Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Karmaflow: The Rock Opera Videogame - Recenzja

Tylko pozornie ciekawa gra niezależna.

Karmaflow to ambitny projekt: gra w formie rockowej opery, gdzie tradycyjne dialogi zastępuje śpiew, a znaczną część rozgrywki podkreśla dynamicznie zmieniająca się muzyka. Niestety, jakość wykonania nie dorównuje pomysłowi, a króciutka produkcja jest momentami bardziej męcząca niż ciekawa.

Bohaterem jest dziwne, unoszące się nad ziemią stworzenie o unikalnej zdolności - potrafi wysysać tytułową karmę z żywych istot i roślin, by potem umieszczać ją w innych, pozbawionych energii obiektach. Przy pomocy tej sztuczki otwiera sobie zablokowane przejścia i wciąga przeciwników w pułapki. Naszym celem jest walka z szerzącą się po różnych światach Dysharmonią.

Rola głównego bohatera w fabule nie jest do końca jasna. Stworek, którym kierujemy jest niemy, nie możemy więc odpowiadać zwracającym się do nas postaciom. Twórcy starają się pokazać, że nie jesteśmy jedynie widzami - możemy decydować o przebiegu śpiewanych dialogów między kluczowymi dla świata postaciami. To jednak zdecydowanie za mało, by poczuć się aktywnym uczestnikiem wydarzeń.

Cover image for YouTube videoKarmaflow: The Rock Opera Videogame - Act I Launch trailer

Karmaflow jest kompletnie pozbawione przemocy, a większość spotykanych istot to ruszające się zbiorniki karmy lub postaci drugoplanowe, śpiewem podpowiadające, co powinniśmy zrobić. Większość rozgrywki sprowadza się do skakania, dryfowania i prześlizgiwania się między obszarami, w których znajdują się przedmioty potrzebujące energii.

Wydarzenia obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby. Niezbędne informacje - chociażby liczba punktów energii, którą musimy dostarczyć do danego obiektu - sprytnie wkomponowano w plecy bohatera, dzięki czemu gra obywa się bez jakiegokolwiek interfejsu.

Najciekawszy element to walki z bossami, choć są one bardzo nierówne. Podczas gdy starcie z pierwszym poważniejszym przeciwnikiem wypada blado - gdyż nie do końca jasne jest, co powinniśmy robić - ukrywanie się przed wielkim kamiennym stworem z drugiego świata zrealizowano już całkiem sensownie.

Mechanika rozgrywki wzbudza mieszane uczucia. Twórcy starają się przedstawić świat bez brutalności i walki, ale musimy czasem pozbawiać życia istoty, które po utracie karmy zamierają w miejscu. Teoretycznie każdą akcję możemy odwrócić, ale trudno nie mieć wrażenia, że kradnąc zwierzętom energię, robimy im krzywdę.

Bohater wydaje się nieco znudzony, jakby i jemu ta przygoda średnio przypadła do gustu.

Sporo do życzenia pozostawia najważniejszy element Karmaflow, czyli muzyczne wstawki pełniące funkcję narracyjną. Mimo zaangażowania w projekt znanych wykonawców, powiązanych z zespołami takimi jak Epica, Cradle of Filth czy Sonata Arctica, wiele utworów nie zachwyca.

Częściowo wynika to z ich treści - wyśpiewany samouczek brzmi nienaturalnie ze względu na dobór słownictwa, zwyczajnie nie pasującego do rockowego czy metalowego kawałka. W dużym stopniu jest to jednak problem wykonawców, którzy wydają się nie wkładać zbyt wiele serca w to, co robią.

Podobną niedbałość widać także w oprawie wizualnej Karmaflow. Gra wita nas kiepsko wykonanym menu, w którym przycisk „Nowa gra” nie działa, a by zacząć zabawę musimy kliknąć „Kontynuuj”. Ciekawy projekt głównego bohatera tonie wśród kiepsko wykonanych elementów graficznych - chodzi chociażby o dziwne oświetlenie, które przeszkadza czasem w dostrzeżeniu istotnych obiektów.

Studio Basecamp Games nie było w stanie dobrze zrealizować ciekawego pomysłu przedstawionego użytkownikom Indiegogo, by zebrać 30 tys. funtów. Otrzymujemy zaledwie pierwszy akt przygody, obietnicę kontynuacji i zestaw drobnych, choć uciążliwych błędów. Karmaflow nie prezentuje się zbyt zachęcająco.

5 / 10

Nie jesteś zalogowany!

Utwórz konto ReedPop, dołącz do naszej społeczności i uzyskaj dostęp do dodatkowych opcji!

Dowiedz się więcej na temat recenzji, zapoznając się z polityką recenzowania gier.

W tym artykule
Powiązane tematy
O autorze

Artur Cnotalski

Contributor

Komentarze