Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

W jakim kierunku zmierzają „Gwiezdne Wojny”?

Szanse i zagrożenia związane z nadchodzącymi premierami.

OPINIA | Świat „Gwiezdnych Wojen” stale się rozrasta, a na horyzoncie pojawiło się wiele ciekawych premier. Po ostatnim wydarzeniu Star Wars Celebration w głowach fanów zrodziło się wiele pytań dotyczących przyszłości marki. Jakie szanse i zagrożenia stoją przed uniwersum „Gwiezdnych Wojen”?

Tuż po premierze ostatnich odcinków „The Mandalorian” zacząłem się zastanawiać nad kierunkiem, w którym zmierza uniwersum „Gwiezdnych Wojen”. I o ile nietrudno sobie wyobrazić, że kreowany przez licznych twórców świat rozrośnie się do ogromnych rozmiarów, o tyle pojawia się pytanie, w jakiej kondycji będzie ta marka za kilka albo kilkanaście lat.

Premiera Ahsoki może nam wiele powiedzieć na temat przyszłości Gwiezdnych Wojen

Zacznijmy od tego, co mieliśmy okazję ostatnio oglądać, czyli trzeciego sezonu „The Mandalorian”, który - według mnie - okazał się sporym rozczarowaniem. Jako wierny fan serii zawiodłem się przede wszystkim na beznadziejnym scenariuszu. Pomysł dotyczący odbicia Mandalory przez grupę wojowników sam w sobie nie jest zły, ale można go było jednak sensowniej spożytkować. Twórcy - mimo sporego dystansu czasowego pomiędzy drugim i trzecim sezonem - nie stworzyli ciekawej fabuły. W serialu roiło się od nieprzemyślanych wątków (piraci na Nevarro), kiepskich dialogów (Paz Vizla), nudnych i przewidywalnych postaci (Greef Karga, Kapitan Teva).

Wielokrotnie odnosiłem wrażenie, że oglądam „Księgę Bobby Fetta”, która znowu, była z początku niezwykle ciekawym pomysłem, ale przedstawionym bardzo rozczarowująco. Wszystko, co najgorsze w kiepskich produkcjach z serii „Gwiezdnych Wojen” wiązało się z „leniwym” scenopisarstwem i najwyraźniej odcinaniem kuponów od dobrze znanych postaci (Din Djarin, Grogu) oraz całej marki. Pierwszą obawą jest z pewnością to, że seriale zakorzenione w uniwersum „Gwiezdnych Wojen” mogą właśnie zmierzać w tę stronę.

The Mandalorian - film, recenzja
Ten ostatni sezon „The Mandalorian” był fatalny

Wiemy już, że uniwersum siłą rzeczy będzie coraz bardziej „masowe”. Dla wielu osób może to oznaczać, że „Gwiezdne Wojny” zostaną pozbawione swojego uroku. Uważam, że specyfika tego świata nie wynika z charakteryzacji postaci lub ciekawej scenografii, po której poruszają się bohaterowie, ale magię „Star Warsów” zawsze tworzyła dobra historia. Warto przy tym zaznaczyć, że dla każdej produkcji była ona czymś innym. „The Mandalorian” (dwa pierwsze sezony) potrafił pobudzić klimat „Gwiezdnych Wojen” na nowo, bo ten serial miał swoją tożsamość i był „jakiś”, w przeciwieństwie do „Księgi Bobby Fetta”.

I tu pojawia się kwestia „Andora”. Inne podejście do świata oraz wyśmienity i przemyślany scenariusz sprawił, że poznałem świat „Gwiezdnych Wojen” z innej strony. Twórcy mieli na niego pomysł - dosyć odważny, bo pozbawiony związanego z zasadami jedi patosu, stylu życia, mocy i innych tego rodzaju spraw. „Andor” - według mnie - na nowo zaczarował uniwersum, a ja - jako zadowolony z serialu widz - zacząłem wiązać spore nadzieje z tą produkcją. To samo może dotyczyć „Ahsoki”, której premiera już w sierpniu albo nadchodzącego „Skeleton Crew” z Judem Lawem w roli głównej.

