Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Gry, które zasługują na prawdziwy remake

Nie tylko Final Fantasy 7.

The Dig

Do łask wracają dziś gatunki święcące triumfy piętnaście lat temu: klasyczne gry RPG i przygodówki. Poza nowymi tytułami, sporym zainteresowaniem cieszą się także starsze gry, jak na przykład dwie pierwsze części Monkey Island, które, dzięki reedycji i poprawionej grafice zyskały szereg nowych odbiorców. Być może słusznym krokiem byłoby przypomnienie innych, równie dobrych i niesłusznie zapomnianych gier przygodowych - takich jak The Dig.

Wydana przez LuckasArts w 1995 roku produkcja na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżnia - akcja przedstawiona jest w 2D, zabawie towarzyszy tradycyjny interfejs. Jest jednak element, który sprawia, że The Dig jest wyjątkowe - to brak humoru typowego dla podobnych „przygodówek”. Mamy do czynienia z poważnym podejściem do tematyki sci-fi.

Fabuła opowiada o losach załogi wahadłowca „Atlantis”, wysłanego w celu zmiany trajektorii lotu asteroidy znajdującej się na kursie kolizyjnym z Ziemią. Po dotarciu na miejsce ekipa odkrywa, że głaz jest w środku pusty. Bohaterowie aktywują mechanizm, który przemienia asteroidę w statek kosmiczny, zabierający astronautów na obcą planetę. Celem jest odkrycie tajemnicy stojącej za zagadką porzuconej cywilizacji i powrót do domu.

The Dig oferował całkowicie inne doznania niż inne gry przygodowe LucasArts. Odmiana w postaci poważnej opowieści science fiction była miłą odskocznią od standardowego tonu opowieści, ustalonego przez serię Monkey Island. Gra urzekała klimatem. Warto byłoby zatem, na modłę Monkey Island: Special Edition, po raz kolejny wydać produkcję, jednak z dostosowaną do współczesnych standardów oprawą. Stworzona od podstaw szata graficzna, czerpiąca ze stylu pierwowzoru, jednak utrzymana w miłej dla oka stylistyce 2D, umożliwiłaby triumfalny powrót tego tytułu.

The Dig powstało jako scenariusz do serialu produkowanego przez Stevena Spielberga - i na filmową oprawę w pełni zasługuje.Zobacz na YouTube

Live a Live

Japońskie RPG warte uwagi to nie tylko Final Fantasy. Istnieje wiele starszych tytułów, które świetnie nadawałyby się jako materiał na remake. Jedną z takich produkcji jest Live a Live - niewydany poza Japonią tytuł z 1994 roku. Przedstawia losy siedmiu pozornie niepowiązanych bohaterów. Każdy żyje w innym miejscu i czasie. Podczas gry śledzimy losy jaskiniowca, wojownika ninja, adepta kung-fu, rewolwerowca, zapaśnika, nastolatka z futurystycznego Tokyo czy w końcu robota. Postacie przeżywają własne przygody. Wątki łączą się w zgrabną całość pod koniec gry.

Na szczególną uwagę zasługuje niezwykłe przedstawienie fabuły i specyficzny gameplay, inny w zależności od wybranej postaci. Gra potrafi również zaskoczyć rozwiązaniami fabularnymi: zwroty akcji, szczególnie pod koniec zabawy, potrafią zaskoczyć nawet weteranów gatunku. Poza oryginalnym scenariuszem, gra oferowała bardzo solidną rozgrywkę: kilkugodzinne rozdziały pozwalają na szybki rozwój każdej postaci, walka o lekkim zacięciu taktycznym przynosi masę frajdy, a dzięki zróżnicowaniu kolejnych epok przygoda nie nudzi i nie wzbudza uczucia monotonii.

Jedyną przeszkodą - poza barierą językową - stojącą na drodze do pełnej satysfakcji z obcowania z grą dzisiaj jest oprawa graficzna. Tytuł nie dorównuje innym, szesnastobitowym szlagierom jRPG, takim jak Final Fantasy czy Chrono Trigger. Świetnym rozwiązaniem byłby w tym przypadku remake - nie dość, że dostosowałby oprawę do oczekiwań współczesnych graczy, to pozwoliłby wielu na kontakt z tym naprawdę wartościowym tytułem.

Gra zasługuje na większy rozgłos - a tym bardziej na remake.

Spyro

Posiadacze konsol stacjonarnych, pamiętający okres świetności pierwszego PlayStation z pewnością z rozrzewnieniem wspominają czasy, gdy platformery stanowiły najbardziej popularny gatunek na rynku. Dziś produkcje tego typu pojawiają się jednak o wiele rzadziej, przynajmniej poza konsolami Nintendo. Dobry remake pozwoliłby poczuć graczom magię i urok dobrej platformówki.

Świetnym materiałem do odświeżenia byłaby pierwsza odsłona Spyro. Wydany w 1998 roku tytuł opowiadał o przygodach sympatycznego, fioletowego smoczka, na którego barkach spoczął los całej krainy. Wszystkie dorosłe smoki zostały przemienione w posągi za sprawą magii złego Gnasty Gnorka. Zadaniem Spyro jest zdjęcie złego zaklęcia, pokonanie czarodzieja, a przy okazji odzyskanie skradzionych jaj.

