Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Monster Hunter 4 Ultimate - Recenzja

Potwornie udana kontynuacja.

Najlepsza część serii Monster Hunter. Polowanie uzależnia, a satysfakcja z pokonywania kolejnych bestii jest po prostu bezcenna.

Capcom przypomina, jak wspaniałe i angażujące mogą być przygody łowcy potworów. Monster Hunter 4 to świetny sequel, a także pierwsza odsłona cyklu, która zdaje być bardziej wyrozumiała dla nowicjuszy.

Twórcy ponownie postawili na lekką ewolucję i ulepszenie znanej, sprawdzonej formuły. Wszystko obraca się wokół polowania na przeróżne bestie. Najmniejsze sięgają nam do kolan, a największe wyglądają w porównaniu z bohaterem jak sporych rozmiarów dom z garażem i ogródkiem. Akcję, jak zawsze, obserwujemy zza pleców łowcy.

Do starć z ogromnymi stworami podchodzimy zupełnie inaczej niż do zmagań z mniejszymi, co wpływa na ciągle zmieniającą się atmosferę towarzyszącą zabawie. W jednej chwili wybieramy relaksujące, proste zadanie, by za moment zdecydować się na inne, które okaże się wielkim testem naszych umiejętności i zdolności zachowania zimnej krwi w stresujących sytuacjach.

Prawie jak Dark Souls

Walkę można porównać do rozwiązań znanych z Dark Souls. Całość wymaga metodycznego podejścia i skrupulatnego planowania ataków. Zasadniczą różnicą jest tylko fakt, że podstawowi przeciwnicy rzadko kiedy mogą nas pokonać - w przeciwieństwie do hitu od From Software.

Zobacz na YouTube

Polowania na pojedyncze, potężniejsze bestie są najbardziej ekscytujące. Uważne obserwowanie i analizowanie zachowań potwora jest niezbędne. Podczas potyczek często musimy się leczyć, przeładowywać lub ostrzyć broń Starcia są zacięte, a stwór może czasem po prostu uciec. W tropieniu - jak zwykle - pomagają kulki z farbą. Po zabarwieniu wroga widzimy go na mapie. Przydatne są także pułapki.

Rozgrywka to niezmienny cykl udoskonalania własnych możliwości, nieustannej nauki i zdobywania lepszego ekwipunku. Zabawa jest niezwykle angażująca od samego początku. Gra zaprojektowana jest na tyle dobrze, że powtarzalność jest praktycznie nieodczuwalna. Wciąż czekają na nas nowe wyzwania. Nawet nie zauważamy, jak mijają kolejne godziny. Po każdej misji wracamy do miasta i z ochotą wybieramy kolejne - coraz trudniejsze - zadania.

Pozory mylą - to odważny wojownik i niezły pomocnik

Spory wpływ na zapobieganie monotonii ma rozbudowany i różnorodny arsenał. Przygotowano czternaście rodzajów broni. To nie tylko bardziej tradycyjne młoty i miecze, ale też wielkie łuki czy nawet bojowe rogi, na których możemy zagrać w trakcie walki, by zapewnić sobie pewne bonusy.

Monster Hunter 4 to bez wątpienia najlepsza odsłona cyklu.

Walka wygląda zupełnie inaczej w zależności od tego, jakiego oręża używamy. Nawet po kilkunastu godzinach możemy wprowadzić do gry trochę świeżości i rzucić sobie dodatkowe wyzwanie opanowania do perfekcji sztuki posługiwania się inną bronią. Takie zróżnicowanie to jeden z najciekawszych elementów gry.

Kijem i owadem

Monster Hunter 4 wprowadza dwa zupełnie nowe rodzaje broni, z czego szczególnie interesujący jest Insect Glaive. Składa się z dwóch elementów - długiej włóczni oraz owada. Kijem okładamy wrogów bezpośrednio, a insekta wysyłamy, by atakował czułe punkty stworów i pobierał różne rodzaje energii, którą później przekazuje bohaterowi. W ten sposób zyskujemy bonusy w trakcie walki - zwiększoną mobilność czy moc obrażeń.

Insect Glaive pozwala też wybić się w powietrze. Otwiera to kolejne możliwości związane z innymi nowościami w Monster Hunter 4 - atakami z wyskoku oraz chwytaniem się grzbietu bestii. Możemy oczywiście dokonać tego z dowolną bronią, ale musimy wcześniej wspiąć się na jakąś skałę czy wzniesienie. Tak czy inaczej, ciosy z powietrza to bardzo miły dodatek, a skuteczne ich wykonanie sprawia sporo radości.

Ujeżdżanie potworów przypomina trochę podobny element z Dragon's Dogma, choć jest mniej rozbudowany. Możemy wskoczyć tylko na plecy stwora. Kiedy nam się uda, powinniśmy szybko zacząć uderzać monstrum sztyletem. Jednocześnie musimy też uważać, by nie spaść.

