Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Dopracowane do granic możliwości. W tych grach nie martwiłem się o poziom techniczny

Twórcy naprawdę się postarali.

Obecnie stan techniczny gier dniu premiery niejednokrotnie pozostawia wiele do życzenia. W takich przypadkach glitche i niedociągnięcia nie tylko obniżają komfort zabawy, ale w niektórych przypadkach znacznie utrudniają rozgrywkę (chociażby niesławne przypadki Cyberpunk 2077 i Assassin's Creed Unity). Przykłady można mnożyć, oglądając przy tym memy i zabawne kompilacje błędów. Jednak niektóre produkcje gwarantują udany gameplay bez zakłóceń spowodowanych technicznymi niedoróbkami.

Chociaż tzw. „day-1 patche” i częste aktualizacje stały się standardem, to chyba każdy z nas wymieni choć jeden tytuł, który mógł uruchomić i ograć bez pobierania licznych łatek. Gry z poniżej listy nie tylko są wolne od glitchy, błędów i uchybień, to w dodatku wyróżniają się jakością na tle konkurencji.

Niespodzianką w Breath of the Wild jest porywająca swoboda, a nie techniczne wpadki

To właśnie dla The Legend of Zelda: Breath of the Wild kupiłem Nintendo Switch Lite. Maksymalne oceny i ciągłe zachwyty nad niemal każdym aspektem rozgrywki sprawiały, że trudno było pozostać obojętnym. I choć wirtualna rozrywka towarzyszy mi już kilka dekad, to wspaniale było czuć tę wolność, prawdziwie otwarty świat bez tysiąca pytajników i naprawdę ekscytującą eksplorację. Dopiero po kilkunastu godzinach uświadomiłem sobie, że poziom techniczny niczym nie ustępuje wyśmienitej rozgrywce.

W tej wędrówce wszystko jest przemyślane, perfekcyjnie dopracowane i tworzone z pasją. Od samego początku koncepcja pozostawała ta sama, więc nie było nagłych zmian projektowych czy innych zawirowań w produkcji. Da się wyczuć, że gra miała swoją premierę wtedy, kiedy była na to gotowa. Byłem tak oczarowany jakością, że w pewnym momencie niemal szukałem czegoś, do czego mógłbym się doczepić. Bez powodzenia.

Po kilkudziesięciu godzinach rozgrywki nie przypominam sobie ani jednego większego błędu w Breath of the Wild. Czy nowe Tears of the Kingdom też będzie technicznym majstersztykiem?

30 godzin fabularnej i jakościowej uczty w sequelu The Last of Us

Rozgrywka w Assassin's Creed Valhalla na PlayStation 4 choć wciągająca, to pełna jest ciągłych ekranów wczytywania. Wielki otwarty świat, masa aktywności i piękne widoki wyciskają ostatnie soki z wysłużonej już konsoli. Włączając The Last of Us: Part II martwiłem się, że sytuacja będzie podobna, ale nic z tych rzeczy. Owszem, tytuł nie posiada otwartego świata rodem z hitu Ubisoftu, ale brak ekranów z napisem „wczytywanie” podczas całej przygody robi wielkie wrażenie.

Oczywiście pełna ciągłość rozgrywki to niejedyny techniczny atut produkcji Naughty Dog. Podczas 30 godzin ciekawej opowieści zdarzyło mi się ledwie kilka mało znaczących błędów, jak przeniknięcie ręki przez ścianę czy lewitujący przedmiot. Tyle skradania, starć o życie i eksploracji budynków, a obeszło się bez wielu uciążliwych niespodzianek.

Brak ekranów wczytywania danych na PlayStation 4, graficzna potęga i techniczne dopracowanie to tylko niektóre plusy sequela The Last of Us

W magicznym Ori and the Blind Forest nie ma miejsca na techniczne potknięcia

Grając w Ori and the Blind Forest na kilka godzin przeniosłem się do innego świata. Dosłownie. Baśniowy klimat, kolorowa oprawa i płynna rozgrywka pozwoliły maksymalnie chłonąć wszystkie zalety tej produkcji. Po siedmiu latach od premiery nie przypominam sobie żadnych niedociągnięć czy błędów, które choćby na chwilę zakłóciły by mi tę magiczną i na swój sposób kameralną atmosferę.

Przygody Oriego to wymagające doświadczenie, szczególnie pod koniec zabawy. Jednak wszystkie nieudane podejścia i kolejne próby nie były wynikiem niedopracowania gry, ale trudnych sekwencji, wymagających myślenia i sprawnych palców. W platformowych tytułach znajdowanie drogi przejścia i późniejsza ścieżka do celu musi być wolna od glitchy i błędów. W przeciwnym wypadku coraz większa frustracja zniechęci nas do dalszej rozrywki.

Baśniowa magia w Ori and the Blind Forest nie została zakłócona błędami czy niedoróbkami

Na koniec wypada wspomnieć o odświeżonym Dead Space. To nie tylko wyjątkowo udany remake tworzony z pasją, ale też dopracowany technicznie. Gram już trzeci raz i jedyne, na co mogłem narzekać, to minimalne spadki płynności rozgrywki w ekstremalnych starciach z dużą liczbą wrogów. Dowodem na to, że twórcy nie mieli zbyt dużo do poprawy, może być pierwsza aktualizacja gry zajmująca tylko ok. 250 MB.

Powyższe tytuły z pewnością nie są technicznie idealne, bo takich gier po prostu nie ma. Jednak lubię jak wirtualna rozrywka dostarcza mi wiele uciechy, wolnej od frustracji związanej z błędami. Chciałbym, aby takich solidnych produkcji powstawało jak najwięcej.

Read this next