Tacoma - Recenzja
Przygody podglądacza.
Studio Fullbright wywołało kilka lat temu spore zamieszanie dzięki Gone Home. Odbiorcy spierali się, czy interaktywna przygoda sprowadzająca się do chodzenia po domu, słuchania fragmentów historii i oglądania przedmiotów w ogóle zasługuje na miano gry. Narracja była innowacyjna i zaskakiwała jakością. Tacoma - nowy projekt twórców - nie stanowi jednak wielkiego kroku naprzód.
To produkcja eksplorująca ciekawą problematykę - świat, w którym automatyzacja posunęła się tak daleko, że głównym zajęciem ludzi jest nadzorowanie pracy sztucznej inteligencji. Gracz pełni jednak rolę biernego widza, który poza obserwowaniem wydarzeń, jakie rozegrały w przeszłości na stacji kosmicznej, nie ma praktycznie nic do powiedzenia.
Problemem nie jest sama historia, bowiem odkrywanie skrawków życia ośmiu członków załogi i badanie przyczyn ewakuacji jest nawet ciekawe. Narracja także zasługuje na uwagę - wchodząc do kolejnych pomieszczeń znajdujemy szczątkowe nagrania spotkań i interakcji poszczególnych bohaterów, a gra pozwala nam dowolnie przewijać te rekonstrukcje, by patrzeć co w danej chwili robiły różne postaci.
![](https://assetsio.gnwcdn.com/tacscr1.jpg?width=690&quality=75&format=jpg&auto=webp)
Te skrawki poprzedzającej katastrofę codzienności dają wgląd w życie całej ósemki, pozwalają dowiedzieć się o romansach, planach i problemów każdego bohatera. Problem w tym, że jest ich potwornie mało. Całość fabuły Tacomy, włącznie z zajęciami pobocznymi - choćby rzucaniem do kosza czy przeczytaniem prywatnych notatek wszystkich postaci - to zaledwie dwie godziny.
Czas ten podzielony dalej na osiem osób daje nam zaledwie kilka chwil z pojedynczymi bohaterami, podczas których twórcy dość nieskutecznie próbują wytworzyć więź między odbiorcą a uczestnikami fabuły. W rezultacie o dwóch zakochanych inżynierkach dowiadujemy się jedynie, że są po ślubie i całkiem nieźle się dogadują, a pokładowego biologa i panią doktor poznajemy jedynie przez pryzmat ich lęków i problemów, zarysowanych w bardzo powierzchowny sposób.
Nie pomaga też wątek główny, zbudowany wokół dość ogranego w science-fiction motywu. Momentami trudno nie mieć wrażenia, że Fullbright stworzyło ambitny koncept, który następnie konsekwentnie pocięło, by stał się możliwy do zrealizowania dla małego studia.
![](https://assetsio.gnwcdn.com/tacscr2.jpg?width=690&quality=75&format=jpg&auto=webp)
Na żadnym etapie nie czujemy się zainwestowani w fabułę czy losy bohaterów, bo tak naprawdę nic od nas nie zależy - to wycieczka kolejką górską, gdzie wszystkie scenki i emocjonujące momenty zostały nagrane z wyprzedzeniem.
Patrząc na Tacomę trudno nie myśleć o innych interaktywnych historiach. Choć gra może pochwalić się ciekawym konceptem i dobrze dobranymi aktorami, to nie oferuje odbiorcy wiele więcej. W zestawieniu z Firewatch czy This Dragon Cancer, które zmuszały do refleksji i starały się modyfikować formułę przygody, następca Gone Home wydaje się zimny i pusty. Jak kosmos, w którym toczy się jego akcja.