Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Kangurek Kao - Recenzja: powrót polskiego ulubieńca

Ale czy udany?

Jak zapewne wielu graczy w Polsce, cieszyłem się na powrót Kangurka Kao już od momentu zapowiedzi wznowienia tej - bądź co bądź - kultowej w naszym kraju serii. Okazuje się jednak, że jest to co najwyżej poprawna platformówka, która wypada dość blado przy ostatnich Crashach czy odświeżonym Spyro, a na niektórych polach ustępuje nawet oryginalnemu cyklowi sprzed lat.

Zacznijmy jednak od tego, co deweloperom z polskiego studia Tate Multimedia się udało. Przy pierwszym kontakcie Kao faktycznie sprawia wrażenie zmodernizowanej wersji lubianych hitów sprzed lat. Jest nowocześnie oddalona kamera, a animacje kangurka są - na tle innych elementów - zaskakująco dopieszczone, przekazując jego energetyczność i gotowość do akcji. Nowy styl graficzny również się udał, a niektóre lokacje są ciekawie zaprojektowane.

Fabuły nie zabrakło. Kao szuka swojej siostry i ojca, zabranych przez tajemniczą siłę. W międzyczasie znajduje magiczne rękawice

Największą siłą Kangurka Kao są elementy czysto platformowe. Wystarczy postać wyposażona w podwójny skok i odpowiednio rozmieszczone platformy, klify, rozpadliny czy mosty, by wywołać uśmiech na mojej twarzy, a to właśnie oferuje odświeżona wersja uszatego bohatera z Australii. Ruch Kangurka ma odpowiednie tempo i już po pierwszych sekundach „czujemy” postać. Podczas przygody mamy też okazję zebrać mnóstwo porozrzucanych po mapach monet i z niemałą satysfakcją rozbić setki skrzyń czy beczek. Drobnostka, a cieszy.

Oprócz elementów platformowych, drugim filarem rozgrywki w Kao jest oczywiście walka. Z pewnością poprawiła się względem poprzednich gier, ale biorąc pod uwagę, że od premiery ostatniej części minęło 17 lat, jest zaskakująco banalna i pozbawiona głębi. Przez większość czasu używamy tylko jednego ataku łączonego w jedną kombinację, okazjonalnie wykonując silny atak po naładowaniu specjalnego paska mocy, a w kontekście defensywy bohater może korzystać tylko z przeturlania się, które odwraca bohatera plecami do przeciwników. Rozumiem, że deweloperzy nie chcieli przekombinować, ale przecież kangur jest zawodowym bokserem, więc reboot aż prosił się o ciekawsze rozwiązania i więcej możliwości.

To jest właśnie to, co platformówkowe tygryski lubią najbardziej

O ile w kwestiach platformowych czułem dobrą kontrolę nad postacią, ta kontrola w walce gdzieś uciekała, a przystępując do kolejnych starć, niemal zamykałem oczy i naciskałem przycisk ataku „na rympał”, czekając na wypełnienie się specjalnego paska mocy, który umożliwiał wykonanie mocnego wykończenia. Starcia z wrogami była dla mnie przykrym obowiązkiem - wymuszoną przerwą między elementami platformowymi. Wydaje się, że sami twórcy zdają sobie sprawę z niedopracowania systemu, bo liczne serca wypadające z wrogów rekompensują życie stracone przez niewygodny system walki.

W oryginalnej serii wiele niedociągnięć można było wybaczyć, ale nowemu Kao trudno jest się z pewnych rzeczy wymigać. Od skromnego studia trudno oczywiście oczekiwać cudów, ale podczas przerywników filmowych postacie ruszają się sztywno jak cyfrowe marionetki, a nie pomaga też polska wersja językowa, której naprawdę trudno się słucha i w której dobrze wypada właściwie tylko sam Kao. Dialogi poza cut-scenkami nie są nagrane, więc trzeba przebijać się przez okna dialogowe, czytając wypowiedzi.

Można grać „starym” Kao - to zapewne ucieszy fanów serii

Gra w wielu miejscach puszcza oko do miłośników serii. Zbieranie monet, wyciąganie szyi w głębokiej wodzie, zaczepianie się uszami za siatkę, wybuchające beczki ukryte w skrzyniach - to rzeczy, które mogą pamiętać fani i których nie zabrakło w nowym Kao. Tym bardziej dziwi, że w trakcie upływających godzin rozgrywka nie zaskakuje, a twórcy nie wprowadzili nietypowych sekcji, które przyjemnie wybijałyby z rutyny. Przypominając sobie gameplay z Kangurka Kao: Rundy 2 natrafiłem na fragmenty z płynięciem rzeką w beczce, ujeżdżaniem borsuków, lataniem z pomocą czapki ze skrzydłami, wymijaniem min w pontonie, strzelaniem z działek na szyszki… Mówimy o tytule wydanym w 2003 roku.

Są pewne urozmaicenia, jak kryształy, które materializują i dematerializują elementy otoczenia wokół Kao, czy moce trzech żywiołów, ale twórcom zdecydowanie zabrakło pomysłów na ciekawe zagadki, i w efekcie elementy te wydają się dodane na siłę. Dobrym przykładem są wspomniane już żywioły ognia, lodu i wiatru: choć Kao ma trzy miejsca na trzy różne żywioły i może się między nimi przełączać, nie przypominam sobie, bym musiał zrobić to więcej niż trzy razy. Wszystko dlatego, że klucz do pokonania kolejnych przeszkód znajdował się zazwyczaj… tuż przy tych przeszkodach.

Przeszkody wymagające użycia kryształów lub żywiołów mogły być zaprojektowane znacznie ciekawiej

Nowy Kangurek Kao to całkiem miłe doświadczenie, ale nic, co zapamiętam na dłużej. Fundament tego typu gier, czyli elementy platformowo-zręcznościowe, udało się zrealizować naprawdę bardzo dobrze, więc jeśli macie ochotę na odrobinę niezobowiązującej skakaniny, to będziecie zadowoleni. Pamiętajcie jednak o nużącej walce, niedociągnięciach i braku pomysłów na urozmaicenie rozgrywki w dalszych etapach.


Platforma: PC, PlayStation 4, Xbox One, PS5, Xbox Series X/S, Switch - Premiera: 27 maja 2022 - Wersja językowa: polska (napisy i dubbing) - Rodzaj: Platformówka 3D - Dystrybucja: cyfrowa, pudełkowa - Cena: ok. 130 zł - Producent: Tate Multimedia - Wydawca PL: Cenega

Read this next