Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Quo Vadis, Valve

Gigant bez skazy czy olbrzym na glinianych nogach?

Mimo pozycji jednego z gigantów w branży, Valve nie jest demonizowane przez graczy, tak jak Electronic Arts, Ubisoft czy czasami nawet Blizzard. Powodem jest wysoka jakość gier firmy (i paniczny strach przed liczbą „3”), a także fakt, że nie wydają zbyt wielu produktów, więc dużo trudniej ściągnąć im na siebie gniew Internetu.

Duże znaczenie ma również to, że Valve kontroluje największą elektroniczną platformę dystrybucji, co czyni z firmy i jej szefa, Gabe'a Newella, niemalże bogów cyfrowej sprzedaży gier wideo. Problem w tym, że te nadludzkie istoty coraz częściej zaczynają się potykać.

Pewne problemy z twórcami Half-Life istnieją od zawsze - kiepska obsługa klienta to sztandarowy element obcowania ze Steamem, podobnie jak brak kontaktu z użytkownikami. Firma obiecuje, co prawda, że podniesie jakość swojego wsparcia dla klientów, jednak póki co - poza w miarę szybkim rozpatrywaniem zwrotów - ciężko mówić o przełomie.

Owszem, zdarza się, że Gaben czy inny pracownik odpowie komuś bezpośrednio na maila albo wypowie się na Reddicie, z drugiej jednak strony - sprawa awarii sklepu w wigilię ubiegłego roku została skomentowana publicznie (w mailach do poszkodowanych) dopiero parę tygodni temu. Wydawałoby się, że to niedopuszczalne, jednak w przypadku firmy Newella przeszło niemal bez echa.

To jednak nie wszystko. Valve uwielbia bowiem eksperymentować, szczególnie na żywej tkance. W trzech należących do firmy grach sieciowych - CS:GO, Dota 2 i Team Fortress 2 - funkcjonują trzy odrębne systemy sprzedaży i obrotu przedmiotami, a kombinując z zasadami ich funkcjonowania, podwładni Gabena już nie raz narazili się odbiorcom.

Cover image for YouTube videoLORE - Gabe Newell Lore in a Minute!

Zważywszy na fakt, że znaczna część przychodów w grach Free to Play generowana jest przez stosunkowo niewielką, wydającą dużo pieniędzy grupę użytkowników, dopóki tacy gracze nie zbuntują się i nie zagłosują portfelami, Newell i jego podwładni mogą pozwolić sobie na poprawianie tylko najgorszych pomysłów, bez wyraźnych konsekwencji.

Trudno się dziwić takiej polityce. Valve - jak każda duża firma - funkcjonuje przede wszystkim po to, żeby zarabiać. Wszelkie zmiany w modelach obrotu czapkami, wartymi tysiące dolarów nożami i innymi elektronicznymi dobrami są nakierowane przede wszystkim na zysk. Działania pozwalające zarobić modderom i twórcom nowych kostiumów dla postaci w Dota 2 zdecydowanie łagodzą większość wzburzenia społeczności - w końcu firma dzieli się zyskami ze „zwykłymi” ludźmi, prawda?

Sęk w tym, że oddając procent dochodów, Valve nie przestaje zarabiać na cudzej pracy. W rezultacie firma ma dziesiątki pracowników, którym nie musi płacić, co z kolei oznacza, że dostaje produkt praktycznie za darmo, przy okazji robiąc sobie całkiem niezły PR. Jasne, fani, którzy modelują nowe sukienki, zbroje i inne cuda są w stanie całkiem nieźle zyskać na tym układzie, trudno jednak nie widzieć, że główne korzyści odnosi przede wszystkimi samo Valve.

