Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Artur Cnotalski: Pięć najlepszych gier 2016 roku

W różnorodności siła.

W tym cyklu każdy z naszych autorów i dziennikarzy przedstawia pięć najlepszych gier mijającego roku. Zobacz poprzednią listę.

Rok 2016 był dla mnie rokiem srogich zawodów - gier, które obiecywały wiele, a koniec końców okazały się dość przeciętne. Z mojej perspektywy największym rozczarowaniem nie jest No Man's Sky.

Pierwszym poważnym ciosem okazało się Firewatch - gra budująca doskonały klimat i marnująca go kiepską historią. Niezbyt sprawdziła się także druga część Pillars of Eternity: The White March oraz The Walking Dead Michonne - ta ostatnia, podobnie jak Batman od Telltale, pokazuje, że deweloperzy odpowiedzialni za kilka naprawdę dobrych przygodówek wypadli z formy, stawiając ilość nad jakość.

Pomimo początkowego entuzjazmu, zawiodłem się także na nowym Deus Ex - przygody Adama Jensena, choć wciąż całkiem niezłe, nie dotrzymują kroku Human Revolution.

Dość boleśnie przekonaliśmy się także, że opiewana jako przyszłość branży technologia wirtualnej rzeczywistości jest jedynie ciekawostką i to skierowaną do tych zamożnych. Tym bardziej boli fakt, że wiele studiów poświęca czas i pieniądze na tworzenie gier, z których skorzystają nieliczni, zalewając przy tym Steama tytułami dedykowanymi na gogle VR, czasem nawet jednej, konkretnej firmy.

Nie wszystko w 2016 było złe - miałem okazję porozmawiać z fantastycznymi ludźmi: Marcinem Przybyłowiczem, Chrisem Avellone czy Brianem Fargo. Możliwość poznania uzdolnionego muzyka i dwóch legendarnych twórców RPG to zdecydowanie jedne z najlepszych chwil tego roku. Mam nadzieję, że w 2017 będzie ich jeszcze więcej.


XCOM 2

XCOM 2 było jednym z tych tytułów, które w 2016 nie zawiodły i zaspokoiły praktycznie wszystkie pokładane w nich oczekiwania. Kontynuacja wskrzeszonej przez Firaxis serii była większa, ładniejsza i ciekawsza od pierwowzoru, a przy okazji na nowo przemyślała kilka niezbyt ciekawych rozwiązań z jedynki.

Napięcie rośnie z misji na misję

Uwielbiam „filmowość” XCOM - krótkie, dynamiczne scenki, gdy wykonujemy wyjątkowo celny strzał, czy uciekamy w ostatniej chwili z pola bitwy.

Jedynym, co trochę boli, jest umieszczenie kilku naprawdę interesujących pomysłów w DLC - gdybym już w lutym miał możliwość polowania na „bossów”, czy wykonania misji dla Shen, mój zachwyt byłby jeszcze większy. Szczególnie, że cena samych dodatków nie imponuje już tak bardzo.

Nie zmienia to faktu, że nowy XCOM oferuje wymagającą i ciekawą taktyczną rozgrywkę, od której naprawdę trudno się oderwać. Możliwość skonstruowania drużyny ze znajomych i opowiadania historii wojennych z ich udziałem sprawiła, że grało się jeszcze przyjemniej. Nie żałuję ani minuty z kilkudziesięciu godzin poświęconych tej produkcji i myślę, że prędzej czy później jeszcze do niej wrócę.

2. Dishonored 2

Kolejny sequel, który nie zawiódł pod żadnym względem, z wyjątkiem wydajności na PC. Powrót do świata Corvo Attano i Emily Kaldwin, do zachwycającego i nieco przerażającego imperium, dostarcza dużo frajdy. Wyjątkowo przełamałem się, by kupić edycję kolekcjonerską z maską bohatera pierwszej części i sygnetem młodej cesarzowej. Z bólem odkryłem, że nie mam predyspozycji, by nosić steampunkowe okrycie twarzy, nie zmieniło to jednak przyjemności, jaką czerpałem z gry.

Arkane popisało się w tym roku mistrzostwem w rozbudowywaniu świata, jaki poznaliśmy w pierwszej części, o zakątek imperium o nieco innym klimacie - choć kolonialna Karnaca jest wizualnie inna od Dunwall, jest w niej dostatecznie dużo znajomych elementów, byśmy dalej czuli się jak w domu.

