła w żaden sposób nie przeszkadza w czerpaniu radości z gry.

Zobacz na YouTube

Główny wątek ratują ciekawie postacie drugoplanowe, przerysowane w zabawny sposób. Poznając bohaterów niejednokrotnie wspominamy serię Saints Row, gdzie również podchodzono do tego aspektu całkowicie bezkompromisowo.

Można zatem śmiało powiedzieć, że nawet jeśli na pierwszym miejscu stawiamy wciągającą historię, która w tym przypadku jest naciągana i miejscami nawet nudnawa, odnajdziemy całe mnóstwo zalet w tle.

Pierwsze skrzypce gra oczywiście Rodriguez, który po raz kolejny w serii wspomaga się sprawdzonymi i skutecznymi gadżetami: linką z hakiem i spadochronem, a teraz także wingsuitem, czyli kombinezonem do szybowania.

Wszystkie zabawki wykorzystane w inteligentny sposób sprawiają, że zapominamy o możliwości podróżowania samochodem, łódką czy helikopterem. Najprzyjemniejsze okazuje się przemieszczanie bez udziału maszyn z silnikiem.

Wybuchy - tego na pewno nie brakuje

Gadżety są ogromną siłą Just Cause 3. W dużej mierze to nasza wyobraźnia ogranicza sposoby na ukończenie danego zadania czy zniszczenia baz wojskowych. Najwięcej zabawy przynosi użytkowanie linki z hakiem, która służy nie tylko do szybkiego przyciągnięcia się do danego obiektu.

Linką możemy też łączyć co najmniej dwa cele, także przeciwników. Zwijanie jej w takiej sytuacji skutkuje „zbliżeniem” przedmiotów, dzięki czemu obserwujemy ciekawe reakcje łańcuchowe - wybuchy po łączeniu beczki z łatwopalną substancją lub wystrzeliwanie czegoś w powietrze po zespoleniu z pędzącym samochodem.

Dzięki możliwości obłożenia obiektów ładunkami wybuchowymi, możemy skonstruować prowizoryczną wybuchową procę. W poprzedniej części także mogliśmy projektować podobne rozwiązania, ale trzecia odsłona wypada pod tym względem zdecydowanie lepiej.

Powód jest prosty - Just Cause 3 oferuje ogromną liczbę wszelakich ulepszeń gadżetów, broni czy pojazdów. Kombinacje modyfikacji sprawiają, że z kolejnymi godzinami rozgrywki wpadamy na coraz to odważniejsze, ale niekoniecznie skuteczniejsze pomysły. Sprawiają one tym większą radość, że świat najnowszej odsłony jest pełniejszy i ciekawiej zaprojektowany.

Cierpią niewinni? Co z tego!

Różnice wysokości pomiędzy poziomem morza a najwyższym szczytem są naprawdę zadziwiające, dzięki czemu podróżowanie w dowolny sposób jest angażujące i jesteśmy zachęcani do eksploracji.

Wiele tu różnorodnych aktywności pobocznych, miast do przejęcia i baz wojskowych do zniszczenia, a że mapa zajmuje aż 400 mil kwadratowych, naprawdę jest co robić. Cała gra, jeżeli chcemy ukończyć ją w stu procentach, wystarczy na kilkadziesiąt godzin.

Podczas tego czasu warto wykonywać wyzwania, wyzwalać przyczółki i szukać sekretów, ponieważ nagrody okazują się cenne i przydatne. Czasem otrzymamy unikalne ulepszenie, innym razem dostęp do wyjątkowego pojazdu. Wszystkie zdobycze tego typu ułatwiają wykonywanie misji wątku głównego.

Drobne porządki

Zachętą do zabawy jest także oprawa graficzna i projekty poszczególnych lokacji. Just Cause 3 jest jedną z najpiękniejszych gier roku, i to nie tylko ze względu na lazurową wodę morską czy kolorowe kwiaty.

Wyrazistość tekstur, powiewające na wietrze rośliny czy efekty świetlne robią niesamowite wrażenie. Nie idzie to jednak w parze z optymalizacją gry, która czasami potrafi zafundować okazjonalne spadki płynności nawet na mocniejszej konfiguracji.

Na kilka dni przed premierą tytuł potrafił także zaskakiwać błędami w postaci znikających samochodów, wtapiających się w otoczenie postaci czy brakujących przedmiotów. Widać jednak, że twórcy naprawiają podobne wpadki wraz z kolejnymi aktualizacjami - liczymy, że większość usterek zostanie szybko wyeliminowana na wszystkich platformach.

Niezbyt dobrze prezentuje się za to model jazdy. Oczywiście jest on maksymalnie zręcznościowy, co nie dziwi, ale prowadząc szybsze samochody czy jednoślady odnosimy wrażenie kierowania betonową i nieczułą konstrukcją, a nie zwinnym pojazdem. Można się jednak do tego przyzwyczaić, choć niesmak pozostaje. Dużo przyjemniejsze jest za to prowadzenie motorówek, łodzi czy śmigłowców.

Przejmowanie samolotów w locie to już standard

Seria Just Cause przyzwyczaiła graczy do kiepskiej sztucznej inteligencji przeciwników. Nie inaczej jest w przypadku najnowszej odsłony. Wrogowie są zwyczajnie głupi i potrafią stanowić wyzwanie jedynie wtedy, gdy jest ich dużo i są wyposażeni w potężną broń. Nawet przejęcie czy zestrzelenie plującego ołowiem helikoptera jest zazwyczaj banalnie proste i mało satysfakcjonujące.

Po raz kolejny do gry nie zawitały tryby sieciowe. Ich namiastką są jedynie listy rekordów różnego typu, które możemy porównywać z naszymi znajomymi i graczami na całym świecie. Wśród nich znalazły się między innymi najdłuższe drifty, największe spowodowane zniszczenia, najdalsze loty przy użyciu wingsuita i wiele, wiele innych. To ciekawe urozmaicenie, choć nie zastąpi nawet najprostszej formy rozgrywki wieloosobowej.

Pomimo kilku niedoróbek i mało zaskakującej fabuły, Just Cause 3 przykuwa do ekranu na długie godziny. Godziny pełne bezkompromisowej akcji i satysfakcjonującej rozgrywki, osadzonej w cudownym świecie śródziemnomorskiego Medici. To jedna z najlepszych gier z otwartym światem, jakie ukazały się w ostatnich latach.

8 / 10

Read this next