Hotline Miami - Recenzja
Skąpana w czerwonych pikselach psychodeliczna opowieść o przemocy, sumieniu i... maskach.
Pełne pikselowego okrucieństwa sceny sugerują, że Hotline Miami jest prostą, bezmyślną i bezrefleksyjną rzezią, w której liczy się tylko zręczność. Nic podobnego! Gra studia Dennaton Games, za którym stoi ekscentryczny, niezależny twórca - Cactus, to rasowy reprezentant gatunku „skradanek”, w którym planowanie i ostrożność to najprostsza droga do zwycięstwa. Mało tego - tytuł stara się skłonić nas do całkiem poważnych przemyśleń. Co jednak najistotniejsze, w Hotline Miami gra się tak dobrze, że nie sposób się od niej oderwać.
Miami, USA, rok 1989. Przez miasto przetacza się fala okrutnych mordów, których ofiarami masowo padają gangsterzy. Policja podejrzewa mafijne porachunki. Świadkowie zeznają, że krwawych ekscesów dokonują osobnicy kryjący się za gumowymi maskami przedstawiającymi zwierzęta. My zaś wiemy, że za wszystkimi masakrami stoi jedna i ta sama osoba. Skąd to wiemy? Bo to właśnie jej poczynaniami kierujemy w grze.
Bez litości, krwawo i... szybko
Istota rozgrywki sprowadza się do bezlitosnego mordowania mafiozów. W każdej z kilkunastu misji „oczyszczamy” z bandziorów budynek, do którego wysyłają nas tajemniczy mocodawcy. Piętro po piętrze, pokój po pokoju, rozbijamy łby i sieczemy ołowianym gradem, aż wszyscy nasi przeciwnicy zamienią się w krwawą papkę. Już od pierwszej misji jest to nie lada wyzwanie. Gangsterzy dysponują przewagą liczebną, są uzbrojeni po zęby, szybcy, niebezpieczni i gotowi bezlitośnie wykorzystać każdy nasz fałszywy krok. Walka toczy się w błyskawicznym tempie i ginie się często. Tak często, że szybko zauważamy, iż palec odruchowo wędruje nam ku klawiszowi odpowiedzialnemu za restart poziomu. Każdą lokację możemy powtarzać do skutku - bez żadnych konsekwencji.
„Czy to naprawdę ja, z uśmiechem na ustach, urządziłem tu tę krwawą łaźnię?”
Podejście „na ninja” sprawdza się na ogół bardzo dobrze. Kije bejsbolowe, maczety, noże i gazrurki, które co chwila wpadają nam w ręce, pozwalają na stosunkowo cichą eliminację wrogów. Metoda „na Rambo” bywa trudniejsza. Użycie broni palnej jest ryzykowne - zaalarmowani hukiem wystrzału gangsterzy zbiegną się ku nam ze wszystkich stron. Gra pozostawia jednak pełną swobodę wyboru, co do metodologii mordu i nagradza zarówno za finezję i skrytość, jak i za barbarzyńską brawurę.
A skoro mowa już o nagrodach - Hotline Miami dokładnie śledzi nasze poczynania i po zakończeniu każdego z poziomów przedstawia dokładne statystyki wyliczające, jakimi metodami i na ile sprawnie poradziliśmy sobie z krwawą eksterminacją wrogów. Wystawi nawet szkolną ocenę, wyciągając średnią z takich czynników jak nasza brutalność, szybkość działania czy też umiejętność improwizacji. Wysoka punktacja to coś, o co warto się postarać. Pobicie rekordu odblokowuje dostęp do nowych broni, które znajdziemy rozrzucone po lokacjach, lub też dodaje nową maskę do naszej kolekcji. Każda zapewnia naszej postaci jakąś ciekawą, mniej lub bardziej przydatną umiejętność.
Maski to również jeden z charakterystycznych motywów, które złożyły się na wyjątkowy, duszny, ponury i fascynujący nastrój Hotline Miami. Przerywniki pomiędzy zadaniami mnożą pytania w naszej głowie. Dlaczego bohater stroi się przed misją tak cudacznie i karykaturalnie? Dlaczego ślepo podąża tam, gdzie wyślą go nieznani zleceniodawcy, którzy tak naprawdę nigdy nawet nie nakazują wprost, by zabijał gangsterów? Jaka jest faktyczna chronologia przedstawionych wydarzeń? Co dzieje się naprawdę, a co jest koszmarem? Tej intrygującej i zmuszającej do refleksji opowieści nie powstydziłby się Lynch czy Cronnenberg.
Nieszablonowy styl i wysmakowane elektro
Neonowo-pikselowa oprawa graficzna całą sobą krzyczy „retro”, ale twórcy dołożyli starań, by zapewnić jej nieszablonowy styl. Stosując rozmaite filtry i efekty urozmaicili stronę wizualną nadając jej psychodelicznego posmaku. Proste tła, obiekty i postacie wyglądają jak narysowane od niechcenia, jednak w kilku pikselach potrafią oddać tak wiele detali, że przedstawione sceny wydają się wiarygodne. Gra wygląda... nieźle, brzmi za to wspaniale. Muzyka towarzysząca naszym zmaganiom to absolutny majstersztyk. Wysmakowane elektro współtworzy narkotyczny nastrój gry i sprawia, że Hotline Miami to prawdziwie hipnotyczne doświadczenie. Ścieżka dźwiękowa posłużyła też zresztą twórcom do przeprowadzenia ciekawego zabiegu...
„Muzyka towarzysząca naszym zmaganiom to absolutny majstersztyk.”
Gdy rozprawimy się już z ostatnim przeciwnikiem, gra oznajmi, że ukończyliśmy planszę i każe wracać do samochodu. Póki rozbrzmiewała dynamiczna muzyka, mordowanie bandziorów wydawało się świetną zabawą. Teraz jednak jej dźwięki milkną. W kompletnej ciszy przemykamy między martwymi ciałami, stąpając w pośpiechu po czerwonej, śliskiej od krwi podłodze. Całkowity bezruch i oskarżycielskie, trupie milczenie niedawnych ofiar, czynią pikselową śmierć realniejszą i powodują, że ciarki przechodzą po plecach. „Czy to naprawdę ja, z uśmiechem na ustach, urządziłem tu tę krwawą łaźnię?”- pytamy zdumieni. Mocna rzecz.
Przy całym specyficznym uroku, świetnym modelu rozgrywki i sile przekazu, gra nie ustrzegła się pewnych niedociągnięć. Grafika momentami straszy brzydotą, która wydaje się być bardziej skutkiem lenistwa niż artystycznej decyzji. Model poruszania się przeciwników i naszego bohatera wypada bardzo sztucznie, i budzi skojarzenia z rewią na lodzie. Przekaz gry jest zaś chyba trochę bardziej naiwny i płytki, niż starają się sugerować twórcy. Jednak w obliczu spójnej wizji, genialnej muzyki i ogromnej przyjemności płynącej z rozgrywki, są to tylko niewielkie problemy, które nie przyćmiewają imponującego - i wstrząsającego - obrazu całości. Hotline Miami to z całą pewnością gra, o której szybko nie zapomnimy.