Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

The Sinking City 2 będzie kolejną ofiarą złych decyzji studia

Mam złe przeczucia.

OPINIA | Gry studia Frogwares zajmują szczególnie miejsce w moim sercu. Przeszedłem całą serię o Sherlocku Holmesie, ciepło wspominam 80 Dni, Podróż Do Wnętrza Ziemi i Draculę, a The Sinking City jest - przy wszystkich wadach - jedną z moich ulubionych gier 2019 roku. Żałuję, że tego samego nie powiedzieć o ostatnich tytułach studia, pozbawionych wszystkiego, co czyniło ich gry wyjątkowymi. I wygląda na to, że The Sinking City 2 będzie kolejną ofiarą złych decyzji twórców.

Gry od Frogwares - choć graficznie zapóźnione - zawsze zdumiewały mnie wysokim poziomem interaktywności. Jeśli tylko bohater miał wykonać jakąś akcję, to twórcy dokładali wszelkich starań, by gracz miał w niej swój udział. Nie wystarczyło „wskazać i kliknąć”, a przedstawienie czegoś za pomocą przerywnika filmowego było ostatecznością. Raz gracz musiał zmieszać i podgrzać odczynniki, innym razem spojrzeć przez lupę lub wyciągnąć z kieszeni miarkę i samodzielnie zmierzyć odcisk buta. Deweloperzy nie szli na skróty.

W grach o Holmesie nie brakowało łamigłówek. W końcu główkowanie było ważną częścią pracy genialnego detektywa.

Produkcje o Sherlocku Holmesie starały się odwzorować każdy aspekt pracy słynnego detektywa - do tego stopnia, że pod wieloma względami przypominały to, co dziś robią symulatory spod znaku PlayWay. W 2019 twórcy postanowili jednak poeksperymentować z formułą rozgrywki - The Sinking City nie było już tak interaktywne jak gry o Holmesie, ale nadal musieliśmy sporo główkować. Uboższą warstwę detektywistyczną zrekompensowano natomiast koniecznością ścierania się z lovecraftowskimi monstrami - szkoda tylko, że system walki był bardzo archaiczny i niedopracowany.

Przesunięcie akcentu z elementów symulacyjnych i logicznych na akcję nie każdemu przypadło do gustu, ale ja akurat uznałem to za przyjemny powiew świeżości. Problem w tym, że twórcy nie postanowili na tym poprzestać. W kolejnych grach Frogwares nie tylko nie cofnęło się do starych pomysłów, ale nie pozostało też przy kompromisie z The Sinking City - zamiast tego jeszcze bardziej pozbawiało swoje gry interaktywności, zamieniając je w nudne „symulatory chodzenia”, osadzone w pustych i martwych światach.

The Sinking City 2 na klimatycznym zwiastunie

I wygląda na to, że ukraińscy deweloperzy nie zamierzają zrobić ani kroku wstecz. Słowa szefa studia, Sergeya Oganesyana, wypowiedziane w kontekście zapowiedzianego parę dni temu The Sinking City 2, nie pozostawiają złudzeń co do kierunku, w którym zmierza nowa gra:

„Walka i eksploracja są teraz głównym celem (…) Jeśli chodzi o elementy detektywistyczne, to nadal są obecne, ale nowy system rozgrywki czyni je opcjonalnymi. (…) Możesz robić postępy bez wiedzy [pozyskanej ze wskazówek], ale będzie to łatwiejsze lub bardziej absorbujące z wykorzystaniem informacji, które wydedukowałeś.”

Jak atrakcyjnym nie próbowałby szef studia uczynić ten „nowy system”, w rzeczywistości oznacza to po prostu dalsze odchodzenie od tego, co było najmocniejszą stroną gier Frogwares, i stawianie zamiast tego na walkę oraz eksplorację - elementy, które zawsze wychodziły im bardzo źle. Jeszcze dziwaczniejszym od samej decyzji wydaje mi się jej uzasadnienie:

„Jesteśmy całkowicie niezależnym studiem, które od 24 lat słynie z gier detektywistycznych. Musimy jednak zacząć podejmować odważniejsze ruchy. Branża się zmienia, a my chcemy zabezpieczyć przyszłość studia.”

To prawda, branża się zmienia, ale czy rzeczywiście w stronę, w jaką zmierza The Sinking City 2 oraz inne gry studia Frogwares? Niewielkie, ale popularne gry jak Dredge, Viewfinder czy Jusant, dowodzą czegoś przeciwnego - największą szansę na sukces daje tytułom niezależnym skupienie się na głębi rozgrywki i interaktywności. To samo pokazuje rosnąca popularność survivali - gier opartych na złożonych systemach i interakcji ze środowiskiem. Pacific Drive, które sprzedaje się lepiej od niejednego tytułu AAA, dodaje do tego wiele rozwiązań, które kojarzymy z symulatorami.

Redakcyjny kolega Maciek wystawił samochodowemu symulatorowi „dziewiątkę” w recenzji Pacific Drive

Tymczasem to, co od jakiegoś czasu robi Frogwares, i co najwyraźniej planuje kontynuować przy okazji The Sinking City 2, to zupełnie odwrotne podejście. Choć sami nazywają ten ruch „odważnym”, ja widzę w nim raczej chorobliwą ambicję, przedkładanie sił nad własne możliwości, a przede wszystkim błędne rozpoznanie potrzeb graczy. Studiu oraz powstającej kontynuacji gry z 2019 roku życzę oczywiście sukcesu, mimo że sam zupełnie w niego nie wierzę.

Read this next