Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Recenzja Master of Orion - strategia bez duszy

Poprawny 4X.

Klasyczna kosmiczna strategia turowa, ale pozbawiona głębi rozgrywki, mocno uproszczona i na dłuższą metę monotonna.

Wargaming przywróciło do życia nieco już zapomnianą, choć kultową markę, która kiedyś zdefiniowała gatunek strategii turowych typu 4X. Nowy Master of Orion oferuje klasyczną rozgrywkę - eksplorując galaktykę poznajemy nowe rasy, nawiązujemy sojusze, toczymy wojny, a przede wszystkim kolonizujemy i rozwijamy planety.

To właśnie zajmowanie kolejnych układów planetarnych stanowi oś rozwoju naszej rasy. Zasiedlając odkryte światy, konstruujemy na powierzchni budynki, które pozwalają tworzyć jednostki lub zwiększają postęp technologiczny, ekonomię bądź biosferę.

Jest też spore drzewko technologiczne, które przyjdzie nam odkrywać w miarę postępów w grze. W Master of Orion: Conquer the Stars znalazło się wszystko to, do czego przyzwyczaiły nas podobne produkcje, ale nic ponad to.

Na wyróżnienie zasługuje całkiem niezły model dyplomacji. O ile opcji komunikacji z innymi rasami może nie jest dużo, to przeciwnicy zachowują się sensownie. Jeśli raz zdradziliśmy sojuszników, to do końca już pozostają nieufni. Postępują logicznie i z poczuciem własnego interesu.

Bitwy może i robią wrażenie, ale samodzielne sterowanie jednostkami nie angażuje

Co istotne, możemy rozpocząć zabawę jedną z dziesięciu (a w wersji kolekcjonerskiej jedenastu) ras lub stworzyć własną od podstaw. Frakcje są są mocno zróżnicowane wizualnie, a przedstawiciele każdej z nich są świetnie animowani.

Alkari są dumni i dostojni, a Terranie mroczni i podstępni. Co jasne, wszyscy różnią się między sobą także cechami oraz dostępnymi jednostkami. Każda to także odpowiedni rys historyczny, przedstawiony w krótkich opisach oraz filmie wprowadzającym.

Całość kampanii toczy się niemal wyłącznie na mapie kosmosu. Naszym zadaniem podczas 500 tur jest rozwinięcie tak potężnej cywilizacji, by zdominować inne. Oczywiście poprzez eksplorację, dyplomację bądź działania militarne. Tak jak wspomniana dyplomacja prezentuje się od dobrej strony, tak odkrywanie światów i walka są zupełnie niesatysfakcjonujące.

Mapy są nużące, mało zróżnicowane i niewiele się na nich dzieje. Rzadko pojawia się anomalia do zbadania, pozostałość pradawnej rasy czy jakiś wielki robal, którzy pożre nam statki. Co gorsza, kilka rodzajów planet też szybko się „opatrzy”, więc gdzieś ginie chęć odkrywania tego, co nieznane. Kolejne planety traktujemy niczym farmy stanowiące o sile rozwoju i potędze naszej cywilizacji.

Co jakiś czas obserwujemy scenki z galaktycznej telewizji

Nie inaczej jest z bitwami, które zwyczajnie nie ekscytują. Niby można je rozegrać w czasie rzeczywistym, ale są zrealizowane tak przeciętnie, że bardzo szybko przestawiamy się na automatyczne potyczki, poznając jedynie wynik starć. Warto dodać, że dostępnym jednostkom wojskowym brakuje różnorodności.

Kiedy uproszczony model rozgrywki prowadzi do tego, że w strategii 4X nie fascynuje eksploracja i walka, to warto się zastanowić do jakiego odbiorcy kierowana jest ta gra i jaki był cel jej stworzenia - to bez dwóch zdań tytuł wyłącznie dla początkujących, a nie dla weteranów gatunku.

Nie da się oprzeć wrażeniu, że twórcy gry skupili się na wodotryskach. Miejscami bardzo efektownej grafice, świetnych animacjach, genialnej muzyce czy zatrudnieniu doborowych aktorów, którzy sprawiają, że warstwa audio wypada rewelacyjnie.

Mapa galaktyki jest czytelna, podobnie jak cały interfejs

Zapomniano jednak o tym, co najważniejsze. Master of Orion nie angażuje i nie ma duszy, a o „syndromie jeszcze jedne tury” można w ogóle zapomnieć. Mikrozarządzanie męczy, na równi z pojawiającymi się przerywnikami telewizyjnymi, pokazującymi kosmiczne wiadomości.

Co gorsza, gra bardzo szybko staje się po prostu nudna, kiedy to po kilku godzinach rozgrywki głównym wypełniaczem czasu okazuje się klikanie w przycisk z napisem „następna tura”. Im więcej tur kończyłem, tym bardziej narastało poczucie straconego czasu.

W dobie tytułów takich jak Galactic Civilizations 3 czy Stellaris, Master of Orion wydaje się być grą co najwyżej poprawną, pozbawioną rażących błędów, ale też płytką. Można ją polecić wyłącznie tym, którzy chcą rozpocząć przygodę z gatunkiem strategii 4X. Pozostali się rozczarują.

6 / 10

Read this next