Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Tiny Tina's Wonderlands - Recenzja: potęga wyobraźni

Szalona sesja D&D.

Kontynuacja wątku z rozszerzenia Borderlands 2 to ponownie ciekawe urozmaicenie formuły rozgrywki - recenzja Tiny Tina's Wonderlands.

Przygody w świecie fantasy wymyślane przez Tinę były jednym z ciekawszych rozszerzeń Borderlands 2. Tiny Tina's Wonderlands to niejako kontynuacja historii stworzonego przez dziewczynkę uniwersum i samodzielna gra. Efekt końcowy budzi pozytywne wrażenia, choć do ideału sporo tutaj brakuje.

Nowa strzelanka pozwala stworzyć własnego bohatera od podstaw. Kreator postaci zasługuje na pochwałę, gdyż jest jednym z elementów najlepiej oddających klimat „stołowych” gier RPG. Różnorodność twarzy i akcesoriów sprawia, że można zaszaleć i zaprojektować całkiem odjechane postaci. To istotna zmiana względem oryginału - na tyle ciekawa, że chciałbym zobaczyć taką samą możliwość w tradycyjnych odsłonach Borderlands.

Poza możliwością ustalenia wyglądu mamy do wyboru sześć klas. Każda jest wariacją na temat klasycznych archetypów, takich jak mag, barbarzyńca, paladyn, łotrzyk, nekromanta czy łowca. To wybór większy niż grach głównej serii, choć drzewka umiejętności są stanowczo pomniejszone. Ograniczenie talentów związane jest z możliwością łączenia klas w późniejszej części gry. Wieloklasowość to ciekawy pomysł i spore pole do kombinowania z buildami, co jeszcze bardziej ubarwia zabawę i customizację bohatera.

Dialogi skutecznie umilają każdą chwilę i znacznie poprawiają odbiór całej historii.

Same klasy znacząco różnią się między sobą. To wciąż gra, w której biegamy, strzelamy i zbieramy mnóstwo lootu, ale już wybór profesji w znaczny sposób wpływa na gameplay. Mag miotający zaklęciami i zmieniający przeciwników w owce bardziej przypomina klasyczny model rozgrywki niż berserker (tutaj zwany: Brr-Zerkerem), którego ataki specjalne skupiają się na walce bezpośredniej i używaniu broni białej.

Broń do walki w zwarciu to prawdziwa nowinka w serii. Możemy machać toporami, mieczami, kosami i innymi narzędziami tego typu, a każdy sprzęt - tak samo jak broń palna - posiada własne losowe statystyki, bonusy i atuty pasywne. Miłośnicy walki dystansowej raczej nie zauważą różnicy, lecz gracze preferujący walkę bezpośrednią z pewnością będą się dobrze bawić.

Pozostały ekwipunek również uległ zmianom. Broń palna w większości przypadków przeszła rewitalizację i szereg zmian, by pasować do średniowiecznych klimatów. W Wonderlands brakuje granatów, które tutaj zastąpione zostały przez zaklęcia i jest to zdecydowanie ciekawy zabieg. Czarów jest sporo i każdy znajdzie coś, co będzie pasowało do stworzonego bohatera. Efekty zaklęć to również spore widowisko: od kul ognia po magiczne pola siłowe i hydry strzelające we wrogów różnymi pociskami.

Zobacz na YouTube

Reszta ekwipunku dzieli się na pancerz, pierścienie i amulet - wszystkie posiadające swoje losowe właściwości, wpływające pasywnie na całokształt efektywności gracza. Pancerz jest dodatkowo świetnym rozwiązaniem, ponieważ zmienia wygląd postaci. Takie modyfikowanie bohatera to coś, co powinno pozostać w strzelankach od studia Gearbox już na stałe.

Poza wymienionymi nowościami, rozgrywka nie różni się w zasadzie od klasycznego modelu znanego z Borderlands. Wonderlands cierpi też na te same błędy, co trzecia część głównego cyklu. Problemy z wczytywaniem tekstur, niekiedy dziwne animacje czy fizyka gry - to wszystko pokazuje, że silnik z Borderlands 3 powinien odejść na emeryturę.

System losowego generowania broni i akcesoriów również momentami zawodzi. Zdarzało się, że dwie identyczne pod względem statystyk pukawki miały różny poziom mocy. Brak odwzorowania tego w atrybutach przedmiotu to coś, czego nigdy nie doświadczyliśmy w cyklu Borderlands.

