Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Eador: Masters of the Broken World - Recenzja

Klasyczna strategia turowa w świecie fantasy. Bardzo przyjemna, choć pełna błędów.

Na dryfujących wśród gwiazd ruinach zniszczonego Eador ścierają się podobni bogom Mistrzowie. Wszyscy pragną odbudować rozbitą przez Kataklizm planetę; każdy ma jednak własną wizję tego, jak powinien wyglądać nowy świat. Ostateczna decyzja należeć będzie do tego, który zgromadzi najwięcej mocy.

Eador to strategia turowa osadzona w dość klasycznym, choć rozerwanym na strzępy świecie fantasy. Znajdziemy w niej wszystko, co wyznacza standardy gatunku - klasyczne rasy, takie jak krasnoludy, elfy czy gobliny, magię i bitwy o kontrolę nad prowincjami. Celem gracza nie jest, co prawda, zabicie smoka i zdobycie księżniczki, ale zbytnio się od tego założenia nie oddalamy.

W kampanii wcielamy się jednego z tytułowych Mistrzów, którzy próbują skleić w całość zniszczony świat. Pozostali są naszymi przeciwnikami podczas podbojów poszczególnych odłamków Eador i partnerami do rozmów, kiedy dryfujemy w kosmicznej przestrzeni pomiędzy inwazjami. Każdy z nich mieści się w jakimś stereotypie, jak na przykład „dobry czarodziej" lub „żądny władzy tyran", i zbytnio od tego stereotypu nie odbiega. Sprawia to, że dyskusje z Mistrzami nie są zbyt interesujące.

Pole bitwy zbudowane jest z heksów

Kluczowym elementem odróżniającym kampanię od pojedynczych potyczek są dostępne w twierdzy budynki - w pojedynczych scenariuszach mamy od początku dostęp do niemal wszystkich zabudowań. W kampanii każdy podbity odłamek zawiera kilka nowych budynków i generuje pewną ilość energii, dzięki której przed atakiem na kolejny możemy wykupić kilka bonusów początkowych.

W pojedynczych scenariuszach przenosimy się na powierzchnię jednego z fragmentów rozbitego świata, na którym kilku lub nawet kilkunastu innych, podobnych nam władców, walczy o dominację nad, no cóż, dryfującym w kosmosie fragmentem skorupy planety. Aby wyeliminować przeciwnika musimy zdobyć jego twierdzę, do której docieramy przedzierając się przez dziesiątki kontrolowanych przez neutralne siły prowincji.

Każdy z obszarów możemy podbić siłą. Niektóre, znajdujące się w rękach przedsiębiorczych ras, takich jak nomadzi czy wolni ludzie, możemy wykupić. Jeszcze inne oczekują od nas pomocy w walce z bandytami, ogrami czy plującymi trucizną ślimakami. Co ciekawe, nękające naszych przyszłych poddanych potwory często znajdują się na drugim końcu kontynentu... odłamka, jednak najwyraźniej nikomu to nie przeszkadza.

„Nie mogło też zabraknąć herosów - potężnych jednostek, których największym talentem jest przeprowadzanie armii z prowincji do prowincji.”

Nie mogło też zabraknąć herosów - potężnych jednostek, których największym talentem jest przeprowadzanie armii z prowincji do prowincji. Bez ich pomocy, biedni żołdacy nie są w stanie zrobić nawet pół kroku. Co ważne, pod kontrolą bohatera znajdują się pojedynczy żołnierze, a nie wielkie armie - w najlepszym przypadku na pole bitwy nasz generał zabierze ze sobą piętnaście jednostek.

Bohaterowie posiadają też kilka innych umiejętności, takich jak rzucanie zaklęć, zadawanie sporych obrażeń wrogim oddziałom, czy zwiększanie skuteczności swoich podkomendnych, jednak to ruch i umiejętność eksploracji pozostają ich najbardziej kluczowymi talentami.

Okazji do eksploracji jest całkiem sporo. Początkowo, każdy z bohaterów może prowadzić jedynie stosunkowo niewielki oddział, a jego zdolności bojowe nie robią na nikim wrażenia. Musi więc znaleźć kilku słabych przeciwników, którzy pozwolą mu zdobyć doświadczenie. Sąsiadujące z naszą twierdzą prowincje nie zawsze posiadają dostatecznie słaby garnizon, jednak każda z prowincji pozostaje w pewnym, zazwyczaj dość znaczącym stopniu nieodkryta, a na nieznanych obszarach kryją się legowiska potworów i całe stosy skarbów.

Badanie prowincji przynosi także jeszcze jedną korzyść - w miarę rozwoju królestwa w każdej z jego dzielnic przybywa poddanych, którzy nie chcą osiedlać się na niezbadanych i potencjalnie niebezpiecznych obszarach. W związku z tym, co pewien czas każdą z dzielnic musi odwiedzić bohater, który zadba o znalezienie jeszcze kilku przytulnych zakątków, w których osiedlą się przyjaźni jaszczuroludzie zamieszkujący prowincję.

Eksploracja, podobnie jak ruch między prowincjami, przebiega dość powoli, co powoduje, że na dotarcie do twierdzy przeciwnika potrzebujemy zazwyczaj dziesiątek tur. Czasem - setek. Aby czas ten nie dłużył nam się zbytnio, twórcy przygotowali masę wydarzeń losowych, gwarantujących, że nasze królestwo ani przez chwilę nie będzie ciche i spokojne.

