Skip to main content
Jeśli klikniesz link i dokonasz zakupu, możemy otrzymać małą prowizję. Zobacz politykę redakcyjną.

Felieton: Rzecz o ocenach gier

Zmiana perspektywy.

„Obiektywne recenzje”, „uniwersalne oceny”, „optymalne 8/10” - czas zdać sobie sprawę, jak nieadekwatne to stwierdzenia.

Powiedzieć, że Fallout 4 to gra daleka od ideału, to jakby stwierdzić, że to po prostu tytuł Bethesdy. Dla jednych gra roku, dla innych produkt tak mocno nieistotny, że wręcz niezauważalny. W obu przypadkach, jak i każdym innym, to jednak znakomity wyznacznik, w jakim stanie znajduje się odpowiedzialna za krytykę część rynku gier wideo.

W ostatnim czasie dopiąłem swego i skończyłem Dragon Age: Inkwizycja na poziomie „Koszmar”, a zmagania z najtrudniejszą wersją gry zagwarantowały platynowe trofeum. Można powiedzieć, że wreszcie dotarłem do punktu, w którym znam każdy zakątek tego świata. I, będąc zupełnie szczerym, w takim momencie każdy recenzent mógłby się zastanowić, czy uprzednio wystawiona grze BioWare ocena była sprawiedliwa.

Mam ten komfort, że nie przydzielałem Inkwizycji oceny. Mało tego, przez ostatnie lata media, w których publikowałem teksty, nie wymagały recenzji z finalną oceną. Co by było jednak, gdybym miał wystawić cyfrową notę? Różniłaby się na początku, po pierwszym przejściu gry, jak i po jej mocnym „ograniu” już dla samego siebie, dla frajdy związanej z pełną eksploracją. Niekoniecznie byłaby niższa!

Inkwizycja sprawdziła każdy zakątek (Źródło: zastavki.com)

Mało kiedy zdajemy sobie sprawę, że przedstawione opinie to często bardzo świeże wrażenia, osadzone w całym spektrum czynników. Wpływ mają zapatrywania autora na serię i producenta, jego styczność z innymi tytułami (nie tylko tymi bliskimi gatunkowo), deadline'y na przygotowanie materiału, a nawet - co może jest już mnie profesjonalne, ale zwyczajnie ludzkie - sprawy osobiste.

W tym kontekście ciekawy wydaje się ruch serwisu Kotaku, który właśnie zrezygnował z ocen. By być dokładnym, serwis już od dawna nie używał końcowych cyferek, a bazował na trzech stopniach: „Tak”, „Nie” oraz „Nie teraz”.

Obecnie zabraknie nawet tego elementu, a nacisk zostanie położony na treść recenzji. Jak możecie się domyślać, opinie na ten temat nie są jednostronne.

Decyzja ma jednak swoje uzasadnienie. Te trzy słowa kryły za sobą szereg komplikacji. Czy „Tak” jest współmierne dla Wiedźmina 3 i Dragon Age: Inkwizycja? Czy „Nie teraz” dla dowolnej gry, która wymaga jedynie kilku łatek, jest równe „Nie teraz” dla tytułu z kłopotliwymi serwerami, ale świetną ideą? Wiele dyskusji stoczono dla obrony tego systemu, równie wiele za jego usunięciem. Redakcja musiała opowiedzieć się po którejś ze stron.

Niemniej, bieżące obciążenie recenzenta i jego osadzenie w rzeczywistości mają wpływ nie tylko na ocenę, ale i całą publikację. Modyfikowanie systemu werdyktów jest więc jedynie tymczasowym łataniem problemu.

Przez długi czas dorastałem do tego stanowiska, ale wreszcie mogę to stwierdzić: najlepszą formą recenzji (a w zasadzie jej dopełnieniem) wydaje się ekosystem streamów. „Strumyki” wolne są od chłodnej kalkulacji, powolnego dobierania słów. Bazują na emocjach i bieżących reakcjach graczy.

Dotychczasowa ramka z oceną w serwisie Kotaku

Czy najlepszą recenzją ostatniego Dragon Age nie będzie fakt, że w Inkwizycję grają już tylko najwięksi zapaleńcy? Dla osób, które dopiero zastanawiają się nad kupnem, stream z rozgrywki może być lepszą recenzją niż tysiące znaków tekstu.

Zwłaszcza że łatwiej tam o odpowiedź na dręczące pytania. W dniu premiery danej gry przybiera to inną formę: oglądając stream decydujemy, czy podoba nam się to, co właśnie widzimy. Zderzamy to z reakcjami innych.

Może media powinny zrezygnować z recenzji pisanych? To chyba też nie najlepszy pomysł. Taki krajobraz rynku gier byłby trudny do zaakceptowania. Recenzje to również emocje, to żywe dyskusje o ocenach właśnie. Wszystko to nadaje naszemu hobby dodatkowych kolorów, choć czasami są to barwy wojenne.

Tak jak są ludzie preferujący Sapkowskiego nad Miltona, tak i zawsze będą zwolennicy różnych form krytyki. Przynajmniej do czasu, gdy kolejne pokolenia nie stracą zupełnie zainteresowania procesem czytania.

Read this next