Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Najlepsze i najgorsze gry z uniwersum Star Wars

Ciemna i jasna strona Mocy.

Najlepsze: Star Wars Battlefront

Battlefront miał być odpowiedzią LucasArts na sukces takich strzelanek jak Battlefield czy Call of Duty. Odpowiedzią niezwykle skuteczną: gra skupiła przy sobie ogromną rzeszę użytkowników.

U podstawy rozgrywki leży tradycyjny tryb przejęcia kontroli: walki na planszach toczą się o przyczółki, zdobywane i tracone w kolejnych atakach. Do walki, w zależności od aktualnie rozgrywanej gry stawały Republika, Konfederacja Niepodległych Systemów, Imperium i Sojusz Rebelii.

Każda strona posiadała unikalne jednostki specjalne, wspomagające graczy w rozgrywce, odmienne oddziały piechoty i pojazdy, których wykorzystanie często stanowiło o sukcesie danego stronnictwa w bitwie. Smaczku dodawały ataki grup niezależnych, takich jak Wookie czy Ludzi Pustyni.

Gra skupiała się głównie na trybie multiplayer, ale nie zapomniano o miłośnikach samotnej zabawy. Przygotowano więc między innymi Kampanię odzwierciedlającą fabułę znaną z filmów oraz Podbój, gdzie biorąc udział w kolejnych bitwach zdobywaliśmy przyczółki w całej galaktyce, by ostatecznie zjednoczyć ją pod sztandarem naszej frakcji.

Battlefront 2 oferował mnóstwo zawartości

Produkcja doczekała się sequela, rozszerzającego wszystkie aspekty gry i dodającego walkę w przestrzeni kosmicznej. W listopadzie debiutuje kolejna, nienumerowana część serii. Czy uda jej się powtórzyć sukces poprzedników? Czas pokaże.

Najgorsze: Star Wars Jedi Arena

Gry na Atari 2600 nie powalają skomplikowaną rozgrywką ani oprawą graficzną. Wydawać by się mogło, ze przy tak niewysokich standardach stworzenie prostego, ale wciągającego tytułu nie powinno stanowić wyzwania. A jednak - Jedi Arena nie dość, że nie posiadało siły przyciągania, to ustanowiło na dodatek długą tradycję kiepskich gier na licencji „Star Wars”.

Celem jest pokonanie stojącego naprzeciwko naszej postaci Jedi. Bohaterem nie możemy sterować: machamy jedynie na boki mieczem świetlnym, starając się odbić wiązki lasera drona szkoleniowego.

Uwierzcie na słowo: frajdy nie ma z tego żadnej. Gra nie odpowiada na wydawane komendy, zaś całość jest niesłychanie wręcz trudna. Obrazu całkowitej klęski dopełniają dźwięki, przy których trzaski modemu z połowy lat dziewięćdziesiątych to istna symfonia. Jedi Arena było grą koszmarną w roku 1983 i taką pozostaje do dzisiaj.

Obędzie się bez komentarza...

Najlepsze: X-Wing/TIE fighter

Rzadko zdarzają się gry, będące idealnym połączeniem zręcznościowej rozgrywki i symulacyjnego zacięcia. Zapoczątkowana w 1993 roku seria pozwalała wcielić się w rolę pilota jednego z najsłynniejszych myśliwców galaktyki - X-Winga - i przyłączyć się do Rebelii, by zakończyć panowanie Imperium.

Rozgrywka była szalenie wciągająca: wykonywaliśmy dziesiątki misji, począwszy od klasycznych pojedynków z siłami Imperium, poprzez ochronę konwoju, na niszczeniu struktur wroga kończąc.

Zręcznościowe aspekty równoważył symulacyjny system zarządzania energią statku: sami mogliśmy decydować, czy zwiększyć moc laserów, czy przełączyć generatory na tarcze. Wszystkich wyborów musieliśmy dokonywać w mgnieniu oka - na polu bitwy sekunda zwłoki mogła oznaczać życie albo śmierć.

Wydana rok później kontynuacja w postaci TIE Fightera dawała możliwość wcielenia się w młodego absolwenta Akademii Imperium, siadającego za sterami charakterystycznego statku kosmicznego. Tym razem to my byliśmy „tymi złymi”, walczącymi z Rebeliantami. Do użytku oddano nam niemal każdy lekki statek imperialnej floty, wprowadzając także nieznane filmu modele takie jak T-Wing.

