Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Miałem obawy o Diablo 4, ale beta mnie uspokoiła

Zapowiada się świetnie.

OPINIA | Zaraz po premierze Diablo Immortal miałem spore obawy na temat tego, w jakim kierunku podąży Diablo 4. I choć beta najnowszego hitu Blizzarda ujawniła kilka podobnych elementów - głównie w sferze otwartego świata - to testy z całą pewnością uspokoiły nastroje i pozwalają z optymizmem czekać do czerwca. Gra się fantastycznie.

Trudno oczywiście wyciągać daleko idące wnioski. Choć cały pierwszy akt to spora porcja fabuły, maksymalnie 25. poziom doświadczenia nie pozwala jeszcze na zbyt zaawansowane oceny. Czarodziejką grało się zdecydowanie lepiej niż Łotrzycą, a Barbarzyńca nadrabia mniej interesujące umiejętności świetnym systemem budowania ekwipunku, ale kto wie, co będzie, gdy dostępne będą wszystkie opcje i talenty?

Na początek najbardziej kontrowersyjna kwestia. Otwarty i sieciowy świat, nieco w stylu Lost Ark, nieco w stylu Diablo Immortal, wywoływał spore obawy. Miałem nadzieję, że Diablo nie zamieni się w MMO ze zbieraniem kwiatków. Okazało się, że zbieranie kwiatków jest w grze obecne, ale wcale nie przeszkadza, lokacje wyglądają fantastycznie, a jedna z ważniejszych nowości - wielka bitwa ze „światowym” bossem - była może mało rozbudowana pod względem mechaniki, ale nadal bardzo fajna (nawet jeśli boss spóźnił się w sobotę o godzinę).

Jeśli o wyglądzie mowa, minimalistyczny interfejs z przecieków wyglądał dużo lepiej niż to, co ostatecznie znalazło się w grze, ale to jedyny punkt krytyki, jaki przychodzi do głowy. Z całą pewnością można przyznać, że na rynku nie ma ładniejszej gry hack'n'slash, a twórcy wzięli sobie do serc krytykę z czasów Diablo 3 i jest odpowiednio mrocznie, brutalnie i... brzydko, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Tylko ten pasek umiejętności z kolorowymi ikonkami burzy spójny styl. Kolejny argument, by zbytnio nie wierzyć przeciekom.

Co równie istotne, właściwy klimat przybrała opowieść. Potrzebny był najwyraźniej dyrektor kreatywny z Polski, by zadbać o odpowiednio obrazoburczy obraz religii, z dwulicowym archaniołem i jego byłą partnerką w rolach głównych. Chwilami aż opowiadałem się po stronie Lilith, co chyba nie najlepiej świadczy o mnie, lecz świetnie świadczy o kierunku, w jakim podąża fabuła Diablo 4.


Dlaczego warto sięgnąć po „Legendy gier wideo”?

Dzięki książce poznasz największych twórców gier wideo w historii, a przy okazji dowiesz się, jak wielki był ich wpływ na wszystkie kolejne gry, również dzisiejsze hity, w które grasz na co dzień.

Pobierz darmowy fragment i zamów książkę „Legendy gier wideo” w przedsprzedaży »

Kto pierwszy poruszył postacią na ekranie, jak narodziły się komputerowe RPG-i, dlaczego grom tak blisko do filmów, kto wymyślił otwarte światy, jak narodziły się strzelanki czy wreszcie, który znany twórca poleciał w kosmos jako drugi cywil w historii.

Dowiedz się więcej teraz »

Jeśli spojrzeć szerzej, pewnym punktem krytyki może być fakt, że nagromadzenie zadań pobocznych i pozyskiwanie surowców nieco „rozwadnia” wrażenia. W poprzednich odsłonach serii zawsze mieliśmy poczucie, że bierzemy udział w monumentalnych wydarzeniach, bez wytchnienia ścigając zło wcielone w otchłanie piekła (lub nieba). W „czwórce” możemy zatrzymać się, by oklaskami zmotywować strażników, a następnie wypełnić specjalny pasek, zabijając piętnaście ghouli. Wydaje się, że tracimy w ten sposób pewne napięcie i monumentalność opowieści.

Początek wielkiej przygody

Taki jest jednak koszt przejścia do otwartego świata w stylu MMO. To także szukanie dziury w całym, ponieważ nic nie stoi na przeszkodzie, by najpierw ukończyć główny wątek fabularny i potem zająć się dodatkowymi atrakcjami. W ten sposób te poboczne aktywności stają się plusem, ponieważ rozbudowują listę atrakcji czekających na graczy już po zakończeniu kampanii, a większy endgame zawsze jest mile widziany.

Zapewne można by znaleźć jeszcze kilka elementów do narzekania, jak brak mikstur many, brak swobodnego przydzielania punktów cech (co obiecywano), czy schowek na przedmioty tylko w jednym miejscu. To jednak dalsze szukanie minusów na siłę. Najważniejsze jest to, że dla osoby wychowanej na Diablo 2 „czwórka” jest jak powrót do domu. Okazuje się, że dom został wyremontowany i oferuje współczesne standardy, ale za nic w świecie nie chce się wychodzić. Zamienianie potworów w krwawą miazgę ostatnio tak przyjemne było właśnie w Diablo 2, a grze z tej serii chyba nie można zaoferować większego komplementu.

Wszystko to sprawia, że obecnie najbardziej obawiam się tego, że znowu natknę się na Rzeźnika w jakimś losowym podziemiu. Całe szczęście, że nie grałem postacią w trybie hardcore, bo dobrze znany potwór jest zdecydowanie zbyt szybki. Drugi strach związany jest z datą premier - oby tylko udało się zrealizować plany i wydać grę 6 czerwca.

Read this next