Gore Magala to potężny potwór związany z wątkiem fabularnym. Rozsiewa tajemniczego wirusa, który rozjusza inne bestie.

Poziomy zaprojektowano tak, by okazji do wykorzystywania nowych aspektów rozgrywki było jak najwięcej. Lokacje są bardziej wertykalne. Na szczęście twórcy zupełnie zrezygnowali z wprowadzenia do gry walki podwodnej, która w poprzedniej odsłonie była nieco irytująca.

Każdy ma szansę

Najnowsza część serii jest bardziej przyjazna dla początkujących. Co prawda nowicjusz musi się trochę naczytać, bo samouczki pojawiają się przede wszystkim w tekstowych dialogach i w notatniku, ale wszystko wytłumaczone jest naprawdę dobrze - szczególnie w porównaniu z innymi grami z cyklu.

Pomaga też lepsza niż do tej pory historia i jej zaimplementowanie. To cały czas tło i dodatek do rozgrywki, ale czujemy ciągłość narracji. Obserwujemy losy członków karawany, której organizator chce odkryć tajemnicę pewnego artefaktu. Dołączamy do wędrówców, dzięki temu trafiamy do kolejnych, zróżnicowanych lokacji.

Walka wygląda zupełnie inaczej w zależności od tego, jakiego oręża używamy.

Pancerze i broń wyglądają po prostu „cool”

Nie zdecydowano się na zmianę struktury świata. Każda większa lokacja to zbiór połączonych ze sobą mniejszych obszarów. Po zaakceptowaniu dowolnego zadania - którym może być upolowanie potwora, grupy bestii, pozyskanie zasobów - kierujemy się w stronę wyjścia z wioski i automatycznie trafiamy do dziczy. Po drodze do celu zbieramy minerały i rośliny, a także inne przedmioty.

Nasz bohater nie zdobywa doświadczenia i nowych poziomów. Nieodłącznym i kluczowym elementem pozostaje crafting. Tworzenie nowych broni i zestawów zbroi jest równie uzależniające, co sama walka.

Pancerze różnią się nie tylko statystykami, oferują też inne bonusy i talenty. Najlepsze dostępne w grze przedmioty konstruujemy z łusek, szponów, skór i kości różnych potworów, co tylko motywuje do kontynuowania łowów.

Ciekawym urozmaiceniem i odskocznią od pozostałych misji są ekspedycje, kolejna nowość w Monster Hunter 4. Wybieramy je bezpośrednio z mapy świata. To generowane losowo obszary, w których możemy trafić na nieodkryte wcześniej gatunki potworów.

Uparci twórcy

Nowa część pozwala także na wspólną grę z innymi za pośrednictwem sieci. To świetna zabawa, choć nie da się ukryć, że pełnię przyjemności czerpie się podczas współpracy ze znajomymi. Idealnie, jeżeli wszyscy korzystają jednocześnie ze Skype'a - rozczarowuje brak czatu głosowego.

W grze solowej pomagają nam koci pomocnicy, przedstawiciele rasy Felyne. Potrafią być naprawdę przydatni - projektanci poprawili funkcjonowanie sztucznej inteligencji. Dla małych kompanów także możemy tworzyć nowe pancerze i broń.

Zobacz na YouTube

Odrobinę niewygodne pozostaje sterowanie kamerą na konsoli bez przystawki Circle Pro lub C-sticka. Szkoda, że Capcom zupełnie zignorował platformy z wygodniejszymi kontrolerami - chociażby Wii U. Nie da się jednak ukryć, że cykl Monster Hunter jest najbardziej popularny na Dalekim Wschodzie - a tam królują konsole przenośne.

Minusem są także niektóre misje, nieco nużące i nieciekawe. Nie wiedzieć czemu, twórcy uparcie wprowadzają do kolejnej części zadania polegające na dostarczaniu do celu jajek, które łatwo rozbić. Może to być frustrujące dla tych, którzy postawią sobie za cel wykonanie wszystkich misji w grze.

Monster Hunter 4 to bez wątpienia najlepsza odsłona cyklu. Choć nadal reprezentuje typ rozgrywki, który nie przemówi do każdego, to jest częścią najbardziej przystępną dla nowych graczy. Capcom stanął na wysokości zadania, w przemyślany sposób ulepszając znaną formułę.

9 / 10

Nie jesteś zalogowany!

Utwórz konto ReedPop, dołącz do naszej społeczności i uzyskaj dostęp do dodatkowych opcji!

Dowiedz się więcej na temat recenzji, zapoznając się z polityką recenzowania gier.

W tym artykule

Monster Hunter 4 Ultimate

Nintendo 3DS

Powiązane tematy
O autorze
Komentarze