Gameplay to esencja platformówek - Spyro przemierza kolejne lokacje skacząc, szybując nad przepaściami, zbierając porozrzucane wszędzie klejnoty i walcząc z przeciwnikami za pomocą ognistego oddechu i rogów. Każdy poziom stanowi wyzwanie - niełatwo jest odnaleźć wszystkie znajdźki, a do pokonania niektórych przeciwników potrzebna jest bardziej skomplikowana taktyka niż pojedynczy atak. Gra nie jest zbyt skomplikowana - niemal wszystkie cele stawiane przed graczem są opcjonalne, jednak radość płynąca z obcowania z tytułem sprawia, że nie można odłożyć pada.

Jak na tytuł sprzed prawie dwudziestu lat, produkcja nawet i dziś wygląda dobrze, jednak nowoczesne wydanie - powiedzmy, na silniku nowego Ratchet & Clanka - wyglądałoby genialnie. Spyro, w glorii pełnego HD, stanowiłby wspaniały prezent dla niejednego dziecka - a i wielu rodziców powróciłoby chętnie do Smoczej Krainy.

Gdyby nowsze odsłony Spyro trzymały poziom pierwowzorów, nie musielibyśmy wracać do korzeni serii.

Final Fantasy 6

Remake jakiejkolwiek części Final Fantasy skazany jest na komercyjny sukces. Nawet jeżeli Square Enix zdecyduje się na wprowadzenie radykalnych modyfikacji całkowicie zmieniających odbiór gry, do czytników konsol trafią setki tysięcy kopii. Czy wysokie wyniki sprzedaży sprawią, że doczekamy się kolejnych, mocno odświeżonych odsłon?

Z pewnością gratką dla fanów byłby remake szóstej części sagi. Final Fantasy 7 uważane jest przez wielu za najlepszą odsłonę serii - jednak spora grupa fanów twierdzi, że na palmę pierwszeństwa zasługuje Final Fantasy 6. To właśnie ta część wprowadziła do serii rozbudowany, wielowątkowy scenariusz i złożone pod względem psychologicznym postacie z bogatym tłem fabularnym.

Historia przytaczała losy Terry - ostatniej na świecie osoby potrafiącej posługiwać się magią. Jej zdolności zostają wykorzystane przez Imperium, kontrolujące naszą bohaterkę za pomocą Korony Władzy. Dopiero kontakt z magicznym stworzeniem - esperem - przywraca czarodziejce wolną wolę. Terra rozpoczyna wędrówkę w celu odnalezienia prawdy o sobie i swoim pochodzeniu, po drodze napotykając towarzyszy, z którymi łączy ją chęć zemsty na Imperium za wyrządzone krzywdy.

Śledzenie losów kolejnych członków drużyny (a jest ich, bagatela, szesnastu) to prawdziwa przyjemność. Fabuła oferuje ciekawe zwroty akcji, a rozgrywka wciąga od początku. Nawet oprawa wciąż może się podobać - dwuwymiarowa grafika nie starzeje się tak źle. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by znany z oryginału steampunkowy świat przenieść na silnik Final Fantasy 15 - bohaterowie zyskaliby dodatkowy wymiar. Dosłownie.

Final Fantasy 6 trafiło w nieco odświeżonej wersji na Androida, ale to jednak za mało...

Beyond Good & Evil

Wierzcie lub nie, ale Ubisoft produkował - całkiem niedawno - wysokobudżetowe gry wyjątkowe, oryginalne i fascynujące (dziś to raczej zadanie mniejszych oddziałów firmy). Idealny przykład takiej produkcji to Beyond Good & Evil z 2003 roku.

Świat gry jest naprawdę niezwykły. To połączenie science fiction i fantasy z elementami typowymi dla współczesności. Bohaterką jest Jade. Energiczna, uparta, wrażliwa fotoreporterka, opiekująca się sierotami. Planetę atakują niebezpieczni kosmici, którzy zaczynają porywać dzieci. Jade musi wziąć sprawę w swoje ręce.

Produkcja zachwycała nie tylko projektem lokacji, ale też świetnymi postaciami. Historia angażowała, była tajemnicza i ciekawa. Rozgrywka łączyłą elementy trzecioosobowej gry akcji i skradanki. Walka była przyjemna, tak samo jak eksploracja.

Jasne, Beyond Good & Evil doczekało się wydania HD, jednak to tylko podbicie rozdzielczości. By naprawdę trafić do nowych graczy, potrzebny byłby zupełnie nowy silnik graficzny. Sterowanie musiałoby zostać dopracowane, a jednocześnie należałoby zachować intrygujący charakter świata. Byłoby pięknie... Bo sequela prawdopodobnie się nie doczekamy.

Jade to jedna z najlepiej zaprojektowanych bohaterek w grach wideo

Masz wolną chwilkę? Zostaw komentarz pod tekstem lub zobacz także:

Nie jesteś zalogowany!

Utwórz konto ReedPop, dołącz do naszej społeczności i uzyskaj dostęp do dodatkowych opcji!

Powiązane tematy
O autorze

Adam Tobojka

Contributor

Gdy nie nie gra, stara się udowodnić, że komiks współczesny dorównuje kunsztem dziełom Dostojewskiego. Tęskni za Futuramą.
Komentarze