Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Nauczyciele z Blizzarda

Najlepsze szkolenie z gry drużynowej.

Patrząc na najnowsze produkcje Blizzarda - Overwatch i Heroes of the Storm - w kontekście e-sportu, trudno uwierzyć, że będą one kiedykolwiek liderami w swoich gatunkach. Nie zmienia to faktu, że amerykańskie studio lepiej niż ktokolwiek uczy nas jednej rzeczy: pożądanych w meczu zachowań.

Zasiadając przy wspomnianych grach mamy świadomość, że nasz sukces zależy od towarzyszy - wszystko, co zrobią dobrze, przyniesie nam korzyść. Widać to we współdzielonym doświadczeniu w HotS. Dzięki temu rozwiązaniu nikt nie zostaje w tyle, cała drużyna rozwija się w tym samym tempie. Jednocześnie oznacza to jednak, że wyeliminowany zostaje aspekt skupiania się na „farmieniu”, czyli indywidualnym zdobywaniu doświadczenia.

Heroes of the Storm mówi nam jasno: skup się na realizacji celu gry, dotarciu do bazy wroga. Kluczem do twojego sukcesu jest współpraca z sojusznikami, a indywidualne umiejętności są nieco mniej ważne.

W połączeniu z szeregiem uproszczeń oraz wieloma elementami promującymi mocniej dobrą zabawę niż poważną, profesjonalną rozrywkę, gra Blizzarda wydaje się być bardziej nastawiona na odbiorców szukających szybkiego, niezobowiązującego oderwania od rzeczywistości.

Kontrolowany jednocześnie przez dwóch graczy Cho'gall nie jest postacią stworzoną z myślą o e-sportowej rozgrywce.

Overwatch jeszcze bardziej pokazuje nam, że nie jest grą indywidualną - jeśli w najdrobniejszym stopniu przyczynimy się do wyeliminowania wroga, zostaje nam to policzone jako „eliminacja”. Nie ma znaczenia, czy zadaliśmy tysiąc punktów obrażeń, czy tylko kilka. Liczy się to, że pomogliśmy.

Takie nastawienie jest doskonałą metodą uczenia graczy tego, co naprawdę ma znaczenie. Gry Blizzarda bardziej niż w inne tytuły kładą nacisk na elementy rozgrywki prowadzące do zwycięstwa, co w środowisku zdominowanym przez młodych, często przesadnie pewnych siebie odbiorców jest nie do przecenienia.

Trudno mówić o błędach pojedynczej osoby, jeżeli mechanizmy rozgrywki sprawiają, że słaba jednostka jest ciągnięta w górę przez resztę drużyny. Grając w Overwatch wyraźnie widać, kiedy zawinił brak współpracy lub nierealizowanie celów.

Bardzo pomocne okazują się ekrany statystyk, rozróżniające między zwykłymi zabójstwami a tymi zdobytymi w trakcie walki o cel, pokazując nam, jak dobrze robimy to, co powinniśmy. Do tego szereg informacji przedstawiających wartość zablokowanych lub wyleczonych obrażeń, czas spędzony w kluczowych dla mapy lokacjach, a także poziom skuteczności używania specjalnych umiejętności. Przy odrobinie dobrych chęci możemy dowiedzieć się wiele na temat naszych błędów i stylu gry.

Z takimi statystykami można się poczuć naprawdę dowartościowanym.

Nie bez znaczenia jest też sposób, w jaki Blizzard kontroluje komunikację między graczami. Zepchnięcie okna czatu w kąt ekranu sprawia, że często nawet nie widzimy, gdy jakiś wyjątkowo niezadowolony zawodnik zaczyna narzekać podczas gry, a dzięki ekranowi pokazującymi najlepsze osiągnięcia danej partii z opcją pochwalenia sojuszników lub przeciwników bardziej skupiamy się na tym, co dobre niż na błędach kolegów.

Dodając do tego masę sposobów na wysyłanie pozytywnych sygnałów do innych graczy przez machanie, pozdrawianie czy prezentowanie graffiti, dostajemy grę, w której łatwo o przyjemną atmosferę. Trudno tego nie docenić w sytuacji, gdy większość sieciowych produkcji nękana jest przez marudnych, bluźniących użytkowników.

Możliwe, że Blizzard marzy o przemienieniu swoich tytułów w e-sportowe potęgi, ale jednocześnie twórcy wyraźnie pokazują, że najbardziej interesują ich zwykli odbiorcy, chcący po prostu dobrze się bawić. Ucząc graczy odpowiednich zachowań i poprawnej komunikacji, amerykański gigant robi internetowej społeczności olbrzymią przysługę.

Read this next