Już nie chcę więcej historii Rey

Sprawy seriali są ważne, ale one tylko uzupełniają świat „Gwiezdnych Wojen”. W centrum stale pojawia się kwestia filmów, czyli wielkich, wysokobudżetowych produkcji, wytyczających trendy w uniwersum i ustanawiających stałe punkty odniesienia. Po ostatnim Star Wars Celebrations dowiedzieliśmy się, że saga Skywalkerów będzie nadal trwała.

Kathleen Kennedy, czyli producentka filmowa i prezes Lucasfilm, wyjaśniła na Star Wars Celebrations kwestię długoletniej pracy nad projektem nowego filmu o Rey. Otóż nad kontynuacją - jak twierdzi - zastanawiali się już po premierze „Skywalker. Odrodzenie”, ale nie do końca wiedzieli, w jakim kierunku miałaby pójść ta historia. Rozmowy się odbywały, lecz dopiero niedawno zrodził się możliwy do zrealizowania pomysł.

Ostatnia scena, która realnie poruszyła uniwersum Gwiezdnych Wojen

Powrót Rey nie u wszystkich spotkał się z uznaniem. Co więcej, pojawiły się wokół tego kontrowersje, wynikające częściowo ze sposobu prezentowania paneli dyskusyjnych na Star Wars Celebration. Niektóre informacje są tylko dostępne dla widowni i w związku z tym mogą pojawiać się przecieki. Jeden z nich pokazał zdjęcie Rey w ciąży na tle domostwa Skywalkerów, chociaż te plotki nie zostały potwierdzone. Produkcja będzie jednak opowiadała o Nowym Zakonie:

- Przenosimy się o piętnaście lat względem »The Rise of Skywalker«. Najwyższy Porządek upadł, a Jedi są pogrążeni w chaosie - pojawia się pytanie, ilu w ogóle jeszcze żyje. W tym wszystkim Rey buduje Nowy Zakon Jedi w oparciu o teksty Jedi oraz nauki Luke’a. - mówi Kennedy dla portalu Empire.

Andor zrobił na mnie ogromne wrażenie. W ogóle nie spodziewałem się tak dobrego serialu

Kennedy odniosła się także do filmu Taiki Waititiego (tytuł wciąż nie jest znany). Powiedziała, że nadal nie porzucili tego pomysłu, acz posuwa się on bardzo powoli do przodu. Taika pisze scenariusz samodzielnie, swoim tempem. Co więcej, Waititi nie chce na razie nikogo do swojego pomysłu dopuszczać. A film powstanie w swoim czasie... jeśli w ogóle powstanie.

Co więcej, choć jest presja, aby zdążyć z kolejnym filmem na grudzień 2025, to sama data premiery pozostaje otwarta i film może być przesunięty na grudzień następnego roku. Wszystko pewnie zależy od tego, jak szybko uda się zamknąć prace nad scenariuszem. Jeśli będzie on gotowy w ciągu 1,5 miesiąca i spodoba się producentom, wówczas data 2025 jest możliwa do utrzymania. Wiadomo, że w branży filmowej pośpiech jest rzeczą naturalną, ale w tym przypadku da się zauważyć pewne chaotyczne działania.

Gwiezdne Wojny - felieton, film
Baby Yoda jest tylko maskotką, a uniwersum potrzebuje czegoś więcej

A to z kolei stoi w sprzeczności z ostatnimi słowami Kennedy. Według niej filmy będą pojawiały się rzadziej. Twierdzi, że to pozwoli zbudować odpowiednie napięcie i czas wyczekiwania na produkcję. Czy rzeczywiście tak będzie? Pierwsza z zapowiedzianych produkcji pojawi się za dwa lata - to jest mniej więcej czas, który dzielił nas od drugiego do trzeciego sezonu „The Mandalorian”. A przecież długi okres oczekiwania nie musi oznaczać, że produkcja będzie dobra! Kennedy wypowiedziała się w tej sprawie dla magazynu Empire:

- Często dla porównania przytaczam Bonda. Pojawia się średnio co trzy-cztery lata i nikt nie narzuca presji, aby wypuszczać na ekran przynajmniej jeden film rocznie. Czuję, że ta strategia jest ważna także w przypadku Star Wars. Musimy to wydarzenie odpowiednio wyeksponować.

