Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Powrót do Archiwum X

Miłe spotkanie ze starymi znajomymi.

„Z Archiwum X” po piętnastu latach przerwy powróciło na ekrany telewizorów. Choć powrotu tego nie można nazwać idealnym, to kolejne odcinki posiadają wciąż tę charakterystyczną magię, która ponad dwie dekady temu sprawiła, że miliony ludzi na całym świecie zapragnęło odkryć prawdę, która była... gdzieś tam.

O starym „Z Archiwum X” nie można mówić inaczej niż w ramach fenomenu. Świetne aktorstwo, nietuzinkowe historie łączące thriller, kryminał, science-fiction i horror - wszystko to składało się na niezwykłe doświadczenie, którego nie udało się powtórzyć chyba żadnemu innemu widowisku telewizyjnemu.

Serial rewolucjonizował sposób przedstawienia fabuły - wierni fani śledzili serię w poszukiwaniu poszlak dotyczących globalnego spisku i ingerencji Obcych w ludzkie życie, oglądając odcinki łączące się w wątek Muldera dążącego do odkrycia prawdy o kosmitach. Widzowie poszukujący opowieści z dreszczykiem otrzymywali natomiast historie o duchach, mutantach i potworach, które zamykały się w jednym epizodzie.

Najnowszy sezon wiernie kontynuuje tę tradycję. Otrzymujemy zarówno epizody mitologiczne (burzące dotychczasową wizję konspiracji, dwuczęściowe „My Strugle” i wzbudzające dreszcze „Founder's Mutation”), jak i typowe jednostrzałówki (przezabawne „Mulder and Scully meet the Were-Monster” czy oddające ducha klasycznych odcinków „Home Again”).

Prawda jest gdzieś tam. Czy tym razem uda się ją odkryć?

Tutaj właśnie pojawia się największy problem dziesiątej serii „Z Archiwum X”. Nowe odcinki, bardziej niż kontynuacją, są hołdem dla swoich poprzedników. Każdy element to trybut dla starszych sezonów - od rozwiązań fabularnych, przez charakter postaci, po konstrukcję sezonu. Wszystkie epizody to kopalnia nawiązań i easter ergów - jak chociażby pojawiający się na moment w narkotycznej wizji Muldera Langly, jeden z Samotnych Strzelców. Dla fana taka forma jest idealną. Dla osoby postronnej, która liczy na dobry serial grozy - już mniej.

Choć od emisji ostatniego odcinka „Z Archiwum X” minęło piętnaście lat, oglądając nowe epizody ma się wrażenie, że upłynęło zdecydowanie mniej czasu - zarówno dla agentów FBI, jak i samych producentów serialu. Ci drudzy zdają się nie zauważać, że telewizyjne widowiska poszły zdecydowanie do przodu. To co straszyło ponad dwadzieścia lat temu, dzisiaj - w dobie „The Walking Dead” i „American Horror Story” - raczej nikogo nie przerazi, a co najwyżej wywoła lekki uśmiech.

Czy wierne trzymanie się wzorca sprzed lat jest wadą - o tym ciężko zadecydować. Dla mnie, jako fana serii, nowy sezon „Archiwum” jest jak miłe spotkanie z dawno niewidzianymi znajomymi. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że dla postronnego obserwatora premierowe odcinki będą sprawiały wrażenie na siłę adaptowanych do współczesnych realiów scenariuszy z lat dziewięćdziesiątych.

A szkoda, bo w serialu ciężko doszukać się większych wad. David Duchowny i Gillian Anderson z wdziękiem powracają do ról najpopularniejszych detektywów FBI. Aktorzy z odcinka na odcinek grają coraz lepiej - nieco sztywne występy w odcinku otwierającym zrzucić można na karb długoletniej przerwy i odpoczynku od wcielania się w agentów federalnych.

Zobacz na YouTube

Historie opowiedziane w dziesiątym sezonie nie zawodzą. Na pierwszy plan wybijają się pojedyncze, nienawiązujące do mitologii serialu. Wspomniane wcześniej „Home Again” i „Mulder and Scully meet the Were-Monster” plasują się jako najlepsze odcinki nie tylko tego sezonu, ale i w ogóle całego „Z Archiwum X”. Nieco słabiej wypadają odcinki mitologiczne, ale i one świetnie wkomponowują się w całość opowieści o poszukiwaniu Prawdy.

Obok powracających postaci (takich jak dyrektor Skinner czy Palacz) mamy okazję poznać kilka nowych twarzy. O ile młodzi agenci FBI - Miller i Einstein - nie są specjalnie interesującymi postaciami, o tyle Tad O'Malley, milioner prowadzący własne internetowe show o globalnej konspiracji, świetnie wpisuje się w fabułę. Ogrywający go Joel McHale jest charyzmatyczny i przekonujący; pozostaje mieć tylko nadzieję, że powróci w kolejnym sezonie.

To, że kolejny sezon powstanie, jest rzeczą pewną. Nie tylko ze względu na cliffhanger z końcówki finałowego odcinka, ale rekordowe - także i w Polsce - wyniki oglądalności. Zarówno aktorzy, jak i producenci wyrazili chęć kontynuacji serii. Fani z pewnością z otwartymi ramionami przyjmą kolejne odcinki „Archiwum X”. A reszta? Cóż, może i oni w końcu zechcą uwierzyć.

Read this next