Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Assassin's Creed Mirage - Recenzja

Udana, kameralna odsłona serii.

Po ogromnych światach i wielogodzinnych kampaniach nadeszła pora na coś krótszego i skromniejszego. Przygody na mniejszą skalę wychodzą na dobre trzynastej odsłonie serii.

Assassin's Creed Valhalla obszernością przerosło część graczy. Ogromna kampania rozciągnięta jeszcze bardziej przez kilka dodatków fabularnych pokazała, że więcej wcale nie oznacza lepiej. Dla wielu miłośników serii gra utraciła asasyńską tożsamość i stała się po prostu kolejną grą akcji w otwartym świecie z nieustraszonym wojownikiem (lub wojowniczką) w roli głównej. Assassin's Creed Mirage przywraca istotę tego, czym pierwsza część przyciągało graczy przed ekrany blisko 15 lat temu. Nie ma się jednak co oszukiwać - Ubisoft nie wymyśla koła na nowo, a serwuje nam kolejny raz to samo, w nieco innym opakowaniu.

Główny bohater Mirage, Basim Ibn Ishaq, to postać znana graczom, którzy obcowali z poprzednią odsłoną. To właśnie on wprowadza Eivor w świat Bractwa Ukrytych i ich konfliktu z Zakonem Starożytnych. Cofamy się jednak o ponad dekadę, do czasów, gdy Basim był jedynie ulicznym złodziejaszkiem przekradającym się po zakamarkach Bagdadu. W skutek nieudanego rabunku bohater ląduje pod skrzydłami Ukrytych i rozpoczyna trening w ich skalnej kryjówce nieopodal budującej się dopiero twierdzy Alamut.

Sposobów na ciche zabójstwo jest co najmniej kilka, a wśród nich „magiczna” moc Basima

Po tylu częściach i permutacjach tego samego trzonu fabularnego trudno tu mówić o jakiś rewolucjach w historii. Mamy do czynienia z kolejną drogą od zera do bohatera, z powolnym odkrywaniem intrygi związanej z Zakonem próbującym rządzić regionem, w którym przychodzi nam grać.

Formuła fabularna serii już dawno się wypaliła i twórcy nie próbują nam tutaj zawrócić w głowach, choć nie wykładając całości intrygi od razu na stół udaje się zachować poczucie uczestniczenia w śledztwie. Ani Basim, ani też dotychczasowe Bractwo nie są jeszcze w pełni świadomi wszystkich złowrogich intencji Zakonu, co owocuje wolniejszym tempem i możliwością zanurzenia się w przedstawione czasy historyczne.

Powraca krycie się w grupie przechodniów

Z tym aspektem Assassin's Creed Mirage radzi sobie najlepiej, oddając ciekawe i burzliwe czasy złotej ery Islamu w Bagdadzie i jego okolicach. Otwarty świat został okrojony do znacznie mniejszego obszaru, na którym mało pustych przestrzeni, a większość mapy zajmuje wspomniane miasto. Skompresowanie sporej liczby zadań w tak małym miejscu całkiem nieźle się spisuje i trudno tu o nudę.

Twórcy odeszli od elementów RPG i bogatych drzewek umiejętności, dziesiątek broni i ekwipunku na rzecz wielu uproszczeń. Pancerzy jest zdecydowanie mniej, mieczy i sztyletów zaledwie garstka, a umiejętności dotyczą raczej ulepszenia dotychczas dostępnych zdolności i gadżetów. Nie oznacza to jednak, że rozgrywka jest prosta. Mirage czerpie z nowych części tam, gdzie to pasuje, i nie zaburza konwencji skrytobójczej gry.

Występujące od czasów Origins wsparcie w postaci ptaka-zwiadowcy również jest tutaj dostępne. Garść gadżetów, jak sztylety, strzałki usypiające, petardy i bomby dymne również powracają i możemy je modyfikować tak, by pasowały do naszego stylu rozgrywki. Pula jednak jest ograniczona, a my musimy nauczyć się jak najlepiej wykorzystywać dostępny oręż. Jest to tym razem bardzo istotne, gdyż Basim w otwartym starciu może nie przetrwać za długo.

Podsłuchiwania dawno nie było w serii

Model walki przeszedł drobne modyfikacje, ale nie wrócił do znanych z pierwszych części starć z grupą wrogów, gdzie każdy atakuje nas po kolei. Starcia bliższe są współczesnym odsłonom, z tym zastrzeżeniem, że główny bohater w pierwszej kolejności jest złodziejem i skrytobójcą, a nie wojakiem, więc nierzadko potyczka z dwoma osobami naraz kończy się naszą śmiercią. Wymusza to użycia wszystkich gadżetów z ekwipunku, bądź nawet ratowania się ucieczką.

