Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Where the Water Tastes Like Wine - Recenzja

Gameplay kontra opowieść.

Wyjątkowy klimat i ciekawe historie przedstawione w Where the Water Tastes Like Wine cierpią niestety przez niepotrzebne elementy rozgrywki.

Na przestrzeni lat zbierałem w grach wideo różne rzeczy. Broń, minerały, waluty, zasoby do craftingu. Nigdy jednak nie kolekcjonowałem opowieści - a to właśnie jest motywem przewodnim Where the Water Tastes Like Wine. To naprawdę interesująca gra, ale szkoda, że niezbyt dobrze przemyślana.

Pierwsze wrażenie po rozpoczęciu przygody jest pozytywne, bowiem od razu stykamy się z wyróżniającą się stylistyką. Mowa tu zarówno o oprawie graficznej, jak i baśniowo-mitologicznych elementach składowych. Nasz bohater przegrywa w karty z wilkiem i zamieniony w kościotrupa musi wędrować po Stanach Zjednoczonych z lat 20.

Jest więc intrygująco, tym bardziej że naszym zadaniem jest po prostu zbieranie historii. Wędrujemy między budynkami, wioskami i miastami na mapie świata, w oznaczonych miejscach wciskając przycisk, by poznać jakąś opowieść. Czasem jesteśmy świadkiem jakiegoś wydarzenia, czasem ktoś przekaże nam historyjkę czy anegdotę.

Nawet krótkie i proste wydarzenia można przestawić tak, by wywoływały pewne emocje (Where the Water Tastes Like Wine - Recenzja)

Wszystko po to, by zdobywać zaufanie i spełniać oczekiwania kilkunastu wędrowców, których spotykamy przy ogniskach rozsianych po całych Stanach. To właśnie z tymi postaciami wchodzimy w najbardziej rozbudowane interakcje, poznając przy okazji ich własne historie - i to te wątki są największe, a zarazem najlepsze w całej grze.

Bohaterowie niezależni - czy to weteran wojny czy były mieszkaniec rezerwatu - proszą nas o konkretny rodzaj historii, które chcą usłyszeć, by zabić czas do świtu. Jeżeli przed takim spotkaniem zebraliśmy odpowiednio dużo różnorodnych opowiastek, to raczej za każdym razem będziemy w stanie mówić o tym, na co słuchacze mają akurat ochotę.

Opowieści, z którymi się stykamy, są najczęściej bardzo krótkie. Mogą zamknąć się w 3-4 akapitach tekstu. Przy okazji niektórych słyszymy narratora, czasem podejmujemy też wybory wpływające na przebieg wydarzeń. Jeżeli spotykamy dziwnego stwora, możemy wycofać się i obserwować go z daleka, albo podejść i zobaczyć więcej szczegółów.

Ciekawy jest też system ewolucji historii. Im dłużej wędrujemy, tym częściej słyszymy zmodyfikowane wersje znanych nam już wątków - które dodatkowo możemy jeszcze bardziej zmieniać, na przykład negując lub potwierdzając, że jakieś wydarzenie naprawdę miało miejsce.

Zobacz na YouTube

Tematyka historii jest niezwykle różnorodna. Są tu motywy duchów, alkoholizmu, ucieczki z domu, wojny, rozłąki, miłości, podróży czy ciężkiej pracy. Bywa optymistycznie, ale częściej na pierwszy plan wychodzi ton raczej melancholijny, choć niekoniecznie pesymistyczny. Cała gra oferuje słodko-gorzki nastrój, naprawdę nieźle przedstawiony.

I byłoby naprawdę świetnie, gdyby twórcy skupili się tylko i wyłącznie na scenariuszu, grafikach postaci i kartach z wyborami opowieści. Ale niestety jest tu także rozgrywka, która szybko zaczyna najzwyczajniej w świecie męczyć.

Postacią poruszamy się po mapie niczym pionek po planszy gier. Prędkość bohatera jest ślamazarna - nie jest lepiej nawet, gdy po jakimś czasie zyskujemy opcję szybszego marszu. Nieraz dotarcie do wioski, w której widzimy ikonkę opowieści, zajmuje nawet pół minuty.

Podróżowanie szybko staje się męczące - a w grze spędzamy w sumie ponad 10 godzin (Where the Water Tastes Like Wine - Recenzja)

W teorii to niewiele, ale w praktyce potrafi znużyć, szczególnie jeżeli takie wędrówki musimy często powtarzać. Dochodzi do tego, że nawet jeżeli przeoczymy jakieś miejsce z dostępną historią do poznania, to nie chce nam się tam wracać. Na szczęście przy głównych drogach możemy łapać stopa czy próbować przejechać się pociągiem - lecz to tylko częściowe rozwiązanie problemu, bo i tak musimy mocno zbaczać z trasy, by zebrać więcej opowieści.

Jedyną zaletą mozolnego przemieszczania się jest towarzysząca wyprawie muzyka. Jednak nawet ona nie niweluje narastającego poczucia zniechęcenia rozgrywką. Where the Water Tastes Like Wine trudno więc jednoznacznie polecić. Szkoda, że deweloperzy nie postawili na nieco prostsze rozwiązania - w obecnej formie gameplay działa raczej na niekorzyść pracy scenarzystów.

Plusy: Minusy:



  • atmosfera
  • opowieści
  • muzyka i oprawa
  • monotonna rozgrywka
  • niewygodne sterowanie

Platforma: PC - Premiera: 28 lutego 2018 - Wersja językowa: angielska - Rodzaj: strategia turowa - Dystrybucja: cyfrowa - Cena: 72 zł - Producent: Dim Bulb Games, Serenity Forge - Wydawca: Good Shepherd Entertainment


Recenzja Where the Water Tastes Like Wine została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez firmę Cosmocover.

Nie jesteś zalogowany!

Utwórz konto ReedPop, dołącz do naszej społeczności i uzyskaj dostęp do dodatkowych opcji!

Dowiedz się więcej na temat recenzji, zapoznając się z polityką recenzowania gier.

W tym artykule
Powiązane tematy
O autorze
Komentarze