Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Gry, które powstały za wcześnie. Dziś byłyby hitami

Albo i nie.

Dobry pomysł to nie wszystko - nawet najbardziej oryginalny, zrodzony z przebłysku geniuszu, nie musi wcale odnieść sukcesu. Ja na przykład wpadłem kiedyś na pomysł, który mógł odmienić oblicze kulinariów. Mógł, ale nie odmienił, bo zrodził się w mojej głowie o jakieś 200 lat za późno. Wynalazłem gofry.

Na szczęście nie jestem jedynym, który zaliczył taką porażkę. W branży gier wideo sytuacje, w których jakichś tytuł mógłby okazać się hitem, gdyby tyljko powstał w innym, bardziej sprzyjającym momencie dziejów, to chleb (czy raczej gofr) powszedni. Oto więc kilka gier, które ukazały się przedwcześnie.

Batman: Arkham Origins

Seria Arkham to nie tylko najlepszy występ Batmana w grach wideo, ale i jedne z najlepszych superbohaterskich produkcji w historii branży. Gotham wykreowane przez studio Rocksteady brało wszystko co najlepsze z komiksów Franka Millera i ekranizacji Tima Burtona, jednocześnie twórczo uwspółcześniając i pogłębiając ich wizje. Trylogia zachwycała również niesamowicie satysfakcjonującą walką, immersyjną eksploracją oraz aktorskimi popisami Kevina Conroy'a oraz Marka Hamilla, którzy swoich głosów przed laty udzielili również w kultowym serialu animowanym o Mrocznym Rycerzu.

Nowością w Batman: Arkham Origins był sieciowy tryb wieloosobowy. Ale nie tego oczekiwali najwyraźniej fani.

Niestety, wydany pomiędzy drugą a trzecią częścią Batman: Arkham Origins nie powtórzył sukcesu pozostałych odsłon. Stworzony przez inny zespół, pozbawiony głównej obsady i nieoferujący wiele nowego prequel przez wielu w ogóle nie jest dziś uznawany za kanoniczną część serii. Mam jednak wrażenie, że w 2023 roku taki powrót Mrocznego Rycerza zostałby przyjęty dużo lepiej. Jako miłośnik trylogii, stęskniony za Arkham, oddałbym za taką możliwość wszystko. I nie ja jeden. Po porażce Gotham Knights i nie wróżących nic dobrego zapowiedziach Suicide Squad: Kill The Justice League wszyscy spojrzelibyśmy dziś na Origins przychylniejszym okiem.

Sunset Overdrive

Wyobraźcie sobie, że Insomniac Games, studio znane przede wszystkich z tytułów ekskluzywnych na konsole Sony, nawiązuje współpracę z obozem Zielonych. Twórcy wykorzystują całe doświadczenie, które dotychczas zdobyli, by dostarczyć posiadaczom Xboxa szalony miks przygody i akcji, będący otwarciem zupełnie nowej franczyzy. Niemożliwe? Dziś, gdy studio jest już własnością Sony, pewnie tak. Ale wydarzyło się to w 2014 roku. Wtedy to właśnie ukazało się Sunset Overdrive - znakomity exclusive na konsolę Xbox One.

Sukcesowi Sunset Overdrive nie pomogła też bliskość premier innych dużych tytułów: Assassin’s Creed Unity oraz Call of Duty: Advanced Warfare. Zwłaszcza, że oba były kontynuacjami dobrze znanych, ugruntowanych serii.

Tylko że gra, mimo kapitalnej rozgrywki i zjawiskowej jak na tamten czas oprawy audiowizualnej, sprzedała się w liczbie zaledwie 1.2 miliona kopii, czego głównym powodem okazała się zbyt słaba promocja. Dziś jednak, gdy Insomniac jest powszechnie rozpoznawalną marką, wyniki wyglądałyby zupełnie inaczej. Pomogłoby też doświadczenie zdobyte przy produkcji serii Spider-Man - zarówno w kontekście projektowania poziomów, systemu walki, jak i zadań. Myślę zresztą, że to właśnie takiej gry desperacko potrzebuje dziś Xbox oraz Game Pass.

Sleeping Dogs

Wielu próbowało konkurować z serią Grand Theft Auto, ale niewielu się to udało. Do tych, którzy odnieśli sukces, zaliczyć trzeba z pewnością zespół United Front Games, odpowiedzialny za grę Sleeping Dogs. Tytuł powstawał początkowo jako kolejna odsłona serii True Crime, ale ostatecznie uniezależnił się od niej, silnie upodabniając się za to do cyklu GTA. Ale powiedzenie, że Sleepeing Dogs był niczym więcej, jak klonem gangsterskiej serii Rocsktara, byłoby dla jego twórców krzywdzące. Gra miała na siebie oryginalny pomysł, a wiele zmieniało już samo osadzenie akcji na ulicach Hong Kongu.