Z ukrycia wszystko wychodzi sprawniej i lepiej, gdyż tak jak otwarte starcia są trudne, tak z ukrycia rządzimy całym obszarem. Głupi strażnicy zawsze dają się zwabić w krzaki, nie zwracają uwagi na niektóre podniebne akrobacje, a specjalny cios z ukrycia pozwala nam nawet na zabicie kilku z nich dosłownie jednym ruchem - ta „moc” nie za bardzo współgra z bardziej realistycznym podejściem w Mirage i bez niego też byłaby to udana gra skradankowa.

Nie oznacza to jednak, że gra jest prosta. System rozgłosu działa w taki sposób, że każde publiczne morderstwo, rozbój, albo nieudana kradzież (możemy porywać sakiewki nieuważnym cywilom) owocują wzrostem wskaźnika rozpoznawalności. Z początku objawia się to tym, że ludzie wytykają nas palcami na ulicy i wołają strażników, a z czasem wpadają w popłoch. Również patrole się zwiększają, a na finalnym poziomie na ulice wychodzą bardziej wykwalifikowane straże, których nie udaje się zabić z ukrycia, a otwarty konflikt jest zaskakująco wymagający. To świetny system, który w udany sposób urozmaica rozgrywkę i podkreśla pochodzenie Basima.

Tzw. narzędzi jest całkiem sporo i możemy je modyfikować w siedzibach asasynów

Kampania nie zajmuje zbyt wiele, gdyż to zaledwie 20 godzin rozgrywki, a jednak nie czuć, że przez grę się przebiega. Każdy z rozdziałów dotyczy innej dzielnicy Bagdadu, a główne morderstwa poprzedzone są śledztwem i stopniowym odkrywaniem, kto kryje się za maską oprawcy danego regionu. Poszczególne historie nie wybijają się ponad dotychczasowy standard w serii, trudno tutaj mówić o zaskakujących zwrotach akcji czy intrydze. Mówimy o marce, która pod kątem poważnych postępów fabularnych stoi w miejscu od blisko dekady.

Występujące w grze błędy również bardzo pokazują, że pewne aspekty nigdy się nie zmienią. Ludność cywilna potrafi zrobić coś głupiego, główny bohater w trakcie skradania potrafi potraktować taboret jako przeszkodę parkourową, a strażnik po tym jak dostanie sztyletem może utknąć w teksturach ściany - nic nowego. Nie, czego byśmy się nie spodziewali po Assassin's Creed.

W początkowych etapach gry opancerzeni przeciwnicy to niemal bossowie. W walce zdecydowanie pomaga jednak bomba dymna

Jeśli chodzi o sprawy techniczne i oprawę wizualną, to grafika właściwie nie odbiega od tego, co znamy z Origins, Odyssey i Valhalli. Krajobrazy potrafią być bardzo ładne, szczególnie przy zachodzącym słońcu, ale postacie nie wyglądają najlepiej na zbliżeniach - trzeba jednak pamiętać, że mówimy o grze, która zahacza jeszcze o poprzednią generację konsol. A skoro już o konsolach mowa, to Mirage oferuje dwa klasyczne tryby - wydajności i jakości. Grałem na PS5 i w trybie wydajności gra wydaje się trzymać stałe 60 FPS, choć zdarzało się, że jakaś intensywna akcja w dużym tłumie ludzi wywoływała nieprzyjemny efekt „rozrywania” ekranu. Trwało to jednak dosłownie kilka sekund.

Po ogromnych, otwartych światach Origins, Odyssey i Valhalla, ograniczony region Bagdadu stanowi miłą odmianę, a powrót do bardziej skradankowej formuły wychodzi grze na dobre. Twórcy mogliby jeszcze bardziej postawić na realistyczne rozwiązania, jak pochwalony wcześniej system rozgłosu, zamiast magicznych mocy zabijania kilku osób na raz, ale być może zbyt wiele oczekujemy od gry, która w pierwotnych planach miała być zaledwie dodatkiem do przygód Eivor i ewoluowała w oddzielną część serii.

Assassin's Creed Mirage to po prostu dobrze wykonana kolejna część, która nie przytłacza rozmiarami, ale też nie sprowadza rozgrywki do archaicznej prostoty. Nie ma tu za wiele powodów do zachwytów, ale też nie ma co krytykować na siłę. To udane Assassin's Creed z akcją osadzoną w pięknym arabskim mieście - tylko tyle i aż tyle.

Ocena: 8/10

Plusy:
+ Bagdad jest przepięknie zaprezentowany
+ System rozgłosu to ciekawe urozmaicenie
+ Mniejszy świat, większe zagęszczenie przygód
+ Skradanie się jest ponownie kluczowe
Minusy:
- Brak zaskoczeń fabularnych
- Mało innowacji w potencjalnie nowej części
- Klasyczne błędy serii

Recenzja została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.

Read this next