Poruszanie się po mapie świata otrzymało zupełnie nową dla serii formę.

By oddać klimat „stołowej rozgrywki”, twórcy nie zaoferowali nam otwartego świata. Poruszamy się od lokacji do lokacji, a obszar pomiędzy nimi to makieta stworzona przez samą Tinę, pełna improwizowanych dekoracji w postaci zapałkowych budowli i mostów z kapsli. Po mapie poruszamy się karykaturalną miniaturką naszego bohatera, a losowe potyczki pojawiają się niczym Pokemony: w wysokiej trawie.

Śmieszny miniaturowy świat pełen jest aktywności pobocznych, jednak znakomita większość to po prostu odpieranie fal wrogów na losowo wygenerowanej arenie. Jest to sposób na zebranie bonusowego doświadczenia, jednak tak powtarzalny i generyczny, że nudzi po kilku podejściach. Na dodatek najwyraźniej twórcy też uznali, że może to być nużące i pozwalają anulować każde takie starcie zanim się zacznie. Skoro sami deweloperzy przewidzieli, że starcia te będą nudzić - może lepiej było z nich zrezygnować?

Kwestia znudzenia rodzi się w trakcie rozgrywki kilkukrotnie - w grze jest sporo niepotrzebnie przeciągniętych scen, sekwencji biegania za niezależnym bohaterem do konkretnego punktu, bez emocjonujących wydarzeń po drodze, czy po prostu słuchania jak ktoś z patosem opowiada nam o czymś aż nazbyt oczywistym. Borderlands 3 miało sensowniej poprowadzone sekwencje fabularne.

Broń ma styl średniowiecznego fantasy, lecz często działa jak zwykłe karabiny czy strzelby.

Fabuła to oczywiście zupełny pastisz, bez większego polotu. Tina prowadzi nas przez historię, którą wielokrotnie modyfikuje w locie i improwizuje, co z jednej strony jest zabawnym motywem, ale też wywołuje uczucie lekkiej żenady. Historia nie należy do najambitniejszych, podobnie jak humor, który utrzymuje poziom Borderlands 3 - niby śmiesznie, ale pamiętając drugą część, wiem, że może być lepiej. Jeżeli ktoś oczekuje momentów chwytających za serce, jak w Tiny Tina's: Assault on the Dragon Keep, to niestety się zawiedzie.

Mimo klimatów komedii klasy B z niższej półki, grze sporo da się wybaczyć dzięki doskonałej obsadzie. Andy Samberg z „Brooklyn 99” czy Will Arnett (głos serialowego Bojacka Horsemana) każdą kwestię odgrywają w sposób na tyle zabawny i śmieszny, że wielokrotnie ratują wręcz średni scenariusz gry. Dla nich samych warto zagrać w Wonderlands.

Biorąc pod uwagę sporo niepotrzebnych dłużyzn i fakt, że aktywności poboczne szybko się nudzą, warto rozważyć przed zakupem, czy gra na chwilę obecną jest warta pełnej, premierowej ceny. Dwadzieścia godzin - jak na tę serię - to stosunkowo mało, a dodatkowe klasy i lokacje będą przecież płatnymi rozszerzeniami, no i trochę na nie poczekamy.

Brodaty elf, ogolony krasnolud? Nie ma żadnych ograniczeń.

Tiny Tina's Wonderlands to gra skierowana do fanów Borderlands, ale nie przekona nikogo, kto wcześniej nie mógł wciągnąć się w ten charakterystyczny model rozgrywki. Nowości są ciekawe i przemyślane, a zabawa potrafi sprawić frajdę, jednak przygoda nie pozostanie raczej w naszej pamięci na długo.

Plusy: Minusy:
  • kreator postaci
  • system klas oraz ich łączenia
  • uzbrojenie i zaklęcia
  • świetne głosy bohaterów
  • sztampowa, momentami przeciągana historia
  • techniczne niedoróbki
  • z czasem pojawia się lekkie znużenie
  • brak polskiej wersji językowej


Platforma: PC, PS4, PS5, Xbox One, Xbox Series - Premiera: 25 marca 2022 - Wersja językowa: angielska - Rodzaj: strzelanka FPP - Dystrybucja: cyfrowa, pudełkowa - Cena: od 249 zł - Producent: Gearbox Software - Wydawca: 2K Games - Wydawca PL: Cenega

Recenzja Tiny Tina's Wonderlands została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.

Read this next