Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Gra RPG bez romansów to nie RPG

Miłość nie wybiera. Wybiera gracz.

OPINIA | Triss? Yennefer? Może Keira Metz? A co powiecie na małżeństwo z Sarą Morgan? Albo na spędzenie upojnej nocy z... niedźwiedziem? W przypadku gier RPG maksyma „miłość nie wybiera” zyskuje nowe znaczenie - w końcu tutaj wybieramy my sami, a ściślej: postać, którą kontrolujemy. Ale dlaczego w zasadzie RPG-i stawiają nas przed takimi decyzjami? I czy mogłyby się bez nich obejść?

Zdaję sobie sprawę, że formułując takie pytanie, dobrowolnie wkraczam do leża potwora. Bo za pytaniem o konieczność romansów stoi przecież kolejne, dużo bardziej fundamentalne: „czym w zasadzie są gry RPG?”. A na to pytanie każdy ma swoją własną odpowiedź i często też nie lubi, gdy inni mają w tej kwestii odmienne zdanie. Szczególnie, jeśli czyjaś definicja miałaby wykluczyć z tego zacnego grona RPG-ów jego ulubiony tytuł. A mimo tego, w pełni świadomy, że po tych słowach będę musiał zatrudnić osobistego ochroniarza, powiem to: gra bez tzw. „wątków romansowych” nie ma prawa być RPG-iem. Chociaż nadal może być po prostu dobrą grą.

Mianem RPG-a bardzo często określa się produkcje o dużej liczbie statystyk postaci. Moim zdaniem gra tego typu może zupełnie się bez nich obejść.

Zacznijmy jednak od odpowiedzenia sobie na pytanie, dlaczego grą RPG nie jest np. Mario Kart 8. Możemy tam przecież wybrać jedną z postaci, zmienić jej wygląd, walczyć nie tylko „na czas”, ale i z użyciem broni, a nawet podejmować decyzje, które wpłyną na przebieg całej rozgrywki. Zdaniem wielu takie funkcje wystarczają, by nazwać grę RPG-iem. Wprawdzie wspomniane decyzje w Mario Kart dotyczą co najwyżej użycia combosów czy korzystania ze skrótów drogowych, ale kto powiedział, czego w zasadzie powinny dotyczyć decyzje, by gra spełniła definicję RPG? A jednak wszyscy fani gatunku podskórnie czują chyba, że wspomniana produkcja Nintendo w żadnym razie go nie reprezentuje. Gdzie leży zatem granica?

Na początek trzeba zastanowić się, czym tak naprawdę jest to całe wcielanie się i odgrywanie roli (ang. role-playing). Nie może przecież chodzić tylko o fizyczne upodobnienie się do jakiejś postaci. Życie każdej osoby rozgrywa się na wielu płaszczyznach - tak wielu, że na wymienienie wszystkich nie starczyłoby miejsca w Internecie. Wydaje mi się jednak, że istnieją pewne podstawowe wymiary życia jednakowe dla wszystkich osób. I w tym właśnie widzę szansę, by sprawę definicji RPG rozwiązać raz na zawsze. Bo gdyby tak wskazać te podstawowe i wspólne wszystkim wymiary życia, to można by powiedzieć, że gra dopiero wtedy naprawdę pozwala wcielić się i odegrać jakąś postać (a więc należy do gatunku RPG), gdy daje możliwość realizowania się na każdej z tych płaszczyzn.

Sympatyczny hydraulik doczekał się jednak gry RPG o tytule... Super Mario RPG. Nie grałem w nią jednak, więc nie mogę stwierdzić, czy jest nią naprawdę czy tylko z nazwy.

By odnaleźć te uniwersalne wzorce, postanowiłem porównać ze sobą kilka bardzo odmiennych podejść do zagadnienia. I tak na przykład w jednym ze swych orędzi Papież Benedykt XVI wymienił wśród wymiarów życia: moralny, intelektualny, religijny, społeczny, uczuciowy i kulturalny. Z kolei francuski filozof Alain Badiou pisze o polityce, nauce, miłości i sztuce jako czterech płaszczyznach, w których osoba dokonuje aktów fundamentalnych dla człowieka oraz prawdy. Choć zestawy te nieco się od siebie różnią, ewidentnie są one wyrazem podobnych intuicji. Bez problemu możemy przyrównać do siebie wymiar kulturalny z wymiarem sztuki, miłości z uczuciowym, nauki z intelektualnym, natomiast w polityce (szeroko przez Badiou rozumianej) zmieścić zarówno wymiar społeczny, jak i religijny oraz moralny.

Ta uderzająca zbieżność jest tym ciekawsza, że pierwszy ze wspomnianych myślicieli był przedstawicielem konserwatywnej części hierarchii Kościoła Katolickiego, drugi zaś ateistą i myślicielem o otwarcie marksistowskiej proweniencji. A podobieństwa widać także w ujęciach formułowanych z zupełnie odmiennych perspektyw. Na przykład profesor nauk medycznych Ray Fitzpatrick z Uniwersytetu Oksfordzkiego, pisząc o całokształcie ludzkiego życia, wymienia m.in. „życie rodzinne i seksualne, duchowość, funkcjonowanie zawodowe i społeczne” (a do listy dodaje też oczywiście szereg aspektów dotyczących zdrowia fizycznego i psychicznego).

Wydaje mi się, że jedną z gier, które mogłyby nie przejść mojego testu „RPG-owości”, byłoby Hogwarts Legacy. Nasza postać staje wprawdzie w samym centrum wielkich wydarzeń społeczno-politycznych w czarodziejskim świecie, jednak gra w żaden sposób nie podejmuje „wątków uczuciowych” - tak jakby szesnastoletni student zupełnie nie doświadczał trudów dojrzewania.

Wynika z tego, że dałoby się bez większego trudu wyróżnić cztery lub pięć takich podstawowych wymiarów życia, a z ich pomocą wykazać ponad wszelką wątpliwość, że Mario Kart 8 grą RPG nie jest, mimo że - podobnie jak Wiedźmin 3 albo Disco Elysium - oferuje nam pewne wybory czy opcje modyfikowania postaci. Nie chodzi bowiem o to, czy gra takie funkcje posiada, ale czy odnoszą się one do życia bohatera w aspekcie jego uczuć / seksualności, religii / duchowości, polityki (rozumianego szeroko, jako stosunku wobec jakiejś wspólnoty), a także w odniesieniu do kultury (nauki, sztuki, ale i sportu).

Nie jest to oczywiście zamknięta lista i wymaga pewnie szerszej dyskusji, dla której może być jednak całkiem niezłym punktem wyjścia. Pewnikiem w tym zestawieniu wydaje mi się natomiast wymiar uczuciowy. Miłość (jak wiele nie miałaby twarzy) jest najbardziej uniwersalnym i najmniej dyskusyjnym spośród tych wymiarów - wymieniana jest zawsze i to w bardzo konkretnej formie, a ponadto od zawsze była przecież tematem filozoficznych traktatów oraz wielkich dramatów i nie oszczędziła nawet rdzennych plemion Nowej Gwinei. Jak więc „wątków romansowych” mogłoby zabraknąć w grach RPG?

Read this next