Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Resident Evil HD Remaster - Recenzja

Wyjątkowa podróż do klasyki survival horroru.

Członkowie jednostki specjalnej policji w trakcie misji ratunkowej trafiają do tajemniczej posiadłości pełnej wściekłych, gnijących psów, żywych trupów i przerośniętych roślin. Jako Jill Valentine lub Chris Redfield musimy zmierzyć się z ciągłą atmosferą niepokoju i czającego się za rogiem niebezpieczeństwa. Wersja remasterowana pierwszego Resident Evil to świetna okazja, by ponownie zatopić się w korytarzach rezydencji lorda Oswella Spencera.

Pierwsza część sagi o korporacji Umbrella, zombie i mutacjach organizmów stała się wzorem survival horroru. Wydana w 1996 roku gra Shinji Mikami gwarantowała niezapomniane emocje, a konieczność zarządzania ograniczonym ekwipunkiem tylko potęgowała strach przed przejściem do kolejnego pomieszczenia.

Fabuła edycji remasterowanej nie została zmieniona względem pierwowzoru, choć pojawiły się kosmetyczne poprawki. Natomiast w sensie technicznym, Resident Evil HD to remaster reedycji z 2002 roku, pierwotnie wydanej na konsolę Gamecube.

Zobacz na YouTube

Zmiany widoczne są na pierwszy rzut oka. Modyfikacji uległa zarówno szata graficzna, jak i udźwiękowienie oraz mechanika sterowania. Nawet aktorskie wprowadzenie do gry zostało zastąpione animacją - to plus, o ile pamiętamy, jakiego rodzaju kunsztem aktorskim popisali się odtwórcy ról w tamtym intro.

Po rozpoczęciu rozgrywki oczom ukazują się nie tylko bardzo ładne modele postaci, ale też kompletnie nowe, pełne szczegółów wnętrze posiadłości. Prerenderowane na nowo otoczenie zachwyca w każdym ponownie odwiedzonym miejscu. Poza ładniejszymi teksturami pojawiają się również nowe efekty świetlne, dodatkowe chmury pyłu i inne sztuczki potęgujące osobliwy nastrój.

Bardzo miłym dodatkiem jest możliwość wyboru pomiędzy typem wyświetlonego obrazu: klasycznym kwadratowym (jak na starych telewizorach) lub szerokokątnym, bliższym współczesnemu odbiorcy. Poza tym ulepszeniem możemy również zadecydować o rodzaju sterowania postacią.

Można prosić do tańca? Odbijamy?

W grze kierujemy bohaterem z zawsze ustalonej perspektywy, różnej w zależności od pomieszczenia, w którym się znajdujemy. Do takiego punktu widzenia zawsze trzeba się było przyzwyczaić - zwłaszcza że skręcanie polega na obracaniu się wokół własnej osi, stojąc w miejscu. Specyficzny, ale też nieco przestarzały styl możemy jednak zastąpić nowocześniejszym, w którym kierujemy postacią zgodnie z wychyleniem gałki kontrolera.

Nowy model poruszania się zwiększa ruchliwość bohatera, ale nie jest bez wad. Przy zmienianiu lokacji, a co za tym idzie - również perspektywy kamery - bardzo często zawracamy do poprzedniego miejsca. Przy klasycznym sterowaniu było to niemożliwe. Obecnie, przy przeskokach kamery, pozostawiając analog w pozycji z poprzedniej perspektywy, skierujemy postać niekoniecznie tam, gdzie chcemy.

Szalone labirynty posiadłości i jej okolic pełne są śmiertelnych pułapek i zagadek. Dostęp do nich jest ograniczony zarówno ze względu na zombie, jak i objętość wspomnianego ekwipunku. Pierwszy problem rozwiążemy za pomocą strzałów z broni palnej, ale drugi nie jest już tak prosty. Łącznie możemy mieć przy sobie osiem przedmiotów, w skład których wchodzą zarówno środki lecznicze, broń, klucze do poszczególnych zagadek, a nawet atrament (o czym za chwilkę).

Czasami lepiej dumnie przeć do przodu nie patrząc za siebie

Trudność sprawia odpowiednie planowanie zawartości plecaka, gdyż zawsze czegoś nam brakuje. Decydujemy więc, czy weźmiemy coś, co otworzy nowe sekcje posiadłości, czy też wybierzemy zapasy środków leczniczych i broni oraz amunicji. Każdy chybiony strzał się liczy, a nabojów nie ma aż tak dużo.

