Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Nie oglądaj „Pierścieni Władzy”, szkoda twojego czasu

Recenzja po 6. odcinkach.

Po kiepskim początku i wyraźnej krytyce, która spadła na najnowszy serial Amazona można było liczyć na to, że „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” wskoczą na wyższy poziom i pozytywnie zaskoczą widzów. Nic z tego!

Moja opinia na temat najnowszych „Władców Pierścieni” się nie zmienia. Nadal odnoszę wrażenie, że twórcy – pomimo ogromnego budżetu i wizualnego rozmachu – nie zaproponowali odpowiedniej rozrywki. Myślę, że serial jest skierowany do odbiorców łatwowiernych i naiwnych. Takich, którzy bezkrytycznie wchłaniają wszystko, co pojawi się na ekranie.

Okazuje się, że nawet w niewielkim stopniu zaznajomiony z uniwersum Tolkiena widz może zauważyć, że coś jest nie tak w tym serialu.

Pod względem wizualnym nie można wiele zarzucić twórcom serialu

Przypomnijmy, że „Władcy Pierścieni. Pierścienie Władzy” rozpoczyna się historią z pierwszej ery, czyli ponad tysiąc lat przed wydarzeniami z „Hobbita”. Z początku została nakreślona sytuacja całego Śródziemia i Valinoru, a także wspomniano konflikt pomiędzy elfami a Morgothem. Kolejne lata to czas pokoju, jednak nasza główna bohaterka, czyli młoda elfka Galadriela (Morfydd Clark) twierdzi, że zło nadal czai się w Śródziemiu i to ona odnajdzie jego źródło. Jest nim wielki duch Sauron, potężny sługa Morgotha.

Poza tym akcja została rozbita na cztery wątki: historię Galadrieli, wątek elfa Arondira (Ismael Cordova) i znachorki Bronwyny (Nazanin Boniadi) uciekających przed orkami, hobbitki Nori (Markella Kavenagh), która spotyka bezimiennego, a także Elronda (Robert Aramayo) i Durina (Owain Arthur), planujących stworzenie pierścieni władzy.

To była pozycja startowa tego serialu. Co zaskakujące, po sześciu odcinkach nie wydarzyło się prawie nic, co moglibyśmy uznać za ważny zwrot fabularny! Galadriela nadal poszukuje Saurona, ale tym razem trafia do Numenoru, czyli krainy Dunedainów. Tam próbuje nakłonić królową-regentkę, żeby u jej boku walczyła ze złem. Ten wątek, chociaż powinien być wiodący, rozmywa się w niepotrzebnych dialogach, przytłaczającej ilości informacji i banalnych motywach bohaterów.

Jedną z niewielu postaci wartych uwagi jest właśnie elf Arondir, ponieważ jest tajemnicza i trudna do rozwikłania

Na przykład, gdy na wyspie pojawiła się Galadriela tłum Dunedainów czuł się w jakiś dziwny sposób zagrożony obecnością jednej elfki, a przecież widok tej rasy nie był im obcy! Obserwujemy też nowe postaci, czyli Isildura i Elendila, przyszłych królów ludzi w Śródziemiu.

Historia Galadrieli jest pełna luk w scenariuszu. Na przykład, w piątym odcinku udaje jej się namówić królową-regentkę Numenoryjczyków na wspólną wyprawę do Śródziemia, ale już w szóstym odcinku widzimy wojsko pędzące w środek bitwy rozgrywającej się pomiędzy ludźmi a orkami. Skąd wiedzieli, że znajdują się akurat w tym miejscu?

W czasie tej bitwy zostają złączone dwa wątki Galadrieli i Arondira, który dotychczas chronił ludzi przed orkami. W międzyczasie dowiaduje się o istnieniu wielkiego artefaktu, który jest zagrożeniem dla Śródziemia. Miecz-artefakt trafia w niepowołane ręce i zostaje wykorzystany do spowodowania wybuchu Góry Przeznaczenia i powstania Mordoru.

Królowa-regentka została przedstawiona w serialu jako zachowawcza i nieufna wobec planów Galadrieli

Podstawową zasadą w tworzeniu nowych światów fantasy albo odtwarzaniu już istniejących jest przede wszystkim spójność. Widz musi wiedzieć, że to, co dzieje się na ekranie może się wydarzyć zgodnie z zasadami tego świata i bez odpowiedniego naginania scenariusza. We „Władcach Pierścieni” od Amazona jest inaczej. Tu wszystkie wydarzenia są naginane do granic możliwości, przesycone pustą wzniosłością i heroicznością.

Dużym problemem serialu są postacie. Elfy nie do końca wyglądają jak elfy, Numenoryjczycy są infantylni i momentami śmieszni, harfooty to stwory, które w tej całej historii w ogóle nie pełnią żadnej funkcji, a ich wątek jest potwornie nudny. Tylko krasnoludy wyglądają tu autentycznie.

Isildura i Elendila znamy z prologu do filmów Petera Jacksona

Mam pewien problem z tym serialem, ponieważ zazwyczaj jest tak, że przynajmniej jednemu z bohaterów kibicujemy do końca serii. W „Pierścieniach Władzy” nie potrafię utożsamić się z jakimkolwiek z bohaterów. Galadriela jest zadziorną elfką, niczym nie przypominającą tej z książek, gier i filmów. Jej motyw jest jasny, ale postać została odwzorowana w jednowymiarowy sposób. Co więcej, mam wrażenie, że aktorka odgrywająca jej rolę prawie w ogóle nie zmienia mimiki przez wszystkie odcinki. Nawet jak wybucha Góra Przeznaczenia, to patrzy na nią tak, jakby oglądała zachód słońca.

Do pewnego momentu podobał mi się wątek Elronda i Durina. Te postaci chyba najbardziej do mnie przemawiają, bo są naturalne i łączy ich autentyczna przyjaźń. Poza tym tu powinien rozgrywać się tytułowy wątek, czyli wykuwanie pierścieni władzy! Tymczasem został zepchnięty na boczny tor, śledzimy tylko długie rozmowy i niewiele konkretów.

Sceny z Galadrielą momentami przyprawiały o autentyczne uczucie zażenowania

Przed premierą trwała prawie dwuletnia kampania marketingowa, w której zapewniano widzów, że powrócą do świata dobrze znanego, że zobaczymy ciekawą historię. Nic takiego w serialu Amazona się nie dzieje. Czuję się w tak wykreowanym uniwersum nieswojo, świat jest niespójny, a historia nielogiczna. Serial powstał na wzór kolorowej baśni, w której nawet orkowie nie są tacy źli, a zło czające się gdzieś pod powierzchnią, tylko czasami daje o sobie znać.

Serial wyjątkowo mi się nie podoba. Prawdę mówiąc nie spodziewam się już niczego dobrego w kolejnych odcinkach. Jeśli nawet pojawi się kilka pozytywnych akcentów, to raczej nie zmieni się sposób prowadzenia narracji, kreacja bohaterów i przede wszystkim dziurawy scenariusz.

Read this next