Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Świat Assassin's Creed Valhalla jest zachwycający. Mam zdjęcia na dowód

Realizm pod baśniowym płaszczem.

Wiele można zarzucić Ubisoftowi w kwestii antycznej trylogii Assassin’s Creed, ale światy są w niej przepiękne, a ukoronowaniem kunsztu artystów środowiskowych i grafików jest Valhalla. Mimo potężnej konkurencji, jak Red Dead Redemption 2 czy Horizon Forbidden West, uważam, że średniowieczna Anglia jest najładniejszym światem w grach.

W żadnej innej grze nie „nacykałem” tylu zdjęć, co w Assassin’s Creed Valhalla. Co prawda gameplay mnie wymęczył, ale gdy jeszcze grałem w tę produkcję, uwielbiałem spacerować po świecie wykreowanym przez Ubisoft. Nie biegać, a spacerować - zatrzymać się nad przecinającym polanę strumieniem, przejść przez pole kwiatów czy wdrapać się na wysoki punkt, by spojrzeć na zamgloną dolinę. Brzmi trochę poetycko - dla niektórych być może śmiesznie - ale sprowadza się do tego, że w kontekście świata deweloperzy odwalili po prostu kawał doskonałej roboty. Myślę, że udało mi się ją uchwycić.

Łatwym sposobem na całkiem niezłe zdjęcie jest złapanie wschodzącego lub zachodzącego słońca, zapewniającego efektowne światło lub cień, a najlepiej odbijającego się od powierzchni wody, jak na ulubionej fotce z wakacji. Takich screenshotów mam co najmniej kilkanaście, a jakże.

Każdy fotograf - również ten cyfrowy - wie jednak, że słońce to jednak dość tani chwyt. Świat Valhalli wcale go jednak nie potrzebuje, by robić wrażenie. Mnie szczególnie zachwyciło, jak różne lokacje tworzą odmienną atmosferę - nie tylko dzięki architekturze, roślinności i innym elementom otoczenia, ale też palecie barw, którą wręcz przesiąknięte jest powietrze. Niektóre miejsca są szare, inne ciemnoniebieskie, a jeszcze inne wyglądają niemal jak zdjęcia zrobione techniką sepii - i to wszystko bez użycia filtrów.

Mało to oczywiście realistyczne, ale chyba w tym właśnie tkwi urok Assassin’s Creed Valhalla. Porównując efekty pogodowe czy sposób ukazania prawdziwie żyjącej fauny, gra Ubisoftu przegrywa bowiem w przedbiegach z Red Dead Redemption 2, a Horizon Forbidden West może się pochwalić zdecydowanie ładniejszą grafiką. Obie te produkcje traktują jednak oprawę bardzo poważnie. Świat Valhalli z jednej strony stara się być realistyczny, ale ma też jednocześnie nałożoną pewną baśniową, wierzchnią warstwę. Ta delikatna warstwa sprawia, że czujemy się jak w magicznej krainie nawet podczas zwiedzania wirtualnej Anglii. Jestem pewny, że to po części zasługa wysokiej saturacji kolorów pewnych elementów (jak kwiatów i trawy), ale na mnie z pewnością to działa.

Nie oznacza to jednak, że gra nie potrafi być realistyczna. Czyż nie trudno byłoby odróżnić poniższe zrzuty ekranu od prawdziwych zdjęć, gdyby nie zdradzały ich pewne „growe” elementy, jak charakterystyczna trawa, za mało szczegółowe obiekty na pierwszym planie czy znikające w oddali detale wody i ziemi? Sposób, w jaki jasne światło i cień tańczą w Valhalli na majaczących w oddali budynkach i skałach, jest dla mnie absolutnie fascynujący.

Tego zresztą zabrakło mi w Horizon Forbidden West. Krajobrazy z pewnością robią tu wrażenie - szczególnie po długiej wspinaczce - ale w kontekście budynków mamy do czynienia albo z ruinami pochodzącymi z dawnej cywilizacji, albo dość kosmicznie wyglądającymi plemiennymi konstrukcjami. Brak im majestatu, dumy i surowego piękna bliskiej nam wszystkim architektury.

Valhalla jest też pierwszą grą, która przypomniała mi odczucia związane z graniem w Wiedźmina 3, co uważam za jej wielkie osiągnięcie. Chodzi szczególnie o momenty uwiecznione na poniższych zrzutach ekranu. Podjeżdżając na koniu do chaty ze słomianym dachem miałem wrażenie, że znajdę w niej kobietę, która poprosi mnie o pomoc w sprawie baby wodnej, która porwała jej dzieci. Wchodząc do mrocznego lasu, myślałem natomiast o tym, że przydałby mi się srebrny miecz na mglaki. Nawet patrząc teraz na te zdjęcia, wciąż mam skojarzenia z Dzikim Gonem i już nie mogę się doczekać next-genowej wersji gry.

Jest jeszcze jedna rzecz, która sprawiła, że zrobiłem mnóstwo zdjęć w Valhalli - łatwy dostęp do trybu fotograficznego. Wystarczyło nacisnąć lewy i prawy drążek pada, by w mgnieniu oka aktywować photo mode, co oznaczało, że nie musiałem nawet zmieniać „domyślnego” ułożenia palców na kontrolerze. Może się to wydawać drobnostką, ale gdy tryb fotograficzny jest ukryty w głównym menu gry, zazwyczaj nie chce mi się przerywać akcji, żeby tam wejść i zrobić zdjęcie.

Nie wiem, czy spodoba mi się rozgrywka w kolejnej części Assassin’s Creed, ale jestem niemal pewny, że jeśli Ubisoft utrzyma tak wysoki poziom projektu świata, zrobię w niej dziesiątki zdjęć. Valhallę usunąłem już co prawda z dysku na dobre, ale zdjęcia zostały. Będą mi przypominać najlepsze momenty spędzone z Eivor.

Read this next