Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Na Hogwarts Legacy czekałem dwadzieścia lat. Czy było warto?

Inne spojrzenie.

OPINIA | Gdy byłem dzieckiem, nie lubiłem czytać. Ale gdy pewnego dnia ulewa pokrzyżowała mi piłkarskie plany, z nudów sięgnąłem po książkę, którą siostra zostawiła na szafce. Na kolorowej okładce jakiś chłopiec w okrągłych okularach unosił się na miotle. Co to za głupoty? Przeczytałem pierwsze zdanie, stronę, rozdział… I zakochałem się.

Od tego czasu zdążyłem przeczytać dużo dobrych książek, które poruszały mnie do żywego i ukształtowały dojrzały światopogląd. Ale żadnej z nich nie udało się podbić magicznego świata. Powieści o Harrym Potterze wciąż stanowią dla mnie rezerwuar metafor i odniesień, a Hogwart to nie tylko fikcyjna lokacja z powieści, ale miejsce, do którego zawsze mogę udać się w trudnych chwilach.

Ucieszyłem się więc, słysząc, że Hogwarts Legacy nie będzie kolejną grą na licencji, które powstają niskim kosztem w okolicach premiery filmu, ale rasowym RPG-iem akcji z angażującą historią i dojrzałym gameplayem. Koniec z popcornowymi grami dla najmłodszych. Zagubiony list z Hogwartu w końcu miał do mnie dotrzeć. A sądząc po ocenach, marzenia milionów fanów zostały spełnione.

I nic dziwnego. Fundamenty produkcji są bardzo solidne. Gra urzeka szczegółowością, a twórcy dowiedli, że znają czarodziejskie uniwersum jak własną kieszeń i potrafią stworzyć przyzwoity tytuł w czarodziejskim świecie. A jednak Hogwarts Legacy nie jest jeszcze tym, czym dojrzała gra w magicznym uniwersum powinna być. Podstawowym grzechem produkcji jest próba zagrania na sentymencie wszystkich fanów.

W grze można podejmować wątpliwe moralnie wybory

Mimo że historia rozgrywa się na długo przed narodzinami Harry’ego Pottera, a w grze nie spotykamy wielu znanych postaci, to Hogwarts Legacy ma problem z wykreowaniem własnej tożsamości. Świat jest niezbyt przemyślaną mieszanką powieści, filmów i gier o Harrym Potterze. Znajdziemy tu więc na przykład kuchnię, o której wiedzą jedynie czytelnicy czwartego tomu sagi, ale i Drewniany Most, który został wymyślony na potrzeby ekranizacji Więźnia Azkabanu.

Nie brakuje też nawiązań do gier. System poznawania czarów to wypisz wymaluj ten, który zaprezentowano w Komnacie Tajemnic, a nauka latania na miotle to nic innego, jak staroszkolne przelatywanie przez obręcze. Nie mogło też zabraknąć czegoś dla miłośników Fantastycznych Zwierząt - teraz i my możemy gonić za magicznym stworzeniami jak filmowy Newt Scamander. Dla każdego coś średniego.

W grze używamy nawet legendarnego zaklęcia Flipendo, które wymyślili projektanci pierwszej gry o Harrym Potterze

Takich kreatywnych kotwic, które ciągną całą produkcję w dół jest zresztą więcej. Wygląda to trochę tak, jakby twórcy zrobili sobie listę rzeczy, które muszą pojawić się w grze, by nikt nie poczuł się pominięty, a potem kolejno odhaczali to, co udało się zaimplementować. Temu rozmachowi brakuje jednak wizji i logicznej spójności. Piątoklasista, który nie zna nawet zaklęcia Alohomora, ale w wolnym czasie pali żywcem całe zastępy goblińskich lojalistów?

Ktoś może powiedzieć, że gry rządzą się swoimi prawami i to rozgrywka powinna odgrywać w nich pierwsze skrzypce. Zgadza się, tyle że nawet najlepsza zabawa nie musi odbywać się kosztem warstwy narracyjnej. To lenistwo twórców, brak pomysłowości, a także przyzwolenie samych graczy sprawia, że wiele gier opowiada historie, za które kinowy ekran zostałby obrzucony zgniłymi pomidorami.

Bardziej immersyjnym byłoby prezentowanie ruchu, jaki wykonuje się podczas rzucania inkantacji. Podobnie jak w pierwszej części gry, gdzie należało narysować symbol zaklęcia

A fabuła w Hogwarts Legacy - poza kompromisami wymuszonymi przez rozgrywkę - jest też sama w sobie nijaka i pozbawiona głębi. A przecież jest to gra RPG, w dodatku oparta na fenomenalnej i ponadczasowej literaturze młodzieżowej. Historia powinna być tu nie mniej ważna od strony wizualnej i mechanicznej. Tymczasem ta nie najlepiej broni się jako samodzielna opowieść. A mimo że twórcy gier przyzwyczaili nas do słabego pisarstwa, we mnie zawsze będzie ono budzić sprzeciw - nawet za cenę częstych rozczarowań.

Czy więc warto było czekać dwadzieścia lat na Hogwarts Legacy? Tak, bo twórcy zrobili krok we właściwą stronę, odrywając się od znanej dobrze historii i kierując swój produkt do starszej widowni. Ale to wciąż za mało. Gra, na którą czekałem dwadzieścia lat i będę czekał dalej, nie będzie jedynie dodatkiem do franczyzy. Będzie pełnoprawnym dziełem, które w twórczy sposób rozwinie magiczne uniwersum i kontynuuje piękną opowieść, jaką rozpoczęła autorka. Słowem, czekam na Hogwarts Legacy 2.

Read this next