Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Travis Strikes Again: No More Heroes - Recenzja

Na pohybel cyfrowym idolom.

Eurogamer.pl - Rekomendacja odznaka
Travis Strikes Again to satysfakcjonująca rozgrzewka przed pełnoprawną kontynuacją przygód legendy asasynów.

Studio Grasshopper Manufacture, z szalonym wizjonerem Goichi Suda na czele, wraca do świata No More Heroes. Nie jest to trzecia część historii ekscentrycznego zabójcy Travisa Touchdowna, ale nie oznacza to, że gra nie posiada klimatu oryginału i nie bawi jak dotychczas. Travis Strikes Again zabiera nas w miejsce, którego nie mogliśmy się spodziewać - w świat wirtualnej rzeczywistości.

Siedem lat po wydarzeniach z poprzedniej odsłony Travis odkłada na bok asasyńską karierę, mieszka w przyczepie kempingowej na południu Stanów Zjednoczonych i całe dnie spędza na graniu w gry wideo.

Święty spokój zaburza BadMan, ojciec Bad Girl, która padła ofiarą Travisa dawno temu. Nieudany zamach aktywuje opętane urządzenie do gier o nazwie „Death Drive MK-II”, które wciąga bohaterów do cyfrowego świata. Kto pierwszy ukończy wszystkie gry, otrzyma nagrodę w postaci spełnienia jednego życzenia przez maszynę.

Zmiana konwencji rozgrywki okazuje się ciekawym odświeżeniem, w którym jest miejsce na sporo gagów, parodii znanych gier i najzwyklejszego eksperymentowania z projektem poziomów. Travis jest znany z tego, że lubi przebijać tak zwaną „czwartą ścianę” i żarty kierować bezpośrednio do gracza. W przypadku produckji, która przy okazji porusza temat innych gier i ich bohaterów, ma to jeszcze więcej warstw i smaczków.

Każdy poziom to praktycznie zupełnie inna przygoda (Travis Strikes Again: No More Heroes - Recenzja)

Każda uruchamiana gra to indywidualny świat przedstawiony również z innej perspektywy kamery. Raz podążamy za bohaterem w widoku z trzeciej perspektywy, innym razem widzimy Travisa z lotu ptaka, niczym w Hotline Miami, by za chwilę chodzić w lewo bądź w prawo jak w Mario, machając mieczem świetlnym.

Na końcu każdej gry napotykamy bossa. Część z nich to idole Travisa, więc bohater musi ponownie pokonać swoich herosów, zupełnie jak w pierwszej części, gdzie eliminował śmietankę asasyńskiej ligi. Tutaj w grę wchodzi jeszcze jeden istotny element układanki, ale pozostawimy to już do samodzielnego odkrycia.

Szalona konwencja nie ustępuje po powrocie do przyczepy pełniącej rolę bazy wypadowej. By zdobyć kolejne gry, Travis wskakuje na swój motocykl i rusza w trasę, która jest przerywnikiem filmowym. Nie jest to jednak zwykła cut-scenka, a 8-bitowa animacja przypominająca komunikację przez Codec w grach z serii Metal Gear Solid.

Rozgrywka jest całkiem przyjemna i satysfakcjonująca. Sterujemy Travisem, bądź też BadManem, których w każdej chwili możemy zmieniać. Jest też możliwość oddania JoyCona drugiej osobie, by przejęła kontrolę nad nieaktywnym bohaterem, by wspólnie przemierzać wirtualne krainy. Model walki skupia się głównie na zręcznościowym aspekcie.

Zróżnicowanie to mocny atut gry (Travis Strikes Again: No More Heroes - Recenzja)

Eliminujemy kolejne hordy przeciwników, by odblokować dalsze przejścia. Wykorzystujemy przy tym podstawowe ataki i ich kombinacje, ale też po drodze napotykamy nowe moce, których używamy dopiero po naładowaniu odpowiednich pasków energii. Rozwój postaci jest dość prosty, ale mnogość umiejętności specjalnych rekompensuje prostotę.

Atakowanie kolejnych wrogów przy dynamicznej muzyce wciąga, lecz można momentami odczuć pewne znużenie. Nie jest to wina fabuły ani braku różnorodności poziomów, gdyż tych jest pod dostatkiem - chodzi tu raczej o długość pewnych etapów. Brakuje balansu między elementami eksploracyjno-łamigłówkowymi a walką.

Pokonywanie ósmej takiej samej zagadki, której wzrost skomplikowania sprowadza się do zwiększenia obszaru - bądź też liczby takich samych mechanizmów - bardzo szybko się nudzi. To dość specyficzne rozwiązanie wywołuje mieszane uczucia: z jednej strony bardzo chcemy poznać, co się dzieje dalej w historii i jakie nowe światy odwiedzimy, a z drugiej nie mamy już sił na ponowne robienie czegoś, co nas już nie bawi.

Już wiecie, kto generuje tyle smogu (Travis Strikes Again: No More Heroes - Recenzja)

W ostatecznym rozrachunku wygrywa ciekawość dotycząca fabuły i wracamy do gry nawet wtedy, gdy dany etap wydawał się męczący. Odpowiednie skomplikowanie historii jest tutaj kluczem do sukcesu. Fabułę poznajemy dzięki czytaniu specjalnych artykułów, wiadomości przychodzących faksem, podczas zwiedzania Death Drive MK-II oraz jazdy motocyklem w poszukiwaniu gier.

To wszystko w połączeniu z zupełnie nieistotnymi, ale przyjemnymi urozmaiceniami jak choćby opisy dań, które zjadamy, by na chwilę uzyskać bonusy do ataku, a także mnóstwo żartów, czynią tę grę tak samo wyjątkową, jak poprzednie odsłony No More Heroes.

Travis Strikes Again: No More Heroes to przyjemny powrót do trochę zbzikowanego bohatera, który stał się zabójcą przez przypadek. Mimo pewnych niedociągnięć związanych z projektem poziomów i długością zagadek, kontynuujemy grę i bawimy się dalej u boku Travisa i BadMana.

Plusy: Minusy:
  • Travis i jego humor się nie zestarzeli
  • przemyślane i interesujące, różnorodne światy
  • przyjemna walka
  • satysfakcjonujące moce
  • przerywniki filmowe
  • niekiedy nużące zagadki
  • brak odpowiedniego balansu w etapach rozgrywki



Platforma: Nintendo Switch - Premiera: 18 stycznia 2019 - Wersja językowa: angielska - Rodzaj: Platformowa - Dystrybucja: cyfrowa , pudełkowa - Cena: 160 zł - Producent: Grasshopper Manufacture - Wydawca: Nintendo



Recenzja Travis Strikes Again: No More Heroes została przygotowana na podstawie egzemplarza na Nintendo Switch, dostarczonego nieodpłatnie przez firmę Conquest Entertainment.

Nie jesteś zalogowany!

Utwórz konto ReedPop, dołącz do naszej społeczności i uzyskaj dostęp do dodatkowych opcji!

Dowiedz się więcej na temat recenzji, zapoznając się z polityką recenzowania gier.

W tym artykule

Travis Strikes Again: No More Heroes

PS4, PC, Nintendo Switch

Powiązane tematy
O autorze
Awatar Łukasz Winkel

Łukasz Winkel

Recenzent

Zakochany w grach od dziecka. Transhumanista duchem, postmodernista z lenistwa.
Komentarze