Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Rainbow Six Siege - Recenzja

Ekipa do rozbiórek.

Drużyna R6 wraca w dobrym stylu. Mimo stosunkowo małej liczby map i trybów, gra oferuje ekscytującą zabawę dla fanów taktycznych strzelanek.

Tytułowy Rainbow Six to reaktywowany zespół złożony z międzynarodowych specjalistów antyterrorystycznych, którzy stają naprzeciw nowej organizacji przestępczej. Tęczowa Szóstka to mistrzowie swojego fachu, którzy w kilka sekund potrafią spenetrować okupowane budynki, zneutralizować napastników i wyprowadzić zakładników.

W grze wcielamy się w wybranego operatora należącego do jednej z kilku dostępnych jednostek: to brytyjski SAS, FBI SWAT z USA, GIGN z Francji, niemieckie GSG 9 oraz Specnaz z Rosji.

Najnowsza odsłona znanej serii kładzie nacisk na tryb multiplayer. Proste misje dla jednego gracza pełnią raczej rolę przygotowania i oswojenia z mechaniką. Do wyboru mamy dziewięć zadań, podczas których sami walczymy z terrorystami.

Trening ten prezentuje możliwości strategiczne, jakie później będziemy wykorzystywać przeciwko żywym oponentom. Sztuczna inteligencja potrafi jednak zaskoczyć. Przykładem jest reakcja na próby wyprowadzenia zakładnika, kiedy sterowani przez komputer bandyci przenoszą się do frontowej części budynku, by utrudnić ewakuację.

Mnogość rozwiązań odkrywamy głównie w potyczkach sieciowych. Dwie pięcioosobowe drużyny co rundę zamieniają się rolami przestępców i antyterrorystów. Warianty scenariuszowe to odbicie zakładnika bądź też przejęcie kontroli nad bombą lub jakimś pomieszczeniem.

Zobacz na YouTube

Zwyciężyć można poprzez wyeliminowanie wszystkich wrogów. Nie jest to jedyna metoda. Odwrócenie uwagi broniącej się drużyny od zakładnika i wyprowadzenie go z budynku zakończy rundę. Podobnie jest z bombą, której zapalniki można dezaktywować za pomocą specjalnego urządzenia i zakończyć misję.

Każda runda rozpoczyna się od fazy przygotowawczej. Drużyna atakująca przez niecałą minutę steruje małymi łazikami z kamerami, by dokładnie zbadać budynek. Jeżeli w tym czasie znajdą miejsce przetrzymywania zakładnika bądź ładunki wybuchowe, punkty te zostaną na stałe oznaczone na ekranie.

Przeciwnicy w tym samym czasie skupiają się na przygotowaniach do oblężenia. Wzmacniają ściany, rozkładają pułapki, planują zasadzki. Dobrym planem jest też niszczenie szpiegowskich dronów, tym samym pozostawiając antyterrorystów bez rozpoznania terenu.

Twórcy zadbali by, wolność działania była odczuwalna na każdym kroku. Możemy wspinać się na lince po większości ścian, niszczyć zabarykadowane okna, burzyć ściany czy dziurawić deski podłogi, ostrzeliwując piętro poniżej.

Każda chwila jest dobra na rundkę w grze mobilnej

To całkiem realistyczny festiwal destrukcji. Pociski przelatują przez drewniane meble i ścianki, a uderzenia kolbą dziurawią kredowe deski odsłaniając przestrzeń za nimi. Gracze świetnie wykorzystują w zasadzkach otoczenie, często zaskakując pomysłowością.

Za zdobyte punkty rozgłosu (walutę gry) odblokowujemy nowych operatorów. Wszystkich jest dwudziestu, podzielono ich na kategorie atakujących i obrońców.

Wszystkie postacie posiadają różnorodne umiejętności. Ich wpływ na działania drużyny może być znaczący. Jeden bohater dzierży młot w mig wyburzający ściany i barykady, inny wwierca w ścianę specjalną wyrzutnię granatów potrafiących oczyścić cały pokój z okupantów.

Defensywni operatorzy mogą zakładać specjalne pułapki, zagłuszać sygnały gadżetów elektronicznych, umieszczać trujące ładunki. Zabijają drzwi i okna specjalnymi pancernymi powłokami, a nawet rozkładają działka z karabinem.

Zaraz rozpocznie się ekstremalny remont

Różnorodność operatorów bardzo urozmaica rozgrywkę i motywuje do eksperymentowania. Brak dostępności wszystkich bohaterów od początku i konieczność odblokowywania skłania do maksymalizowania dotychczasowych umiejętności operatorów oraz przypisanych im broni.

Rozgrywka dla wielu graczy - mimo jedenastu map - długo nie nudzi. Każda runda oznacza inną kompozycję drużyn i lokalizację celów misji, a nawet walki w znanych już pomieszczeniach rzadko kiedy kończą się w ten sam sposób. Inwencja uczestników sprawia, że za każdym razem mecz może potoczyć się inaczej.

Ogromnym atutem jest jedno życie na rundę. Dzięki temu każdy krok może być naszym ostatnim i gracze poświęcają brawurę w imię strategii. Kluczowa jest komunikacja głosowa ze współtowarzyszami, ale nawet bez niej można się dobrze bawić. W Rainbow Six Siege doskonale objawia się syndrom „jeszcze jednej misji”, kiedy zbyt szybko umrzemy i nie możemy się doczekać powtórnej próby pokrzyżowania planów wroga.

Za mało jest jednak różnorodnych celów. Walka o zakładnika bądź bombę sprowadza się do podobnych działań, kończących się przejmowaniem pomieszczenia. Poprzednie odsłony serii pokazały, że działania terrorystów mogą być znacznie bardziej zaawansowane i oryginalne.

Współpraca jest niezbędna

Kooperacja dostępna jest w oddzielnym trybie Terrohunt, gdzie w kilka osób stajemy w szranki z oponentami sterowanymi przez komputer. Nie jest to jednak wyzwanie większe od potyczek w sieci, ale stanowi pewnego rodzaju urozmaicenie.

Mimo stosunkowo ograniczonej zawartości, gra potrafi wciągnąć na wiele godzin. Powtarzalne lokacje zaskakują różnorodnością możliwych, a odblokowywanie nowych operatorów wywołuje efekt świeżości.

Rainbow Six Siege oscyluje nieco bardziej w kierunku akcji i widowiskowych potyczek, ale jednocześnie nie neguje konieczności strategicznego podejścia. Gra nie zawiedzie żadnego miłośnika taktycznych strzelanek.

8 / 10

Read this next