Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Gears of War: Ultimate Edition - Recenzja

Nostalgiczne zderzenie z przeszłością.

„Gearsy” w ładniejszym wydaniu potrafią sprawić sporo frajdy. Szkoda tylko, że nie odświeżono ani jednego aspektu rozgrywki.

Pierwsza część Gears of War dodała skrzydeł siódmej generacji, błyskawicznie stając się obowiązkowym tytułem w kolekcji każdego posiadacza Xboksa 360. Wydanie Ultimate Edition to remaster upiększający wyłącznie oprawę wizualną. Poza tym, nabywcy otrzymują pozostałe odsłony serii do ściągnięcia w ramach wstecznej kompatybilności Xbox One. Czy to wystarcza by wskrzesić ogień pierwowzoru?

Odświeżenie pierwszej części przygód Marcusa Feniksa i oddziału Delta pozwala na chwilę nostalgii i przypomnienia sobie jak wiele Gears of War wprowadziło do gatunku. Pamiętamy świetny system osłon, który natychmiast stał się standardem, przyjemny tryb kooperacji gwarantujący niezapomniane chwile, karabiny z piłami mechanicznymi i efektowne sceny ociekające testosteronem.

To była niewątpliwie dobra gra i po renowacji nadal nią pozostaje, co nie oznacza jednak, że Ultimate Edition jest wersją idealną. Niestety, niektóre aspekty rozgrywki okazują się po prostu lekko przestarzałe, co uświadamia dopiero kontakt z nową edycją.

Gears of War opowiada o wyniszającej wojnie ludzi z rasą Locust, która zamieszkiwała pod powierzchnią planety Sera. Wspomniany wcześniej oddział Delta to grupa śmiałków, którzy podejmują się najtrudniejszych zadań mających na celu wykończenie wrogów. Ich plany krzyżuje generał Raam - okrutny militarny lider Locustów i postrach ludzkiej armii.

Cover image for YouTube videoGears of War Ultimate Edition – The Cole Train Rap

Przez pięć aktów toczymy nierówną walkę dziesiątkując szeregi wroga za pomocą karabinów, granatów, orbitalnych laserów i wszystkiego innego co tylko nam wpadnie w umięśnione ręce. Sama opowieść nigdy nie należała do bardzo ambitnych, ale w ramach kolejnych części skutecznie angażowała graczy i motywowała do dalszej zabawy.

Poza fabułą i charakterystyczną szaro-burą kolorystyką, Gears of War to również wyjątkowa rozgrywka. Szalejąca kamera, gdy biegniemy sprintem, nagradzanie po perfekcyjnym przeładowanu broni, możliwość przepiłowania pobliskiego wroga - te i wiele innych elementów tworzą spójną, satysfakcjonującą i bardzo rozpoznawalną całość.

Czerpanie przyjemności z angażującej kampanii utrudnia trochę niedopracowanie nowej wersji, która przecież miała być „ultimate”, czyli „ostateczną”. Sztuczna inteligencja - zarówno kompanów, jak i wrogów - wydaje się archaiczna. Przeciwnicy często zachowują się kompletnie bezmyślnie, a nawet stoją bez ruchu, przyjmując każdą kulę. Towarzysze nie reagują na komendy w poprawny sposób i zdarza im się strzelać niczym Rambo, ignorując osłony i ostrzał ze strony przeciwnika.

Wiekowy silnik Unreal 3 nie jest już szczególnie imponujący, nie pomaga mu nowy pakiet tekstur otoczenia i bohaterów. Deweloperzy zdecydowali się wykorzystać tę samą wersję technologii, którą zastosowano w oryginale. Wielokrotnie można dostrzec doczytywanie powierzchni obiektów, którym zdarzyło się „spóźniać” nawet do dwudziestu sekund po rozpoczęciu poziomu.

Nowe przerywniki filmowe wyglądają świetnie

Animacje postaci również czasami płatają figle, najczęściej podczas traktowania piłą mechaniczną przeciwników stojących pół metra przed ostrzem - przy niższych oponentach tryskająca krew pojawia się nad głowami, zanim broń w ogóle ich dotknie.

Problematyczna jest także płynność. Znacznie większa moc Xbox One sugerowałaby stałe 60 klatek na sekundę, ale Gears of War: Ultimate Edition działa średnio na 30 klatkach, ze spadkami przy bardziej widowiskowych sekwencjach w trybie dla jednego gracza.

Mogłoby się wydawać, że poza nowymi teksturami, twórcom nie udało się wprowadzić żadnych innych poprawek bądź też modyfikacji. Naprawdę zauważalną zmianą jest tylko znaczne ulepszenie jakości filmowych przerywników.

Możliwość dołączenia do kampanii kolegi siedzącego na kanapie jest teraz momentalna, a każdy gracz może decydować o własnym poziomie trudności. Te drobne usprawnienia względem pierwowzoru są zaczerpnięte z innych części, są dużym plusem względem oryginału.

Poza kampanią możemy również pograć w trybie sieciowym. Mechanika nie wybacza błędów i nowicjusze bardzo szybko poczują brak doświadczenia. W meczach spotykamy mnóstwo weteranów i miłośników serii, więc bez odpowiedniego zapału i cierpliwości trudno czerpać przyjemność z rywalizacji. Najważniejsze, że w trybie multiplayer postawiono na 60 klatek.

Odświeżone lokacje prezentują się nieźle, kiedy doczytają się wszystkie tekstury

Kolejne części cyklu z X360 w trybie wstecznej kompatybilności będą dostępne dla wszystkich, którzy uruchomią Ultimate Edition do końca roku. Opcja będzie dostępna dopiero zimą, więc do tego czasu możemy grać tylko w odświeżoną „jedynkę”.

Gears of War: Ultimate Edition to remake przypominający o dobrych i złych stronach oryginału. Efekty prac twórców nie są jednak na tyle istotne i odczuwalne, by nową edycję nazwać godną swojej nazwy. To po prostu niezły efekt odświeżenia oprawy, ale niekoniecznie rozgrywki. Osoby niezaznajomione wcześniej z serią mogą nie odczuć „czaru” kryjącego się w dziewięcioletnim klasyku.

7 / 10

Nie jesteś zalogowany!

Utwórz konto ReedPop, dołącz do naszej społeczności i uzyskaj dostęp do dodatkowych opcji!

Dowiedz się więcej na temat recenzji, zapoznając się z polityką recenzowania gier.

W tym artykule

Gears of War: Ultimate Edition

Xbox One, PC

Powiązane tematy
O autorze
Awatar Łukasz Winkel

Łukasz Winkel

Recenzent

Zakochany w grach od dziecka. Transhumanista duchem, postmodernista z lenistwa.

Komentarze