Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Mario vs. Donkey Kong (2024) - Recenzja

Marian w krainie zabawek.

Eurogamer.pl - Rekomendacja odznaka

Nintendo powraca z remake'iem kolejnej klasycznej odsłony przygód wąsatego hydraulika, tym razem zabierającej nas do czasów Game Boya Advance. Mario vs. Donkey Kong to nie tylko poprawiona oprawa wizualna, ale też całkowicie nowy tryb kooperacji oraz pojemniejsza kampania z dodatkowymi poziomami.

Fabuła gry jest - bez zaskoczenia - bardzo prosta i poznajemy ją głównie z intra. W tej przygodzie Mario jest szefem fabryki zabawek, która właśnie wypuściła na rynek swój najnowszy produkt - nakręcane figurki o nazwie Mini Mario. W międzyczasie leniwe oglądający telewizję Donkey Kong widzi ich reklamę i momentalnie nabiera ochoty na sprawienie sobie zabawki.

Niestety we wszystkich sklepach w mieście Mini Mario zostały wyprzedane, więc Goryl wpada na złowieszczy plan: napada na fabrykę, straszy pracujących tam Toadów i kradnie cały zapas figurek. Świadkiem tego wszystkiego staje się słynny hydraulik, który oczywiście natychmiast rusza za małpą w pościg.

Ze względu na skalowanie rozdzielczości screenshoty mogą wydawać się nieco rozmyte, jednak na ekranie konsoli tytuł jest perfekcyjnie ostry

Chociaż tytuł na pierwszy rzut oka może wyglądać jak klasyczna platformówka, to produkcji zdecydowanie bliżej jest do gry logicznej. Oczywiście dalej mnóstwo tutaj skakania po platformach i unikania przeciwników oraz innych zagrożeń, ale jednocześnie czeka na nas sporo główkowania z przełączaniem platform za pomocą kolorowych przycisków, aby dotrzeć do klucza, a następnie dostarczyć go do wyjścia.

Zagadki są ciekawie skonstruowane i co najmniej kilka razy zdarzyło mi się na dłuższą chwilę „zaciąć” w jakiejś lokacji, zanim wpadłem na właściwą kolejność ruchów do wykonania. Mimo wszystko poziom trudności nie jest przesadnie wygórowany, dzięki czemu przy grze mogą bawić się bez frustracji także najmłodsi odbiorcy (a na starszych czeka szereg nowych plansz, których nie było w pierwowzorze).

Mario steruje się podobnie do większości współczesnych dwuwymiarowych platformówek z protagonistą w roli głównej wydanych od czasu New Super Mario Bros. Poruszanie się bohaterem jest responsywne i intuicyjne, a dodatkowo nauczył się on kilku akrobatycznych sztuczek. Zmieniając nagle kierunek biegu i wciskając przycisk B wykonamy bardzo wysoki wyskok z obrotem do tyłu, a przytrzymując przycisk kucania i wciskając skok bohater stanie na rękach.

Wąsatemu hydraulikowi mógłby pozazdrościć sprawności nie jeden olimpijski gimnastyk

Jest to w praktyce bardzo przydatny tryb „poruszania się”, ponieważ wówczas nie tylko stajemy się niewrażliwi na wszelkie spadające z góry planszy obiekty, ale także możemy wykonać kolejny nowy ruch, jakim jest efektowny podwójny skok z wybiciem. Poza tym na planszach znajdziemy przydatny „power up” w postaci ogromnego młota mogącego przez ograniczony czas niszczyć wrogów i przeszkody na naszej drodze, a wielu przeciwników można wykorzystać na swoją korzyść - jako ruchomą platformę albo przedmiot do rzucenia.

Każdy poziom składa się z dwóch plansz - na pierwszej musimy, jak wspomniałem wyżej, znaleźć klucz i dostarczyć go do drzwi, a dopiero w drugiej naszym celem jest odzyskanie „porwanej” zabawki. Zdecydowanie ciekawiej jednak wypadają dwie finalne sekcje każdego Świata. Najpierw trafiamy na pozornie standardowy poziom gry ze znanymi elementami, jednak tym razem za Marianem podąża drużyna nakręcanych kompanów.

Nieco podobnie do serii Lemmings, maluchy będą nieustannie podążać za bohaterem, a naszym zadaniem jest zaprowadzenie w ten sposób zabawek z powrotem do ich pudełka. Mini Mario nie są tak sprawne, jak ich opiekun, ale mogą wspinać się na mniejsze platformy i przechodzić przez wąskie szczeliny, którymi protagonista się nie prześlizgnie.

