Skip to main content

Recenzja 63 Days. Polskie „Commandosy” w okupowanej Warszawie

Do broni Bracia Polaki.

63 Days pozwala spojrzeć na tragiczne losy Powstania Warszawskiego z perspektywy pięciorga fikcyjnych uczestników wydarzeń 1944 roku. To wyjątkowe doświadczenie, ale przede wszystkim naprawdę udana (chociaż nie wolna od problemów) gra wideo.

Najnowsze dzieło polskiego studia Destructive Creations to kolejny po War Mongrels tytuł reprezentujący skradankowe gry taktyczne czasu rzeczywistego (stealth based RTT). Tym, którym nazwa tego niszowego dziś gatunku niewiele mówi, wyjaśniam, że chodzi tu o rodzaj zabawy obecny choćby w kultowych seriach Commandos czy Desperados. Istotą rozgrywki jest przekradanie się przez kolejne mapy, bezszelestne eliminowanie wrogów i współpraca postaci o odmiennych talentach i arsenale. Wydarzenia obserwujemy z góry, mając możliwość obracania i przybliżania kamery.

Ukończenie gry na normalnym poziomie nie było proste. Przede mną jeszcze kolejne podejście - tym razem na „hardzie”.

Wcielamy się w piątkę bohaterów Powstania Warszawskiego: „Młodego” - zwinnego mistrza rzucania nożem, jego brata Ryśka - „niezgrabnego” osiłka, sanitariuszkę Helgę, która pomoże w potrzebie i wprowadzi w błąd przeciwnika, nastoletniego Heńka zdolnego przecisnąć się przez każdą szczelinę, a także niezawodnego „Burzę”. Choć żadnemu z nich nie brakuje odwagi i zdolności, tylko działając razem są w stanie przetrwać i zadawać ciosy niemieckiemu okupantowi.

Całość podzielona została na sześć rozdziałów, z których ostatni - Epilog - dzieje się już po zakończeniu wojny. Co odróżnia 63 Days od większości skradanek RTT, to rozmiary map oraz liczba przeciwników. Tym razem obszar rozgrywki jest znacznie rozleglejszy, budynki mają nawet kilka pięter, a przejście jednego poziomu zajmuje (przynajmniej w moim przypadku) parę godzin. Okupantów dziesiątkujemy zaś w takich ilościach, że momentami przypominało mi to tarantinowską vendettę - może i niemającą wiele wspólnego z historycznym realizmem, ale za to niesamowicie satysfakcjonującą.

Czasem, aby przedrzeć się przez linię wroga, warto rozpętać chaos - to ryzykowne, ale bywa, że nie ma innego wyjścia

Pomijając ten aspekt rozgrywki, twórcy postarali się o bardzo wiarygodne przedstawienie koszmaru wojennego doświadczenia. Jesteśmy świadkami nieludzkiego traktowania ludzi, biedy, głodu i rodzinnych dramatów - te, choć poruszyć muszą każdego, mocniej zadziałają z pewnością na polskiego gracza, któremu bliższy jest kontekst wydarzeń 1944 roku. Ale chociaż w grze dominują ponure barwy, a my od początku wiemy, jak musi zakończyć się Powstanie, opowiedziana z perspektywy „Młodego” historia jest pełna nadziei i wiary w zwycięstwo. Bohater nie pozostaje jednak zupełnie ślepy na tragicznych bilans strat i wolny od wszelkich wątpliwości.

Rozmiary map oraz ponura stylistyka nie sprzyjają jednak rozgrywce. Z tytułem spędziłem prawie trzydzieści godzin i chociaż nie żałuję tego czasu, myślę, że przejście trwałoby znacznie krócej, gdyby nie problemy z czytelnością mapy. Sama wstępna analiza obszaru zajmuje dobry kwadrans, a później plany trzeba często modyfikować, bo okazuje się, że naszego scenariusza nie da się wcielić w życie. Nie raz musiałem też kilka razy obracać, przybliżać i znów oddalać kamerę, by podnieść z ziemi jakiś przedmiot. Szkoda, że zabrakło obecnej w Desperados 3 opcji przyśpieszenia upływu czasu, która pozwala błyskawicznie zweryfikować sensowność planu.

W niektórych misjach musimy sięgnąć po broń i zasypać okupantów gradem pocisków

Zabawę psują też sporadyczne błędy oraz słaba sztuczna inteligencja przeciwników, która daje o sobie znać, gdy przerwiemy ich zaplanowany cykl działań. Kilka razy błędy uniemożliwiły mi nawet zaliczenie misji, ale wtedy na ogół wystarczało wczytać poprzedni zapis rozgrywki (a robi się je tutaj co chwilę), by kontynuować zabawę. Pod względem graficznym 63 Days nie prezentuje się może dużo lepiej (jeśli w ogóle) od War Mongrels, lecz nie odbiega od standardów produkcji ze średnim budżetem. Dość ubogie modele postaci i animacje nie rzucają się na szczęście aż tak w oczy, gdy kamera jest oddalona od miejsca akcji.

Na uznanie zasługują za to projekty lokacji i przywiązanie do szczegółów - od czasu do czasu gra potrafi pozytywnie zaskoczyć detalem w rodzaju chorągiewek powiewających na aucie. Dubbing w polskiej wersji językowej został z kolei zrealizowany dość nierówno. Chociaż podoba mi się dobór aktorów, miałem wrażenie, że każdy z nich nagrywał kwestie indywidualnie, nie wiedząc, jak swoją rolę odgrywa reszta, przez co w dialogach brakuje „chemii”. Szkoda, bo nie są napisane najgorzej, a ponadto słuchanie rozmów umila głos Jarosława Boberka w roli „Burzy”.

Zobacz na YouTube

Podsumowanie

Pomimo mniejszych oraz większych problemów najnowsze dzieło Destructive Creations dało mi masę frajdy i satysfakcji. Jako wielki fan skradankowych gier taktycznych czasu rzeczywistego cieszę się, że gliwickie studio kolejny raz zdecydowało się na ten gatunek i mam nadzieję, że zdobyte doświadczenie przekują w kolejny tytuł tego typu. To udana i wartościowa produkcja - w sam raz na otarcie łez po zakończeniu działalności studia Mimimi Games oraz na rozgrzewkę przed nadchodzącym Commandos: Origins.

Ocena: 7/10

Plusy:
+ bardzo wymagająca, ale uczciwa i satysfakcjonująca rozgrywka
+ ciekawie pomyślane lokacje
+ niektóre sytuacje da się rozegrać na różne sposoby, co gwarantuje regrywalność
+ perspektywa powstańca pozwala inaczej spojrzeć na wydarzenia 1944 roku
+ umiejętności postaci wymuszają współpracę i koordynację działań
+ dobór aktorów głosowych w polskiej wersji językowej
Minusy:
- czasem ciężko dostrzeć coś na ekranie
- co najwyżej poprawna oprawa graficzna
- sporadyczne błędy i glitche
- sztuczna inteligencja przeciwników
- niektóre kwestie są wypowiadane bez zrozumienia kontekstu i emocji reszty uczestników rozmowy

Recenzja gry została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.

Zobacz także