Połowa zachwytu nad grą płynie z oprawy wizualnej i jakości grafik - zarówno tych promocyjnych, jak i materiałów dostępnych w samej grze. Jeśli twórcom uda się utrzymać ten sam poziom, z chęcią sięgnę też po tworzone przez nich Prey, mimo że polowanie na kosmiczne gluty nie jest zazwyczaj w obszarze moich zainteresowań.

3. Overwatch

Strzelanka od Blizzarda - razem z Hearthstone - pozwoliła mi się oderwać od dotychczasowego nałogu, Doty 2, by zastąpić go innym. Barwny, przywodzący na myśl twory Pixara świat gadających małp i zgorzkniałych żołnierzy przypomniał mi setki godzin spędzone w Team Fortress 2.

Gra ma niepowtarzalny charakter

Chociaż nigdy chyba nie przestanę zachwycać się serią „Meet The...”, promującą poszczególne postaci z gry Valve, muszę przyznać, że Overwatch sprawia jeszcze więcej frajdy niż ten kultowy tytuł.

Cieszy zarówno świetnie przemyślana rozgrywka, oprawa audiowizualna, jak i doskonały kontakt twórców z publicznością - Jeff Kaplan szybko reaguje na uwagi i krytykę, a słuchanie go, gdy zapowiada nowe funkcje lub zmiany, jasno daje do zrozumienia, że kocha grę równie mocno, co bawiący się przy niej gracze.

Z początku Blizzard nie radził sobie najlepiej z bardziej niezobowiązującymi trybami gry - cotygodniowe Brawle były dość nudne i dopiero w ostatnim czasie ten aspekt nabrał rumieńców. Świetny Lucioball i całkiem zabawna bitwa na śnieżki między przepraszającymi za wszystko Mei, dają solidną odskocznię od trudów walki o cenne punkty rankingowe.

4. Stories: The Path of Destinies

Przygody dzielnego lisa-zawadiaki były dla mnie chyba największym zaskoczeniem tego roku. Gra prezentowała się dobrze na obrazkach i w filmikach, jednak właściwa rozgrywka okazała się jeszcze lepsza.

Stories w ciekawy sposób podchodzi do narracji, opowiadając historię w taki sposób, że nawet gdy musimy zacząć od początku i przebiegać przez te same lub bardzo podobne korytarze, mamy wrażenie, że przeżywamy przygodę na nowo.

Ta niepozorna gra akcji zaskakuje świetnym pomysłem na prowadzenie opowieści, a lekka rozgrywka wymagająca od nas akurat tyle, by nie być zbyt trudną, ani zbyt łatwą, wspomaga tylko płynne przechodzenie przez kolejne wersje tej samej historii.

Path of Destinies wnosi powiew świeżości do gier akcji i bawi się konwencją tak sprawnie, że przez cały czas spędzony na walce ze złymi krukami miałem uśmiech na twarzy.

5. Orwell

Ostatnia z gier na mojej liście, to zdecydowanie tytuł nie dla wszystkich - i to nie tylko dlatego, że porusza poważne tematy. Twórcy w ciekawy sposób podeszli do kwestii inwigilacji, stawiając odbiorcę w roli kogoś, kto musi przegrzebywać się przez prywatne życia zwyczajnych ludzi, zaglądać za kulisy, pomagać i szkodzić.

Zabawa w Wielkiego Brata

To historia detektywistyczna, w której jesteśmy zdecydowanie zbyt blisko bohaterów dramatu, gdzie czujemy, co przeżywają na co dzień. Obserwujemy, jak rozmawiają, co do siebie piszą i oglądamy, jak się zmieniają.

Większość czasu spędzamy przeczesując rozmaite dokumenty i prywatne rozmowy podejrzanych, szukając poszlak, a chociaż gra nie zachwyca wizualnie, ani nie porywa prostą ścieżką dźwiękową, ma niesamowitą atmosferę i porusza ważny, interesujący temat - prywatność w dobie Internetu.

Zdecydowanie warto poświęcić kilka godzin, by poznać przygotowaną przez twórców fabułę, choć przyznam, że bez wątpienia najlepszą częścią gry jest pierwsza sprawa, nawet jeżeli wyeliminujemy z niej wątek moralności i etyki.

Nie jesteś zalogowany!

Utwórz konto ReedPop, dołącz do naszej społeczności i uzyskaj dostęp do dodatkowych opcji!

Powiązane tematy
O autorze

Artur Cnotalski

Contributor

Komentarze