Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Kryzys wieku średniego

Z gier się nie wyrasta.

Nie jest to opowieść o tym, jak przekroczenie pewnego etapu naszego życia sprawia, że stajemy się smutni i zapracowani, nic nas nie cieszy, a egzystencja okazuje się jednym wielkim zawodem. To krótka historia o niektórych graczach z długim stażem, którzy zapominają o rozglądaniu się dookoła.

Ze zjawiskiem spotykamy się często. Typowy model to mniej więcej 30-latek - osoba, która dawno zakończyła edukację, pracuje na etat już od kilku lat, ma stałego partnera życiowego, czasami rosnące już dziecko, jakieś dodatkowe hobby, i oczywiście cały bagaż przeszłości zapalonego gracza.

W pewnym momencie - a dzieje się to po jakimś czasie w miarę statecznego życia - przedstawiciele tej grupy często konstatują ze smutkiem:

„Chyba wyrosłem z gier. Wszystkie wydają mi się takie same, nie ma tu żadnych innowacji, żadnych nowości, a co roku wydawane są identyczne tytuły. Po godzinie grania po pracy budzę się z czołem na klawiaturze bądź padem na brzuchu. To już nie dla mnie.”

Patrzę na osobę prezentującą taką postawę z lekkim niedowierzaniem. Rozumiem, że każde hobby ma prawo przestać nas bawić, ale sięganie po ten sam zestaw argumentów wydaje się być tutaj kluczowe. Powtarzalność? Nuda? Brak innowacji?

Coroczne serie nadal cieszą się wielkim zainteresowaniem

Po pierwsze, powtarzalność w masowej kulturze i rozrywce nie jest niczym niezwykłym. Wystarczy spojrzeć w nieco szerszej perspektywie. Coroczne Call of Duty, Assassin's Creed i inne gry regularnie odświeżane to nie jest wielki spisek. Ludzie to kupują i czerpią z tego przyjemność.

Zupełnie jak w każdej innej gałęzi rozrywki. Od przeszło dwudziestu lat oglądamy te same historie hollywoodzkie, lecz grane przez innych aktorów. Oglądamy kolejne pościgi, głośne strzelaniny, wzruszające romanse i komedie oparte albo o gagi sytuacyjne, albo o dobrze napisane dialogi.

Słuchamy muzyki, której gatunki nie ewoluują znacząco, a teksty opowiadają o tych samych nieodwzajemnionych miłościach, niesprawiedliwej władzy bądź relacjach z tego, jak ciężko przetrwać w gangsterskich dzielnicach, gdy ma się naście lat. Ciągle to samo.

Oglądamy w telewizji transmisje sportów, w których zmieniają się nazwiska, lecz zasady rywalizacji pozostają od lat niezmienne. Spotykamy się nawet w podobny sposób na regularnych domówkach, wyjściach do pubów, rozmawiając w zasadzie wciąż o tym samym. W kółko. Powtarzalność jest z nami od zawsze.

Just Cause 3 nie oferuje zbyt wielu nowości, ale porządna porcja chaosu to miła rozrywkaZobacz na YouTube

Nie jest to jednak wina samych aktywności, ale nas właśnie. Nie nazwałbym tego nawet winą - przecież to nasz własny wybór. Czerpiemy przyjemność najbardziej z czegoś, co już znamy, i wiemy, że raz czy dwa razy tę przyjemność nam dało. Większość z nas lubi to, co sprawdzone.

„Kryzys” przychodzi w momencie, kiedy najzwyczajniej zaczyna nam brakować czasu na odpoczynek. Żyjemy szybko, a wiele impulsów dookoła nie pozwala się zatrzymać. Nieważne więc, czym zajmiemy się w wolnej chwili. Organizm prawdopodobnie i tak skłoni nas do obrania najprostszej formy relaksu - drzemki. Z padem w ręku przy grze czy też podczas seansu - sen nie wybiera. Atakuje każdego zmęczonego.

Mówienie o braku innowacji w grach wideo też jest naciągane. Gry wciąż są innowacyjne, nawet kiedy w modzie jest retro stylizacja. Praktycznie każda produkcja oferuje choć jeden nowy element, którego możemy nie zauważyć z początku.

Podstawowym problemem jest bowiem brak czasu i jedynie szybkie, pobieżne obcowanie z niektórymi grami. Jeśli tytuł nie chwyci w godzinę, szybko uznajemy, że nic odkrywczego tu nie ma i po prostu tracimy czas. A gry, w przeciwieństwie choćby do filmów, wymagają od odbiorcy poświęcenia większej liczby godzin. Potrzebują więcej wolnego czasu.

Nie brakuje innowacji, pomimo mody na retro

Dlatego to właśnie czas jest głównym winowajcą „kryzysu”. Ten parszywy zegar na ścianie, który dzieli nam życie na fragmenty, gdzie obowiązki i praca zabierają większość z chwil, które niegdyś należały tylko do nas.

Obecnie mamy już tak niewiele momentów tylko dla siebie, że często nie wiemy nawet, jak zagospodarować wolny czas. Z pewnością nie raz to przeżyliście. W każdą sobotę staję przed moją szafą z ponad setką gier i stwierdzam, że nie mam w co pograć. Wybór jest tak duży, że praktycznie nie wiem, na co chcę poświęcić te kilka weekendowych godzin. Szkoda stracić je na coś, co nie przełoży się na dobrze wypełnione wolne chwile, prawda? Może lepiej obejrzeć jakiś film w telewizji.

Ogrom godzin, które przez ostatnie kilkanaście lat spędziliśmy z grami również nie pozostaje bez wpływu na naszą sytuację. W okolicy trzydziestki mamy wręcz wrażenie, że graliśmy już we wszystko i nic nas nie zaskoczy, a najnowsze produkcje to tylko klony poprzednich tworów. Sęk w tym, że gdy poświęcimy im bezrefleksyjną chwilę, zapomnimy o dorosłym życiu, o malkontenckim podejściu - zapomnimy, że wszystko to już było, tylko oddamy się rozrywce i będziemy się dobrze bawić.

Jak ten widz w kinie na podobnym co rok temu filmie; jak kibic na meczu, gdzie kolejna drużyna kopie tę samą piłkę; jak dwójka kumpli, która co miesiąc otwiera piwo przy grillu.

Ale to już było?

Gramy w kolejną grę, by dotrzeć do tego samego uczucia: przyjemności płynącej z czasu dla siebie. I nagle, mimo że robimy to wszystko raz za razem, w sercu jest nam dobrze, a na twarzy pojawia się uśmiech. Powtarzalność i schemat. Coś, co tak bardzo krytykujemy w grach.

Tak więc nie - nie wyrośliśmy z gier w pewnym wieku, ani też one nie stały się nagle bezsensowne i głupie. Po prostu na moment zdaliśmy sobie sprawę, że nie mamy tak wiele czasu jak w młodości, gdzie mogliśmy znacznie bardziej poświęcić się zwykłej przyjemności, obowiązków było mniej, a dzieci nie przeszkadzały w walce z kolejnym bossem.

W duchu śmieję się z rzekomego wyrastania z gier, choć jest mi zwyczajnie przykro, gdy kogoś dopada „kryzys wieku średniego” i przestaje się cieszyć tym, co mogłoby dać jeszcze wiele radości. Zapytacie o lekarstwo? Więcej czasu dla siebie. Leniwe, niedzielne popołudnie z padem w ręku. Takich niedziel wszystkim życzę.

Read this next