Kto nie marzył, by zasiąść za sterami X-Winga?

Kolejne części, choć prezentujące równie dobry poziom, nie powtórzyły niebywałego sukcesu poprzedniczek. Czy teraz, przy nadchodzącym boomie na gry sygnowane logiem „Star Wars”, doczekamy się pozycji równie dobrej?

Najgorsze: Star Wars Masters of Teras Kasi

Czy gra, której ideą jest ukazanie pojedynków pomiędzy postaciami znanymi z „Gwiezdnych Wojen” w stylu Soul Blade może rozczarować? Masters o Teras Kasi udziela na to pytanie prostej odpowiedzi: tak.

Już sam pomysł na zawiązanie akcji wydaje się nietrafiony: oto po wydarzeniach z „Nowej Nadziei” imperator Palpatine wysyła za Lukiem mistrzynię sztuk walki - Arden Lyn, mającą za zadanie zgładzenie młodego Jedi. Do walki stają nie tylko wymienieni bohaterowie, ale także inni znani herosi, jak na przykład Han Solo, Mara Jade czy Darth Vader. Co ciekawe postanawiają swoich racji dowodzić na ringu.

Uraczeni zostaliśmy grą, w której postaci kontrolujące Moc wybierają okładanie się pięściami nad użycie błyskawic. Najbardziej komicznie wyglądają walki postaci wykorzystujących miecze świetlne: broń, dla której w filmach odcięcie kończyny czy zniszczenie pancernych drzwi nie stanowi problemu w Maters of Teras Kasi działa niczym zwykła pałka. Nie lepiej jest z bronią palną: każdy strzał należy ładować, co w grze nastawionej na szybką walkę w zwarciu jest - o ironio - strzałem w płot.

Jeden z najmniej przemyślanych pomysłów na grę Star Wars

Największym problemem jest jednak ogólna drętwota: bohaterowie reagują na komendy ze znacznym opóźnieniem, a same animacje wołają o pomstę do nieba. Sytuacji nie ratują ciosy specjalne, oklepane i do bólu schematyczne.

Najlepsze: Knights of the Old Republic 1 i 2

Knights of the Old Republic jest bez wątpienia najlepszym tytułem osadzonym w uniwersum „Gwiezdnych Wojen”, paradoksalnie posiadając najmniej punktów zbieżnych z innymi grami czerpiącymi ze świata wykreowanego przez Lucasa.

Akcja osadzona została tysiące lat przed wydarzeniami znanymi z filmów, za czasów Starej Republiki i okresu wojen z Sithami. Świetna fabuła przedstawia losy pościgu za Malakiem, Mrocznym Jedi, który odkrył tajemnicę Gwiezdnej kuźni - broni zdolnej do niszczenia całych układów planetarnych. Historia oferuje jeden z najlepszych zwrotów akcji w historii gier wideo. Scenariusz wypełniony jest świetnymi dialogami, a doskonale napisane postaci towarzyszące naszemu bohaterowi na długo zapadają w pamięć.

Oprócz świetnej fabuły gra oferuje angażujący i oferujący wyzwanie model walki. Pojedynki toczone w czasie rzeczywistym można w każdej chwili zapauzować, by wydać naszym podopiecznym rozkazy. Jednak gdy tylko to możliwe, walki należy unikać - czy to poprzez dyplomację, czy poprzez szukanie alternatywy do bezpośredniego starcia. Większość z questów da się ukończyć bez wyciągania miecza świetlnego.

Kontynuacja, wydana w dwa lata po premierze pierwowzoru, opowiadała nową historię, w kilku miejscach odwołującą się do opowieści znanej z pierwszej odsłony. Gra posiadała poprawioną mechanikę i minimalnie słabszy scenariusz.

Malak i Revan, jedni z najbardziej rozpoznawalnych Sithów

Niestety, oprawa audiowizualna od momentu premiery bardzo się postarzała: niskiej rozdzielczości tekstury i puste, choć świetnie zaprojektowane lokacje nie zrobią już na nikim wrażenia. Pomimo tych mankamentów nawet dzisiaj warto zaznajomić się z tymi pozycjami: lepszej wirtualnej rozrywki spod znaku „Star Wars” po prostu nie ma.

Read this next