Mierzenie się z konsekwencjami podjętych decyzji to kwintesencja pierwszej odsłony Resident Evil.

Elementami nowymi względem pierwowzoru są przedmioty defensywne, pełniące rolę natychmiastowej, acz jednorazowej pomocy przed pogryzieniem. Każdy z bohaterów może wbić sztylet w szyję potwora. Użycie niektórych przedmiotów zależne jest od wybranej postaci - Jill posiada paralizator, a Chris częstuje zombie granatem ogłuszającym.

Młodszych graczy może zaskoczyć też specyficzna metoda zapisu stanów gry. Naszą rozgrywkę możemy utrwalić tylko po podejściu do maszyny do pisania, ale każdy zapis kosztuje nas jedno opakowanie atramentu. Może się zatem zdarzyć sytuacja, w której pozostaniemy w budynku pełnym żywych trupów, bez amunicji i bez atramentu - koszmar jak znalazł, a miłośnicy zachowywania stanu gry co kilka kroków muszą mieć się na baczności.

W tym worku są zwłoki albo wyjątkowo przerośnięty kalafior

Mierzenie się z konsekwencjami podjętych decyzji to kwintesencja pierwszej odsłony Resident Evil. Mroczne zombie i inne bestie czyhające dookoła stanowią tylko cząstkę tego, co przywodzi niepokój w trakcie grania w odświeżony klasyk. Tempo rozgrywki może wydawać się nieco wolniejsze niż współczesne części i bardziej nastawione na akcję, ale zapewniam, że ani na moment nie maleje poziom adrenaliny.

Ponownie odwiedzane miejsca usłane są trupami, na które powaliliśmy uprzednio. Jeśli któryś nie został podpalony bądź dekapitowany, w dalszej części gry wróci pod postacią zmutowanego, szybszego i bardziej śmiertelnego zombie. Nawet krążenie po znanych pomieszczeniach może zatem okazać się nie do końca bezpieczne.

Osoby, które dobrze znają oryginał z pewnością zwrócą uwagę na kilka nowych lokacji - zostały one wycięte z części pierwszej. Można więc powiedzieć, że mamy do czynienia z czymś na podobieństwo wersji reżyserskiej.

Pani się zatrzyma! Mam kitel, więc może mi pani zaufać... mlask, mlask

W skład innych usprawnień wchodzi również udźwiękowienie, obsługujące system nagłośnienia 5.1, dzięki czemu upiorna atmosfera otacza gracza ze wszystkich stron. Co ciekawe, głosy aktorów wydają się dziwnie skompresowane, przez co brzmią niezbyt czysto.

Gra posiada kilka przestarzałych elementów, które wydają się niepotrzebne w edycji remasterowanej i odrobinę zaburzają pozytywny odbiór klasycznego tytułu. Przykładem są animacje otwierania drzwi, które w oryginale pełniły rolę ekranów ładowania.

Obecna moc sprzętów do grania nie wymaga tak długiego wczytywania, a mimo to animacja pozostała. Przy pierwszych kilku przejściach między pomieszczeniami jest to przyjemne wspomnienie innej generacji, ale po godzinie pełni już rolę pełnoetatowej, nużącej przeszkody nie do ominięcia.

Takie urokliwe miejsce...

Ograniczenia technologiczne wymuszały również brak możliwości strzelania w ruchu. Współcześnie ten element w połączeniu z nieco koślawym sterowaniem i ciasnymi pomieszczeniami może wywoływać nieco frustracji. Potyczki z kilkoma niemiło nastawionymi dobermanami bądź parą zombie potrafią mocno rozwścieczyć, kiedy połowę winy za niepowodzenie ponosi przestarzała mechanika gry.

Mimo tych kilku wyraźnych zmarszczek, Resident Evil HD spisuje się naprawdę dobrze i oferuje wyjątkową, emocjonalną wycieczkę do pierwowzoru gatunku survival horrorów. Dzięki wydaniu gry na większości obecnych platform, to również szansa dla nowego pokolenia graczy, by po raz pierwszy przekroczyli straszne progi pełnej zła rezydencji.

8 / 10

Read this next