Oprócz dwóch, trzech scen przeszedłem obok „Obi-Wana” obojętnie

Co wynika z tych zapowiedzi? Przede wszystkim to, że Disney będzie zmierzał do maksymalnego wyczerpania tematu Skywalkerów. Jeszcze rok temu Kennedy twierdziła, że w planach jest stworzenie „zupełnie nowej sagi”. Pojawiła się nadzieja na odejście od tematów związanych z rodziną Skywalkerów, która zdominowała trzy ostatnie trylogie z tej serii. Poza tym kilka historii wymaga domknięcia, na przykład podsumowanie losów Din Djarina.

Wiele jest w tym planie niejasności. Odnoszę wrażenie, że wytwórnia nie za bardzo wie, w jakim kierunku ma zmierzać marka. Jeśli celem jest maksymalne wyzyskanie potencjału świata, z czym w pełni się zgadzam i popieram, to nie można zapomnieć o pewnym jasnym projekcie i skoordynowanych działaniach. Najbardziej zaskakująca jest decyzja dotycząca kontynuacji historii Rey. Nie widzę powodu i żadnej szansy na pokazanie głębi postaci, która już na poziomie trzeciej trylogii wydawała się mało atrakcyjna.

Przecież perspektywa i możliwości rozwoju są nieograniczone. Ucieszyła mnie informacja dotycząca chęci stworzenia filmu o początkach mocy, pierwszych jedi. Będziemy musieli się cofnąć o kilka tysięcy lat, na nowo pokazać świat i jednocześnie uzgodnić całość z „lore”. W filmie o takiej tematyce, a może nawet serialach, dostrzegam największą szansę.

Scenariusz serialu o Bobba Fettcie nie był dobrze przemyślany. Najlepszym momentem były ostatnie odcinki, w których pojawił się Din Djarin

Poza tym widzę brak przemyślanych działań i chaotyczne „wrzucanie” produkcji na rynek, a to z kolei przypomina mi działanie Disneya w ramach Marvela. Myślę, że filmom i serialom z uniwersum „Gwiezdnych Wojen” może grozić „marvelizacja”. Celowo piszę, że może grozić, ponieważ świat Marvela - tak jak Gwiezdnych Wojen - przez ostatnie kilka lat stale się rozszerza, cieszy się ogromną rzeszą widzów, ale jakość każdego kolejnego filmu (zwłaszcza fatalnej czwartej fazy) wyraźnie spada i tylko wyjątki, na przykład wypuszczeni ostatnio „Strażnicy Galaktyki 3”, są jakościowo przystające do początków. Czy takiej przyszłości życzymy sobie dla „Gwiezdnych Wojen”? Według mnie to czarny scenariusz, który jak najbardziej może się zrealizować.

Produkcje zapowiedziane na Star Wars Celebrations:

1. Film o Nowym Zakonie Jedi z Rey w roli głównej, reż. Sharmeen Obaid-Chinoy, scen. Steven Knigt. Premiera spodziewana na 2025.

2. Film Dave’a Filoniego, będący zwieńczeniem historii Din Djarina (bez daty premiery i tytułu).

3. Film Jamesa Mangolda o początkach rycerzy Jedi (bez daty premiery i tytułu).

4. Projekt Taiki Waititiego (bez daty premiery i tytułu).

5. „Rogue Squadron” – projekt wciąż otwarty, ale możliwe, że skończy jako serial. Brak realnych terminów.

6. Drugi film Kevine’a Feige’ego (bez daty premiery i tytułu).

7. Projekt Shawna Levy’ego (bez daty premiery i tytułu).

Read this next