Czasem zdarza się, że kilku chłopom nie podobają się nasze rządy, więc spotykają się w świeżo wybudowanej w prowincji karczmie (myślę, że całkiem łatwo się domyślić, kto opłacił budowę tego przybytku), by pomarudzić. Możemy zdecydować, co zrobimy z siejącymi defetyzm wieśniakami - możemy ich powiesić, zignorować lub spalić knajpę, w której siedzą.

Innym razem nasz dwór odwiedzi grupa archeologów, chętnych do zbadania Starożytnych Ruin, których, jak przystało na świat fantasy, jest w naszym królestwie więcej niż samych obywateli. Zgodnie z konwencją, w ruinach mogą czaić się potwory, jednak równie dobrze dzielni archeolodzy mogą odnaleźć niestrzeżone skarby - to od nas zależy, czy dostaną pozwolenie na wykopaliska.

Zwiastun gry Eador: Masters of the Broken WorldZobacz na YouTube

Żadne ze zdarzeń nie posiada jednego prawidłowego rozwiązania. O wszystkim decyduje generator liczb losowych, a częściej niż rzadziej - niezależnie od tego, która decyzja wyda nam się słuszna - jej konsekwencje odbiją się czkawką w całej prowincji. Czasem straszny demonolog broniąc się przed wygnaniem przyzwie pomiot chaosu, innym razem uwolnione z krypt zombie zdziesiątkują ludność. Na szczęście, możemy zmniejszyć wyrządzone szkody - oddziały broniące prowincji mogą ochronić ludność przed atakiem sił mroku, a rytuał Ekstrawagancji odprawiony nad dzielnicą potrafi skutecznie zredukować niezadowolenie jej mieszkańców.

Najważniejszym elementem Eador jest walka. Rękami bohaterów podbijamy prowincje, odkrywamy ruiny i ścieramy się z innymi herosami. Pola bitwy zbudowane są z heksów i, co zdecydowanie ważniejsze, różnych rodzajów podłoża. Decyduje ono o mobilności jednostek, wpływa na ich wytrzymałość i skuteczność w walce. Dzięki temu, zarówno początkowe rozmieszczenie żołnierzy, jak i ich ruchy w trakcie bitwy mogą mieć znaczący wpływ na wynik końcowy.

Wyjście ze starcia bez strat jest niezwykle ważne. Nie tylko bohaterowie, ale i wszystkie podległe im oddziały zdobywają doświadczenie. System statystyk w Eador pomyślany został tak, by nawet pojedynczy dodatkowy punkt ataku czy obrony był wyraźnie odczuwany na polu bitwy - weterani są więc cenniejsi niż złoto.

Eador - gra rozległa i złożona - zawodzi, jeśli chodzi o przejrzystość poszczególnych elementów. Objaśnienia czarów i umiejętności specjalnych zagrzebane są głęboko w menu. Cechy opisane są ikonami, co utrudnia porównywanie ze sobą jednostek. Poszczególne tereny na polach bitew są do siebie zbyt podobne, utrudniając rozlokowanie żołnierzy. Te i inne problemy sprawiają, że tytuł może okazać się nieco przytłaczający.

Jest też trudno. Eador oferuje siedem poziomów trudności, jednak już gra na trzecim z nich może stanowić spore wyzwanie. Przeciwnik, nawet w najłatwiejszej konfiguracji, stara się podczas bitew atakować przede wszystkim najbardziej wrażliwe jednostki, takie jak łucznicy czy uzdrowiciele, wraz ze wzrostem trudności staje się coraz bardziej agresywny, przez co zdobycie pierwszych odłamków w kampanii stanowi spore wyzwanie.

„Gra wypchana jest też po brzegi błędami. Próbując utrzymać datę premiery, twórcy zaniedbali fazę testów.”

„Odłamki” dryfujące w kosmosie jako żywo przypominają po prostu kontynenty

Gra wypchana jest też po brzegi błędami. Próbując utrzymać datę premiery, twórcy zaniedbali fazę testów. Niektóre problemy są drobne - muzyka nie zawsze zmienia się na „bojową" podczas potyczek, a od początku kampanii możemy przeczytać opis wszystkich misji. Inne mają wpływ na przebieg rozgrywki i zmuszają nas czasem do rozpoczęcia scenariusza od nowa - bohaterowie blokują się podczas ruchu przez prowincję, a ekran walki nie zamyka się po zakończeniu bitwy.

Twórcy pracują nad załataniem niedoróbek, wydając co kilka dni kolejną łatę, jednak mimo tego, zmiany zachodzą wolno i można mieć tylko nadzieję, że w wakacje, gdy udostępniona zostanie polska wersja, większość problemów pozostanie tylko wspomnieniem.

Eador to produkcja, która bez trudu może równać się z najważniejszymi tytułami gatunku - jest dostatecznie rozbudowana, by przykuć do ekranu na wiele godzin. Bajkowa grafika i dbałość o szczegóły dodają uroku oprawie wizualnej. Gra zawiera masę błędów - część z nich zapewne poprawią nadchodzące aktualizacje. Inne wynikają z nieprzemyślanych rozwiązań i pozostaną w grze na stałe.

7 / 10

Read this next