Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Recenzja Aragami - daleki kuzyn Tenchu

Ninja w cieniu.

Solidna skradanka z przyjemną dla oka oprawą graficzną. Idealny wypełniacz czasu oczekiwania na Dishonored 2.

Tytułowy Aragami to nieumarły ninja, przywrócony do życia przez istotę o imieniu Yamiko. Zabójca utworzony z cienia i mroku ma pomóc dziewczynie w ucieczce z fortecy, pilnie strzeżonej przez wojowników światła.

Historia jest banalna i nieciekawa. To prosta opowieść o wojnie klanów, zemście i sprawiedliwości, a w całej grze nasz bohater jest wyłącznie pionkiem. Choć coraz bardziej świadomym, bo z kolejnymi misjami zaczyna przypominać sobie przeszłość i wydarzenia, których był świadkiem.

Nawet gdyby warstwa fabularna nie istniała, nie stracilibyśmy wiele. Na pierwszy plan szybko wychodzi bowiem wciągająca rozgrywka, którą świetnie uzupełnia efektowna oprawa - rysunkowa grafika cieszy oko idealnie wpisując się w klimat produkcji.

Aragami jest skradanką, w której akcję obserwujemy zza pleców postaci. Przebywając w mroku, bohater ładuje swoje nadprzyrodzone zdolności, które dość mocno przypominają umiejętności specjalne Corvo znanego z Dishonored.

W cieniu nie tylko ukrywamy się przed wzrokiem wroga, ale i ładujemy umiejętności specjalne asasyna

Przykładowo, będąc w cieniu możemy teleportować się w inne zacienione miejsca, w określonej odległości od Aragamiego. Możemy też sami tworzyć cień, albo używać kruka, który wskaże najważniejsze cele czy oznaczy przeciwników. Talentów nie ma może zbyt wiele, ale są na tyle przemyślane i umiejętnie wkomponowane w mechanikę rozgrywki, że korzysta się z nich z przyjemnością.

W tego typu produkcjach istotne jest, aby przeciwnicy nie byli tępymi osiłkami niereagującymi na widok martwego towarzysza leżącego krok przed nimi, ale ważne też, by nie okazali się przesadnie wyczuleni na byle szmer dobiegający z dużej odległości.

Na szczęście studio Lince Works idealnie zbalansowało poziom trudności. Przeciwnicy żywo interesują się odgłosami dobiegającymi z bliskiej okolicy, a na widok ciała towarzysza szybko podbiegną i zaalarmują kolegów.

Zobacz na YouTube

Istotnym utrudnieniem jest fakt, że Aragami nie zachęca do otwartej walki. Większość spotkań twarzą w twarz z wrogiem skończy się naszą błyskawiczną śmiercią. Przeciwnicy dysponują mieczami utworzonymi ze światła, które - co jasne - są zabójcze dla wojownika cienia.

Poziomy mają otwartą budowę i są dość rozległe. Często wielopoziomowe i ciekawie skonstruowane, więc nigdy nie dochodzi do sytuacji, gdy odczuwamy monotonię, skrywając się przed kolejnymi strażnikami.

Z drugiej strony, mamy czas na główkowanie i spokojnie szukamy najlepszego sposobu na przejście etapu. Bo walczymy nie tylko z ludźmi, ale i z otoczeniem. Miejsca oświetlone nie tylko odsłaniają naszą pozycję, ale wysysają z bohatera mrok napędzający specjalne umiejętności.

Oczywiście, gdy tylko chcemy, możemy przejść przez grę nie zabijając nikogo, za co zbierzemy dodatkowe punkty do podsumowania wyświetlanego po zakończeniu każdego etapu. Niemniej, Aragami skonstruowano tak, że osoby „czyszczące” poziomy z każdego przeciwnika, nie są karane za zabójstwa, a wręcz są do tego zachęcane. Koniec końców, gramy przecież jako asasyn.

Bezpośrednia konfrontacja to bardzo zły pomysł, o wiele lepiej zajść wroga od tyłu i zadać śmiertelny cios

Irytować może kłopotliwy system zapisu niepotrzebnie komplikujący rozgrywkę. Plansze są rozległe, a mimo to nie możemy „save'ować” wtedy, gdy mamy na to ochotę. Niestety punkty kontrolne rozmieszczone są rzadko, przez co niejednokrotnie powtarzamy dość obszerny fragment gry, przechodząc go metodą prób i błędów.

Tytuł nie jest też odpowiednio zoptymalizowany, co bywa denerwujące. Nawet na kartach graficznych z wyższej półki zdarzają się spadki animacji - to typowe dla wykorzystanego przy produkcji silnika Unity.

Debiut hiszpańskiego studia wypadł naprawdę dobrze. Aragami nie jest grą wybitną i nie wyróżnia się zanadto z morza produkcji niezależnych, ale okazuje się kompletną i solidną skradanką, z którą miło spędzimy około dziesięciu godzin.

7 / 10

Read this next