Zobacz na YouTube

Korzystając ze znanych już kolorowych przełączników platform i odpowiedniego nakierowywania figurek musimy sprawić, by przynajmniej jednej z naszych podopiecznych trafił bezpiecznie do wyjścia. To jest oczywiście niezbędne minimum, jednak z całą pewnością będziemy chcieli, aby udało się to całej kompanii - nie tylko z chęci „wymaksowania” poziomu, ale też dlatego, że zabawki stanowią tak naprawdę punkty życia podczas starcia z bossem.

No właśnie, pod koniec każdego świata czeka nas walka z Donkey Kongiem we własnej osobie. Areny walk mogą mieć różne układy i „systemy działania”, jednak za każdym razem naszym celem jest chwycenie za przedmiot do podniesienia i ciśnięcie nim w małpę, albo też zrzucenie jej czegoś na głowę. Zależnie od tego, jak poradziliśmy sobie w planszy eskortowej, w czasie starcia będziemy mogli przyjąć od jednego do sześciu trafień od przeciwnika.

Warto zauważyć, że do otrzymania maksymalnej oceny na koniec planszy, całą walkę będziemy musieli stoczyć bez jednego błędu, pokonując złodzieja bez utraty ani jednej figurki. Z kolei podczas przechodzenia standardowych poziomów platformowych warto rozglądać się za umieszczonymi na niej trzema prezentami. Nie są one „ukryte” ani zablokowane za zagadką, tylko zazwyczaj wymagają od nas zboczenia z najbardziej oczywistej ścieżki do celu planszy.

W takie misje eskortowe to ja mogę grać

W oryginalnej grze na Game Boy Advance po zebraniu trzech prezentów mogliśmy zagrać w mini-grę z losowaniem, które pozwalało zgarnąć od zera do dwóch dodatkowych punktów życia do naszej puli. W remake’u zmieniono ten aspekt i zamiast tego po zgarnięciu wszystkich prezentów w podstawowych planszach otrzymujemy dostęp do poziomu bonusowego, w którym ograniczeni przez ścisły limit czasowy musimy dogonić „uciekający” od nas klucz i dotrzeć z nim do skrzyni z nagrodą.

W grze znajdziemy dwa tryby gry - klasyczny i uproszczony - a dodatkowe życia najbardziej potrzebne będą w tym pierwszym, gdzie każde dotknięcie przeciwnika lub wpadnięcie na przeszkodę terenową kosztuje nas jedną szansę. W trybie uproszczonym otrzymujemy kilka punktów trafień i dopiero ich wyczerpanie kosztuje nas „zdrowie”, a dodatkowo nie musimy przejmować się stoperem odliczającym ograniczony czas na ukończenie etapu.

Do sterowania gra wymaga tylko jednego z dwóch Joy-Conów, dzięki czemu deweloperom udało się zaimplementować do produkcji także nowy element w postaci lokalnego trybu dla dwóch graczy. Partner dołącza wówczas do rozgrywki jako pocieszny Toad, posiadający jednak wszystkie te same umiejętności, co Mario. Aby jednak nie było za łatwo, rozgrywka w kooperacji zawsze przebiega w trybie klasycznym (ze wspólną pulą żyć), a dodatkowo na planszy pojawia się dodatkowy lewitujący kluczyk, który także musimy zdobyć do ukończenia planszy.

Starcia z bossem są miłą odskocznią - chwilą czystej akcji w produkcji rozgrzewającej głównie szare komórki

Podsumowując, Mario vs. Donkey Kong to bardzo przyjemny remake docenionej hybrydy platformówki i gry logicznej z Game Boya. Zawarto tutaj wszystkie cechy oryginału, ale także wpleciono do formuły kilka nowych elementów i całkowicie nowe plansze. Dobrą decyzją twórców było dodanie dwóch trybów rozgrywki, dzięki czemu tytuł nadaje się dla odbiorców w każdym wieku - młodsi będą mogli bez stresu i we własnym tempie przechodzić kolejne poziomy, a doświadczeni zyskają przyjemne wyzwanie dla refleksu i szarych komórek.

Ocena: 9/10

Plusy:
+ Przyjemna, kolorowa grafika
+ Dwa tryby zabawy dla młodszych i starszych graczy
+ Lokalny tryb kooperacji
Minusy:
- Dla niektórych może być zbyt monotonna i powtarzalna

Recenzja gry została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.

Read this next