Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Fatalny początek nowej fazy MCU. Recenzja „Ant-Man i Osa: Kwantomania”

Twórcy nie wyciągają wniosków.

„Ant-Man i Osa: Kwantomania” rozpoczyna kolejną fazę filmowego uniwersum Marvela. Fani wiązali z nią nadzieję na nowe otwarcie i spodziewali się innego podejścia do MCU. Nowa odsłona historii człowieka-mrówki niczego jednak nie otwiera i jest fatalną kontynuacją serii.

UWAGA: W tekście pojawiają się informacje dotyczące fabuły filmu.

Ostatnia faza MCU była ogromnym rozczarowaniem. Trudno w niej znaleźć produkcje, które moglibyśmy traktować jako naprawdę udane. Pojawiły się wśród nich takie filmy i seriale jak „Eternals” albo ostatnio „Thor: Miłość i grom”, które traktuje się jako najgorsze w historii Marvela. Według mnie „Ant-Man i Osa: Kwantomania” zdecydowanie wpisuje się w poczet słabszych produkcji MCU.

Ant-Man i Osa: Kwantomania - recenzja, headline
O dziwo Michael Douglas nadal trzyma poziom aktorski

Zacznijmy jednak od zarysowania fabuły. Scott Lang (Paul Rudd) od czasu „Avengers: Koniec gry” stał się członkiem legendarnej grupy superbohaterów. Teraz Ant-Man wiedzie spokojne życie, pisze książki, zajmuje się córką, czyli Cassie (Kathryn Newton), która popada w pewien konflikt z prawem. W międzyczasie bohaterka próbuje z pomocą Hanka Pyma (Michael Douglas) oraz Hope (Evangeline Lilly) zbudować satelitę, aby wysłać wiadomość do wymiaru kwantowego. To trochę dziwne, ponieważ dostajemy tylko zdawkową informację, że Cassie zajmowała się studiowaniem innych wymiarów i tak zwyczajnie jest w stanie się z nimi połączyć.

Okazało się jednak, że nie jest to tylko pusta przestrzeń. Janet (Michelle Pfeiffer), która w innym wymiarze przebywała przez prawie 30 lat, nie była ze swoją rodziną do końca szczera. W przestrzeni pomiędzy różnymi światami nadal ktoś jest i próbuje się stamtąd wydostać. Tam spotykamy Lorda Klyrala (Bill Murray), ale jego postać w ogóle nie ma żadnego znaczenia, bo znika on całkowicie i nie spotykamy go już do końca filmu!

Ant-Man i Osa: Kwantomania - recenzja, jpg
Kang Zdobywca jest antagonistą jak każdy inny

Głównym antagonistą w piątej fazie MCU jest Kang Zdobywca (Jonathan Majors). Aby podbić i zniszczyć świat, potrzebuje pomocy Scotta Langa, którego spotkał w innym wymiarze. Nowa postać w MCU (zadebiutował w serialu o Lokim) wygląda przekonująco, chociaż i tak mam wrażenie, że twórcy korzystają z kliszowych przedstawień tego rodzaju bohaterów. Kang Zdobywca nie ma zbyt wielu interesujących motywacji, aby niszczyć świat – on jest po prostu zły. Reżyser i scenarzyści nie wytworzyli atmosfery zagrożenia, lecz polegają tylko na utartych schematach, które niczym mnie nie zaskoczyły. W najnowszym „Ant-Manie” wyraźnie widać brak świeżych pomysłów.

Poza tym sam scenariusz jest niedopracowany. Odniosłem wrażenie, że film tonie w chaotycznych scenach, które nie mają logicznego uzasadnienia. Dyskusje bohaterów są nużące i nieznośnie się wydłużają. Nie ma tam też wyraźnego następstwa przyczynowo-skutkowego jak na przykład pierwszym filmie z serii „Ant-Man”. Fabuła zmierza w jakimś kierunku, ale trudno wyraźnie określić w jakim.

Ant-Man i Osa: Kwantomania - recenzja, jpg
Kang próbuje namówić Scotta Langa do współpracy

Wizualnie film nie zachwyca. Wszystkie sceny powstały na green-screenie i nie ma w tym nic dziwnego. Po prostu spodziewałem się, że twórcy zaproponują nam coś nowego. Bez wątpienia oglądanie filmu w IMAX-ie nadal jest dość atrakcyjne, ale momentami czułem przesyt i znudzenie. Mam też wrażenie, że oglądałem już kiedyś filmy utrzymane w podobnej estetyce.

Większa część akcji rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości, która wygląda dosyć dziwacznie. To po prostu obca planeta, na której żyją obce cywilizacje – nic więcej. Jeśli twórcy mieli do dyspozycji Quantum Realm, czyli niezliczoną ilość światów, to mogłoby się wydawać, że możliwości są nieograniczone. A w najnowszym „Ant-Manie” znajdujemy się zaledwie w trzech lokacjach!

Ant-Man i Osa: Kwantomania - recenzja, jpg
Lokacje wyglądają tak, jakby były niedopracowane

„Ant-Man i Osa: Kwantomania” wyraźnie stracił swój potencjał komediowy. W porównaniu z poprzednimi filmami z serii ten wypada bardzo słabo. Brakowało ciętego dowcipu Scotta Langa i przede wszystkim nie zobaczyliśmy Luisa (Michael Peña), który często dostarczał parę humorystycznych kwestii.

Według twórców MCU, zwłaszcza Kevina Feige’a, uniwersum rozrasta się naturalnie, a kino superbohaterskie ma się dobrze. Sądzę, że to zaklinanie rzeczywistości. „Ant-Man i Osa: Kwantomania” pokazuje, że reżyserzy kolejnych filmów Marvela nie mają zielonego pojęcia w jakim kierunku mają podążać ich filmy. Sądzą, że pokazując nam za każdym razem to samo, ale z nieco zmienionym scenariuszem, kilkoma nowymi postaciami i odrobiną akcji, nadal będziemy zachwyceni i wybierzemy się do kin. Według mnie nie warto. „Ant-Man i Osa: Kwantomania” niczym nie odznacza się w masowej produkcji MCU i jest mało atrakcyjną kontynuacją serii. Jestem przekonany, że za kilka dni zapomnę o fabule tego filmu.

Ocena: 4/10

Premiera w Polsce: 17.02.2023 - Gdzie obejrzeć: kino - Rodzaj: film akcji, komedia - Długość filmu: 2 godziny 5 min - Reżyseria: Peyton Reed - Scenariusz: Jack Kirby, Jeff Loveness - Występują: Paul Rudd, Evangeline Lilly, Jonathan Majors, Kathryn Newton, Michelle Pfeiffer, William Jackson Harper, Katy M. O’Brian, David Berucci, Milos Bindas, David Dastmalchian, Michael Douglas, Paul Fairlie, Tianyi Kiy, Bill Murray, Clement Osty, Younes Rocks, Corey Stoll, Leonardo Taiwo.

Nie jesteś zalogowany!

Utwórz konto ReedPop, dołącz do naszej społeczności i uzyskaj dostęp do dodatkowych opcji!

Dowiedz się więcej na temat recenzji, zapoznając się z polityką recenzowania gier.

Powiązane tematy
O autorze
Awatar Krzysztof Prabucki

Krzysztof Prabucki

Felietonista / Recenzent

Felietonista w dziale filmowym Eurogamera. Przygodę z mediami rozpoczynał od działalności w gazecie lokalnej. Miłośnik piłki nożnej i lekkoatletyki.

Komentarze