Gra starzeje się naprawdę godnie. Wróciłem do niej nieco ponad rok temu i wciąż bawiłem się zaskakująco dobrze.

Za sukcesem artystycznym nie poszedł jednak sukces finansowy. W pierwszym miesiącu w Stanach Zjednoczonych sprzedało się zaledwie 300 000 kopii, a już w następnym miesiącu tytuł opuścił listę top sellerów. Częściową winę za taki stan rzeczy wziął na siebie wydawca, ale bez wątpienia nie pomógł „egzotyczny” setting gry. Obecnie Sleeping Dogs mogłoby zaliczyć lepszy wynik. Miłośnicy GTA, którzy od ponad dziesięciu lat nie dostali nowej odsłony serii, są wygłodniali nowego gangsterskiego open-worlda. Niczym obcym nie jest współcześnie również obecność chińskiej kultury w grach wideo. Oswojeni już z nią gracze chętniej sięgnęliby więc dziś po Sleeping Dogs.

Harry Potter 1-8

Wspominając stare, dobre czasy, nie mógłbym oczywiście nie napisać o Harrym Potterze - najważniejszej dla mnie serii powieściowej, która doczekała się zarówno filmowych, jak i growych adaptacji. Pech chciał, że w czasach największej popularności książek i filmów o młodym czarodzieju, gry wideo tworzone na licencji były na ogół materiałami reklamowymi lub w najlepszym razie produktami dla najmłodszych i najmniej wymagających odbiorców. I takie właśnie były gry o Harrym Potterze - technologicznie zapóźnione, drewniane i opowiadające historię w sposób zrozumiały wyłącznie dla fanów uniwersum. Dziś jednak z pewnością prezentowałyby się znaczniej lepiej.

Dziś, z racji wygaśnięcia licencji, gier o młodym czarodzieju nie da się legalnie zdobyć (poza starymi, fizycznymi wydaniami, które krążą w serwisach aukcyjnych)

I nie chodzi wcale o to, że gry po prostu wyglądają obecnie lepiej. Od gigantycznego skoku technologicznego, jaki dokonał się przez ostatnie 20 lat, ważniejsze jest to, że współcześnie gry o „chłopcu, który przeżył” byłyby skierowane do ludzi, którzy się na tej historii wychowali, a dziś mają trzydzieści lat i więcej. Wystarczy zresztą zobaczyć, czego dokonało studio Avalanche Software - Hogwarts Legacy nie jest może grą idealną, ale potrafiło przyciągnąć zarówno młodszą widownię, jak i zaoferować wyzwanie dla bardziej doświadczonych miłośników cyfrowej rozrywki. Kto wie, może po premierze powstającego właśnie serialu o Harrym Potterze, przyjdzie pora na nową odsłoną growych adaptacji?

Tintanfall 2 i Vampire: The Masquerade – Bloodlines

Zdarza się również, że twórców nie dzielą od sukcesu lata, ale miesiąc, tydzień czy nawet dzień. Dzieje się tak niemal zawsze, gdy na drodze do komercyjnego powodzenia gry pojawia się premiera innej produkcji, często będącej częścią jakiejś znaczącej, dobrze znanej marki. Taka tragiczna historia stoi między innymi za porażką Titanfall 2, Vampire: The Masquerade – Bloodlines, a także - choć w znacznie mniejszym stopniu - EverQuest 2, Dishonored 2 czy Rise of the Tomb Raider.

Kilka miesięcy temu Titanfall 2 otrzymał niespodziewaną aktualizację, która przywróciła do życia serwery gry. Może to oznaczać, że studio Respawn Entertainment szykuje powrót pechowej marki.

W październiku 2016 roku Titanfall 2 stanął do nierównej walki z dwoma gigantami branży: Call of Duty: Infinite Warfare oraz Battlefield 1. Przegrać z nimi to nie wstyd, za to wielka strata, bo gdyby nie błąd wydawców, marka z pewnością nadal by żyła. Z kolei Vampire: The Masquerade – Bloodlines wyszło w tym samym dniu, co Half-Life 2 (16 listopada 2004) i w jednym miesiącu z Halo 2 oraz Metal Gear Solid 3: Snake Eater. Kto z tej potyczki wyszedł zwycięsko, mówić już nie trzeba. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że planowana na przyszły rok kontynuacja wampirzego RPG-a nie powtórzy błędu poprzedniczki.

Read this next