Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Mordheim: City of the Damned - Recenzja

Taktyczna frajda w mrocznym świecie.

Udane przeniesienie gry figurkowej do świata elektronicznej rozgrywki. Mordheim, choć niepozbawiony wad, bawi i angażuje na długo.

Mordheim to esencja brudnego, ponurego uniwersum Warhammera - miasto przesiąknięte zepsuciem, gdzie najemnicy i dzielne siostry Sigmara każdego dnia walczą z zastępami przerażających Skavenów i sług Chaosu. Przy okazji jest to także świetna konwersja gry figurkowej, która wciąga na dziesiątki godzin.

Tytułowe Mordheim śmierdziało zepsuciem na długo przed wydarzeniami z gry - było to siedlisko rozpusty i dekadencji. W końcu w sercu metropolii rozbił się olbrzymi meteoryt, zabijając znaczną część mieszkańców i niszcząc budynki.

Pozostałości, zielone odłamki znane jako Wyrdstone, to jedyny pozytywny aspekt katastrofy - posiadają magiczne właściwości i nawet w małych ilościach są wiele warte. Na ich poszukiwania w ruinach wyruszają cztery frakcje, a ich przedstawiciele raz za razem ścierają się ze sobą, starając się zagarnąć jak najwięcej klejnotów.

Rozgrywkę rozpoczynamy z niewielkim oddziałem i odrobiną złota na ekwipunek. By zdobyć więcej, musimy wyruszyć na łowy i modlić się, by inni szabrownicy nie okazali się silniejsi. Gra oferuje kilka scenariuszy, określających w jaki sposób rozmieszczone zostaną jednostki.

Główny cel ekspedycji pozostaje ten sam: złamać morale przeciwnika lub wybić cały wrogi oddział, wypychając przy okazji kieszenie cennymi klejnotami i innymi skarbami znalezionymi w mieście.

Zobacz na YouTube

Akcja toczy się w turach, a dostępne akcje zależą od umiejętności i sprzętu naszych wojowników, a także od dodatkowych modyfikatorów - choćby wprowadzanych przez magię. Mordheim zasypuje nas liczbami i statystykami, a kluczem do sukcesu jest zrozumienie, jak poszczególne elementy rozgrywki wzajemnie na siebie wpływają. Nauka zasad może zająć wiele godzin, jednak satysfakcja po wygranej potyczce sprawia, że warto poświęcić każdą minutę.

Gra oferuje duże pole do manewru zarówno pod względem konfiguracji składu oddziału jak i wyposażenia pojedynczych członków. Spore znaczenie dla naszej strategii ma także wybór frakcji - ciężkozbrojne siostry zakonne odrzucają kusze, łuki i pistolety na rzecz dużej wytrzymałości i siły ataku, podczas gdy ruchliwe szczury sprawdzają się najlepiej przechwytując pojedynczych wrogów, atakując ich z przewagą liczebną.

Nasi żołnierze nieustannie się zmieniają, przez co Mordheim nie nudzi. Poza zdobywaniem poziomów doświadczenia i możliwością podniesienia statystyk czy wykupienia umiejętności, wojownicy mogą otrzymać rany znacząco wpływające na ich skuteczność w walce. Szczególnie w początkowych starciach łatwo doprowadzić do sytuacji, gdzie kilka postaci biegać będzie bez ręki, nogi lub oka a ktoś po solidnym ciosie w głowę zacznie mieć problemy z pamięcią.

Urazów trudno uniknąć - oczywiście, w miarę rozwijania zdolności taktycznych i zdobywania doświadczenia przez wojowników szansa na poważne uszkodzenie spada, nigdy jednak nie jest zerowa. Na ulicach Mordheim po obu stronach zobaczymy więc utykających, ogłupiałych lub lekko szalonych wojowników. Każda bitwa różni się nieco od pozostałych.

Coś dla fanów statystyk

Nie zabrakło także magii występującej w wielu formach i odmianach. Przyjdzie nam zobaczyć czarodziejów miotających potężne wzmacniające i osłabiające zaklęcia oraz rezultaty spaczenia, jakie dotyka sługi Chaosu - najbardziej doświadczeni wojownicy pokryci są dziwnymi naroślami, a miecze i topory często są dosłownie przedłużeniami ich ciała. Nie zabrakło kul ognistych i piorunów, jednak ich rola jest drugorzędna w stosunku do sztuczek zmniejszających pancerz czy szansę na trafienie.

Generowane proceduralnie plansze składają się z ograniczonej liczby obiektów, przez co z czasem zaczynamy rozpoznawać znajome konfiguracje budynków, uczymy się, którędy najlepiej chodzić, jak dostać na konkretny dach lub gdzie zastawić pułapkę na zbliżającego się wroga. Korzystanie z tej wiedzy utrudnia nieco mapa, na której nie widać wnętrz zbadanych już budynków.

W trybie pojedynczego gracza każda z frakcji może wykonać kilka luźno powiązanych misji tworzących kampanię. Chociaż przebieg zadań często sprowadza się do poszukiwania konkretnych przedmiotów wśród zastępów odradzających się przeciwników, twórcy pokazują nam podczas nich miejsca i stwory, jakich nie zobaczymy nigdzie indziej. Otoczka fabularna jest raczej dodatkiem niż głównym elementem rozgrywki, jest jednak wystarczająca, by nakreślić charakter danego stronnictwa.

Komputerowi przeciwnicy potrafią stanowić spore wyzwanie, jednak nie pozbawieni są wad. Sztuczna inteligencja, która zazwyczaj radzi sobie na polu bitwy całkiem nieźle czasem zacina się na krawędziach budynków, ciałach czy schodkach. Zdarza się to wyjątkowo często, gdy wprowadzamy specjalne, duże jednostki, sprawiając, że niekiedy przez całą potyczkę wrogi ogr czy pomiot chaosu maszeruje w miejscu.

Z tego - i paru innych powodów - najlepiej gra się z innymi ludźmi, chociaż znalezienie losowego przeciwnika w sieci graniczy z cudem. Bez znajomego chętnego poświęcić godzinę na rozegranie bitwy jesteśmy zdani na walkę z komputerem.

Najefektywniejsza forma deratyzacji

Mordheim prezentuje się całkiem przyjemnie do strony audiowizualnej, chociaż z miejsca rzuca się w oczy stosunkowo mała różnorodność modeli postaci. Mając w drużynie więcej niż dwóch przedstawicieli danej profesji musimy liczyć się z tym, że będą do siebie podobni. Szeregowi piechurzy z jednej frakcji są trudni do rozróżnienia. Większość urazów wpływa na wygląd, ale masowe ucinanie tylko prawych nóg i lewych rąk z czasem zaczyna bawić.

Studio Rogue Factory wykonało tytaniczną robotę przenosząc Mordheim w cyfrowe realia, a rezultat prac jest niesamowicie dobry. Tej świetnej produkcji brakuje tylko dodatkowych frakcji, które - wprowadzone w przyszłości - sprawią, że potyczki staną się jeszcze ciekawsze i bardziej angażujące.

8 / 10

Read this next