W ostatnich latach Steam zyskał masę użytkowników, przyciągniętych w dużym stopniu niesamowitymi wyprzedażami, które nie dość, że oferowały fantastyczne ceny, to jeszcze zazwyczaj niosły ze sobą jakieś atrakcje dodatkowe. Obecnie wydaje się, że Valve nie czuje już potrzeby przyciągać w ten sposób nowych klientów, w związku z czym fantastycznych okazji lepiej szukać u konkurencji lub firm odsprzedających klucze. Umarły także dodatki do wyprzedaży - w ciągu paru lat przeszliśmy przez drużynowe współzawodnictwo w zbieraniu punktów, loterie z nagrodami i inne cuda, by zatrzymać się na komiksie i niezbyt ciekawym wydarzeniu typu ARG, które zakończyło się po zdobyciu nic nie wartej odznaki.

Pomysł ze Steam Machines raczej nie wypalił, a Valve zajęło się technologią VR

Nie najlepiej wypadł także jeden ze świeższych pomysłów Valve - turniej Major w Szanghaju. Chociaż wiele problemów przypisać można specyfice chińskiej branży, a także temu, że firma zmuszona była działać przez pośredników, faktem pozostaje, że trudności organizacyjne i usterki podczas transmisji ciągnęły się aż do samego końca, a jedynym, co usłyszeliśmy od wydawcy na forum publicznym to „James jest dupkiem”.

Wydaje się to być sygnałem sporego rozleniwienia w firmie, która nie tylko nieszczególnie przejmuje się krytyką zmian wprowadzanych w sklepie i systemie promocji, ale też niezbyt zwraca uwagę na to, co trafia do sprzedaży. Greenlight, mający być furtką dla niezależnych twórców zdolnych wpłacić niewielkie wpisowe, przepuścił w istocie wiele bubli, które potem usuwano po reakcjach niezadowolonych klientów.

Najnowszy epizod nonszalancji pracowników Valve wyznacza nowe standardy dla firmy, która ciągle je obniża. Użytkownik skrywający się pod pseudonimem Ruby opowiedział właśnie w serwisie Medium, jak po uzyskaniu dostępu do platformy Steamworks, wewnętrznego narzędzia służącego do obsługi sklepu Steam, opublikował swoją grę bez jakiegokolwiek nadzoru ze strony właścicieli platformy.

Chodzi o Watch Paint Dry: The Game, trwający 45 sekund symulator oglądania schnącej farby. Ruby przyznaje, że musiał wykorzystać kilka dziur w systemie, jednak najważniejsze jest to, że się udało. Niezwiązany z Valve użytkownik był w stanie umieścić coś na platformie wykorzystując niedbalstwo producentów, mimo że próbował wcześniej skontaktować się z firmą w sprawie dziur w zabezpieczeniach. Bezskutecznie.

Pozycja Valve jest tak silna, że Half-Life 3 nie musi nigdy powstać

Jak nietrudno się domyślić, zabawa w gapienie się w schnącą ścianę już zniknęła ze Steama - na pamiątkę mamy tylko screeny wrzucone przez Ruby'ego i świadectwa ludzi, którzy widzieli produkt w sklepie (w tym wyżej podpisanego). Nie zmienia to faktu, że po raz kolejny Valve reaguje za późno i znowu po cichu sprząta efekty własnych wpadek. Nie ma bowiem co liczyć na jakąkolwiek oficjalną reakcję ze strony wydawcy w tej sprawie; to niezgodne z jego naturą.

Amerykański gigant rozrasta się. Po dodaniu do swojej oferty produktowej sprzętu, niewielkich ilości oprogramowania czy filmów, można powiedzieć, że Gabe Newell stara się moczyć palce w każdym aspekcie elektronicznej rozrywki. Wzrost nie idzie jednak w parze z odpowiedzialnością i coraz bardziej zaczyna wydawać się, że olbrzym stoi na glinianych nogach. Strach myśleć co będzie, kiedy w końcu zacznie się przewracać.

Nie jesteś zalogowany!

Utwórz konto ReedPop, dołącz do naszej społeczności i uzyskaj dostęp do dodatkowych opcji!

Powiązane tematy
O autorze

Artur Cnotalski

Contributor

Komentarze